auto w Szwajcarii,

Jak znaleźć mechanika w Szwajcarii i czy nie lepiej przez granicę? + rejestracja kołowca w CH

/pexels

Święta, święta a ja o mechaniku. A właśnie przez to, że trzeba mieć czym na te święta pojechać, a tuż przed turbowyprawą auto stwierdziło, że pokaże nam figę. To co? Mechanik w Szwajcarii czy we Francji, czy Włoszech, czy Niemczech?

W pierwszym odruchu i po sprawdzeniu cen mechaników szwajcarskich (100CHF za godzinę pracy) uznałam, że nawet chyba nie mam co ani kogo pytać o rekomendację. Idąc tropem - w Polsce da się naprawić auto w Feu Vert - wklepałam najbliższy przy francuskiej granicy i udałam się tam z moimi plamami oleju. Może nie są to najlepsze warsztaty, ale trochę jak samochodowy Mc Donald, wiesz czego się spodziewać w przeciwieństwie do "pana z bannera". Francuskie Feu Vert (przynajmniej w mojej okolicy) co najwyżej wymienia opony, ale polecili mi warsztaty w okolicy.

Francuscy mechanicy:

- odsyłali mnie jeden do drugiego
- nie gadali w innym języku niż swój (niby zrozumiałe, ale przyda się do porównania)
- "nie mieli czasu" i nie byli proklienccy
- marnowali mój czas - to najlepszy punkt - jeden koleś, który podniósł rękawicę zamiast kręcić nosem na moje zjawisko, kazał mi zostawić auto na cały dzień u siebie w warsztacie, żeby zobaczyć co jest i najpóźniej do końca dnia naprawić. Umówiliśmy się, że jak zrobi albo jak będzie wiedział co jest i ile złota mam przywieźć, to zadzwoni, a ja będę gdzieś w kawiarni w okolicy, bo nie opłaca mi się wracać do CH. Przygotowana na tę okoliczność wzięłam ze sobą stosy francuskich gazet, które odkładam na wieczne później, żeby sobie przetłumaczyć... no ale ile można... Gdy już zaczęłam puszczać bańki nosem, a obsługa zaczynała nową zmianę w kawiarni, stwierdziłam że podejdę do "uprzejmego pana zapytać co tam", bo aż dziwne, że nie dzwoni. Gdy przyszłam, po 2/3 zmarnowanego dnia, "uprzejmy pan" oznajmił, że: EUREKA! Cieknie mi olej... i że jak umyję silnik (mogę pojechać zaraz obok przecież, a jesteśmy we Francji i on nie ma obowiązku mi myć silnika), to dokładniej zobaczy i dopiero powie ile kosztuje naprawa, a w ogóle to mam przyjechać w przyszłym tygodniu i zostawić auto na 2 dni... !@#$%^&*(
Wkurzywszy się niezmiernie stwierdziłam, że nie chcę z tym i innymi francuskimi bucami mieć nic do czynienia, a auto i tak jest tak stare, że będę nim jeździć aż się rozpadnie.
Z anegdot - francuski kolega machnął ręką na mój problem i powiedział: dolewaj olej i jeździj, chyba że będzie plama pod samochodem, a nie kropelki xD. No i to to ja rozumiem :).

Niemniej auto nie popuściło. Parę dni później niczego się nie spodziewając odpalam autko, a tam kontrolka baterii. To co ja na to? No co, pali się. To niech się pali, jadę w ch*. I dupa, moje autko ma taki sprytny system, że przy tego typu problemie wyłącza wspomaganie i wszelkie inne funkcje, które mogą baterię obciążyć, więc przy mojej krzepie mogłam jechać co najwyżej do przodu lub... do tyłu.

Dobrze mieć w domu małego einsteina, który swoimi magicznymi różdżkami ogarnął, że jest problem z alternatorem i jeżeli mam gdzieś tym autem dojechać, to co najwyżej kilka kilometrów lub laweta. Więc opcji mieliśmy niewiele.

Rozdzierając portfel na pół, szukając kurzu po pieniądzach i z duszą na ramieniu dojechaliśmy do Garage Baudet w Chavannes-de-Bogis i mogę to miejsce polecić wszystkim! (z Oplem, Isuzu, Chevroletem lub innym wynalazkiem General Motors). Nawet jakbyście mieli jechać z Zurychu :).

Szwajcarski mechanik:

- trafi się gadający po angielsku
- trafi się uczciwy - po zostawieniu auta zadzwonił radośnie, że to nie alternator tylko część między rozrządem, a alternatorem, więc zapłacimy o połowę mniej
- trafi się jakościowy - przeglądy w Szwajcarii są bardzo rygorystyczne, więc i mechanicy muszą umieć naprawić auto pod takie przeglądy
- trafi się pomocny i prokliencki i komunikatywny
- trafi się taki, do którego przyjeżdża się z Francji ;) a nie odwrotnie

Wielu doświadczeń nie miałam, albo miałam dużo szczęścia mimo wszystko, ale wniosek jest prosty: rygor przeglądów i wysoka konkurencja rynkowa oraz bliskość i łatwość przekraczania granic wymusza na tutejszych mechanikach wysoki poziom usług.
A jeśli po prostu mam szczęście to polecam ww. warsztat :).

A wisienką na torcie będzie garść fakcików o rejestracji pojazdu w Szwajcarii (UWAGA! Mogą być różnice międzykantonalne):
- jeśli jest to mienie przesiedleńcze to zapłacisz tylko drobną opłatę na cle (u mnie było 20 franków)
* jeśli masz auto od niedawna (bodajże krócej niż pół roku) to zostanie to zakwalifikowane jako normalny import - niemałe podatki etc.
- dostaniesz liścik informujący, że w przeciągu roku masz przerejestrować auto i wymienić prawo jazdy na szwajcarskie
* Jeśli nie wymienisz prawka - stracisz je i będziesz musiał/a zdawać prawo jazdy w Szwajcarii (nie tanio...)
* Aby zarejestrować auto w Szwajcarii musi ono być w bardzo dobrym stanie i trzeba np. pojechać z umytym silnikiem aby na przeglądzie mogli zobaczyć czy są gdzieś wycieki...

W związku z powyższym moje auto nie nadaje się do rejestracji w CH, a w Polsce przechodziło "na legalu" bez mrugnięcia okiem ;). Albo może na trzepot blond rzęs?

10 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

autobus,

Jak tanio dotrzeć do Genewy?

/pexels

Post będzie krótki bo sprawa jest relatywnie prosta. Szwajcaria, a przede wszystkim Genewa i Zurych są bardzo drogie, ale da się tanio tutaj dotrzeć.

Jest bardzo tanie połączenie Easyjet z Genewą z Krakowa.
Pojedyncze loty potrafią kosztować kilkadziesiąt złotych. Powiedzmy, że przy zaplanowanym odpowiednio wcześniej locie w dwie strony wychodzi średnio 200zł. A może i się udać dorwać lepszą cenę.

Do Krakowa spokojnie można dotrzeć "pędolino" (bilet kupiony dużo wcześniej może kosztować 45-90zł) lub także dorwaną promocję na lot (podobno da się polecieć nawet za 7zł w jakiejś promocji :) ).

Można też znaleźć przejazd na blablacar - szczególnie w okresie świąt/wakacji. Wiadomo, jest to mniej pewne miejsce, bo ktoś może odwołać przejazd, może mu się zepsuć samochód albo nie wiadomo z kim jedziemy. Warto rezerwować tego typu przejazdy u osób z zweryfikowanymi profilami i dobrymi ocenami (doświadczonych). O dziwo, w tym wypadku im bliżej do daty wyjazdu, tym więcej ofert, bo wielu kierowców wstawia swoje przejazdy na ostatnią chwilę.

Dla wojażerów jest też opcja przejazdu FLIX bus. Np. do Monachium i potem do jednego z wielu miast obsługiwanych w Szwajcarii. De facto 2 bilety, ale bardzo tanie.

Można też próbować dostać się do miast okolicznych posiadających lotnisko lub dobry węzeł komunikacyjny, np. Lyon i ogarnąć transport z owych miast do Szwajcarii.

Dla chcącego nic trudnego i nic drogiego ;).

A jak Wy podróżujecie do/z Szwajcarii?

0 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

cło,

Jak wysłać coś do Szwajcarii bez cła?

/

Jak już parokrotnie wspominałam Szwajcaria nie jest w Unii i ma odrębne przepisy celne. W zasadzie większość informacji na temat przesyłek do Szwajcarii można swobodnie znaleźć tu: SWISS POST, niemniej mały przewodnik po polsku dla pogubionych się przyda. Ludzie kombinują ze skrytkami pocztowymi we Francji, przesyłaniem do znajomych przy granicy, cudują, a wystarczy zrozumieć przepisy.

Kiedy nie trzeba płacić cła otrzymując zagraniczną przesyłkę?

- Jeśli przesyłka jest warta mniej niż 5 CHF
- Jeśli przesyłka jest wysyłana jako prezent/przesyłka prywatna i jest warta mniej niż 100 CHF


Wszystkie inne przesyłki podlegają cłu, VAT i opłacie manipulacyjnej (koszty urzędowe). Kocham Szwajcarię za jej prostotę ;).

W ten piękny sposób rodzina lub znajomi mogą nam prezentować to, czego w Szwajcarii nam najbardziej brakuje ;), a z polskimi cenami ciężko ww. limit przekroczyć.

Pamiętajcie, aby przesyłka była dokładnie opisana jako prezent/prywatna i dobrze też aby miała opisaną zawartość i jej wartość. Jeśli celnicy zdecydują się otworzyć przesyłkę dla pewności, możemy zostać obciążeni kosztami administracyjnymi.

4 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

apero,

Sąsiedzi po szwajcarsku i "okna adwentowe" - fenetres de l'avent

/
Czyli jak się żyje z szwajcarskimi sąsiadami i ciekawe zwyczaje z mniejszych miejscowościach.

Jak się żyje? Tego w sumie nie wiem, bo w całym (małym) budynku mamy całą jedną rodzinę szwajcarską i to też nie 100%. W miejscowości, w której mieszkam, jest ponad 60% obcokrajowców reprezentujących ponad 90 nacji.

Na razie nie zaobserwowaliśmy żadnych problematycznych historii, nie zachowujemy się 100% według szwajcarskich zasad (pralka, spuszczanie wody w nocy i inne ciekawe przypadki), a nikt się jeszcze do nas nie przyczepił... tfu tfu

Sąsiedztwo tu jest zdecydowanie inne niż w Polsce (dużych miastach) - ludzie nie uciekają przed sobą ze spuszczoną głową udając, że się nie widzą. Wszyscy się witają, żegnają, oferują pomoc, otwierają drzwi jak się puka/dzwoni i są bardzo otwarci i sympatyczni.

W Halloween na naszym osiedlu była impreza dla dzieci na podwórku, a teraz są tzw.:

FENETRES DE L'AVENT

co w wolnym tłumaczeniu oznacza okna adwentowe, a w naszym kontekście... "okna sąsiedzkie".

Chętni wpisują się na listę z grudniowymi datami i w "swoim okienku" dekorują swoje okno świątecznie i zapraszają do siebie wszystkich mieszkańców danej miejscowości. W większości spotkania te są organizowane na podwórku przed domem/blokiem od 18-19.30. Oczywiście, klasycznie, apero - czyli przygotowują przekąski i napitek (wino/poncz/wodę/inne).

Informacja o "kalendarzu okien" pod koniec listopada ląduje w Twojej skrzynce pocztowej.

Jest to fajna okazja do poznania swoich sąsiadów i zabicia zimowej nudy.

Jak widać, poczucie wspólnoty w Szwajcarii jest bardzo "oddolne" i zarówno umila to codzienność jak i pozwala na realnie demokratyczne sterowanie krajem.

Zarazem też Szwajcarzy i mieszkańcy Szwajcarii rzadko obnoszą się ze swoim statusem. Okna adwentowe nie są wykorzystane do pokazania "kto kupił większe, lepsze, ładniejsze czy droższe światełka". Z dotychczasowych obserwacji okolic Genewy widzę, że jest skromnie i liczą się relacje z ludźmi. Szwajcarów odróżnia między sobą co najwyżej marka auta, zegarek i składka na ubezpieczenie zdrowotne :D, a z bardziej detalicznych - posiadanie versus wynajmowanie mieszkania (tu, aby dostać kredyt, trzeba mieć naprawdę dobrą sytuację finansową i zdolność na... 120 lat...) ale nikt nie będzie stroszył pawia przed Tobą.

A jak poznać sąsiadów nie mając tego typu okazji w swojej okolicy?
My przedsięwzieliśmy akcję pt.: pukamy (do) sąsiadów w weekend.
W czwartek zostawiliśmy wszystkim w skrzynkach karteczki, że będziemy pukać żeby się poznać i jak mają coś przeciwko, to żeby nam odpisali że sobie nie życzą.
Sukces nr 1 - nikt nas nie spławił
W weekend udało nam się dopukać do 3 z 5 rodzin na klatce, a jedna zostawiła nam kartkę na wycieraczce, że chętnie by się zobaczyli ale najprawdopodobniej ich nie będzie i zostawili swój numer kontaktowy.

Znajomi podpowiadają, że alternatywnie można zrobić "sąsiedzkie apero" czyli przygotować przekąski i wino i wszystkich do siebie zaprosić na imprezkę zapoznawczą.

Którąkolwiek metodę wybierzecie na pewno obie świetnie przełamią sąsiedzkie "lody" i w Polsce mogłyby bardzo wiele zmienić :).

0 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

ChPD kulinarnie,

Jak zrobić sernik w Szwajcarii?

/

Przeprowadzka do Szwajcarii powoduje, że odkrywam nowe talenty. Nigdy, przenigdy nie piekłam ciasta. Każdy sernik, wraz z pierwszym od kiedy tu jestem - wychodzi znakomicie!

NIESTETY: w Szwajcarii ani we Francji nie istnieje twaróg, nawet w polsko-rusko-podobnych sklepach. Twaróg sernikowy "płynny", taki w kubełkach - także nie.

Wśród Polaków mieszkających w CH usłyszycie miliony rad jak sobie poradzić i w końcu sernik upiec, a poniżej moja rada składnikowa.
/
 Fromage blanc battu - i po temacie.

A poniżej przepis na sernik z kruszonką i owocami lub czekoladą.

/

/


SKŁADNIKI (na foremkę około 30x25cm):

spód i kruszonka
- 300g mąki
- 3 łyżki cukru waniliowego i 2 zwykłego (drobnego) / ewentualnie zwykły cukier i esencja waniliowa
- 160g zimnego masła
- 2 jajka

masa serowa
- 800g fromage blanc batu
- opcjonalnie można dodać: ricottę/śmietanę/philadelphię
- 2/3 szklanki cukru - ja mieszam brązowy ze zwykłym i waniliowym
- budyń śmietankowy
- 1 jajko

dodatki
- jeśli macie w planach sernik z czekoladą: tabliczka gorzkiej czekolady i mleko
- jeśli macie w planach z owocami: "suche owoce" jak np. - jagody, banan, niesoczyste maliny
- jeśli uwielbiacie "soczyste owoce" (kiwi, truskawka) to uważajcie, bo mogą puścić dużo soku w piekarniku i z ciasta może zrobić się zakalec - instrukcja jak dodać soczyste owoce w przepisie poniżej niemniej ciasto i tak będzie "mokre"

PRZEPIS

1. Spód i kruszonka: mąkę, jajka, cukier, masło w plastrach ugniatamy w misce do całkowitego połączenia się składników, formujemy kulę, zawijamy w folię aluminiową i wstawiamy do lodówki.
/
2. Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni.

3. Miksujemy składniki masy serowej.

4. Formę do ciasta natłuszczamy i wykładamy papierem do pieczenia, który też natłuszczamy (masło/margaryna, whatever; troszeczkę)

5. Ciasto dzielimy na dwie części - 2/3 i 1/3. 1/3 wstawiamy z powrotem do lodówki, 2/3 wylepiamy spód foremki tak aby zachodził na boki. Nie trzeba wałkować, po prostu rozgniatamy.

6. Na ciasto wlewamy masę serową i wstawiamy do piekarnika.

7. Pieczemy bez termoobiegu pół godziny aż masa "stężeje" i przyrumieni się z wierzchu.

8.1. Jeśli robimy ciasto z czekoladą, to w międzyczasie roztapiamy czekoladę w garnuszku z mlekiem. Bez cukru. Mieszając. Jeśli nie mamy dobrej regulacji palnika, to najlepiej garnuszek z czekoladą włożyć do garnka z wodą, żeby się nie przypaliło, nie kipiało etc.

8.2. Wyjmujemy na chwilę ciacho z piekarnika,
- jeśli ma być z czekoladą - lekko przestudzoną masę czekoladową polewamy po cieście
- pozostałą część "kuli" ścieramy na tarce o grubych oczkach
- jeśli chcemy ciacho z owocami (suchymi) - na kruszonkę rozrzucamy pokrojone owoce
- jeśli chcemy ciacho z owocami mokrymi - obtaczamy pokrojone owoce w mące i rozrzucamy po kruszonce i obsypujemy ciacho mąką z wierzchu

/
9. Wstawiamy z powrotem do piekarnika na pół godziny, zmniejszamy temperaturę:
- suche owoce - 160
- mokre - 170 lub nie zmniejszamy
- czekolada - 150/160
i włączamy termoobieg.

Voila!


edit: jak macie mokre owoce a wolicie "suche serniki" to do masy serowej warto dodać mąkę też.

6 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

ChPD kulinarnie,

Krewetkowy orgazm - przepis

/

Nie umiem gotować według przepisów, zawsze muszę coś pofreestylować, a że tym razem wyszło mi niebo w gębie, to żeby nie zapomnieć i podzielić się tym odkryciem ze światem - ten obiad zasłużył na wpis na blogu.

Całkowity czas przygotowania: 15 minut

SKŁADNIKI na 2 osoby:
- 200g spaghetti
- 8 dużych krewetek
- 3 łyżeczki zielonego pesto
- pół szklanki białego wina półwytrawnego
- 100g zielonych oliwek z nadzieniem cytrynowym (koniecznie z tym nadzieniem a jak nie ma takich w okolicy to miąższ z 1 cytryny razem z sokiem, ale to nie będzie to samo ;) )
- 100ml zalewy z ww. oliwek
- 4-5 ząbków czosnku
- masło klarowane
- natka pietruszki
UWAGA! nie potrzebujesz soli bo oliwki są słone; nie potrzebujesz "przypraw", bo masz pesto; nie potrzebujesz pieprzu, bo masz czosnek ; opcjonalnie możesz dodać szczyptę chili jak lubisz ostrrrro

/

PRZYGOTOWANIE:
- wstawiamy do gotowania spaghetti ;)
- posiekany czosnek podsmażamy na patelni z klarowanym masłem (UWAGA! jeśli czosnek się przypali to zrobi się kwaśny i gumowaty, ma być lekko podsmażony)
- do podsmażonego czosnku wrzucamy pokrojone według uznania oliwki i chwilkę podsmażamy
- w międzyczasie mieszamy wino z zalewą z oliwek (lub miąższem cytrynowym) i pesto
- dorzucamy na patelnię umyte krewetki, smażymy +/- minutę
- zalewamy mieszanką wina z zalewą i pesto i smażymy aż krewetki dojdą (2-6 minut) obracając krewetki na drugą stronę także ;)

Nakładamy na talerz spaghetti, krewetki, polewamy sosem z patelni i dekorujemy natką pietruszki. Voila!

0 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

A2,

Jak szybko nauczyć się francuskiego i oszczędzić 2000 franków?

Źródło zdjęcia: http://www.sbs.com.au/food/recipes/french-flag-macarons
Ten artykuł powstał dla każdego, kto jest zainteresowany nauką języka francuskiego lub metodą "wciągania" języków nosem, tanio. Niezależnie od tego, czy jesteś zainteresowany Szwajcarią, Francją, czy innymi krajami. Nie gwarantuję, że dla każdego będzie to dobra metoda.

Zanim przejdę do konkretów - trochę ciekawostek. 

Szwajcaria głównie kojarzy się z językiem niemieckim, ale oficjalnie funkcjonują w niej 4 języki: niemiecki (szwajcarski), francuski, włoski i romansz.

źródło: https://www.facebook.com/swissminipeople/?fref=ts
Mimo że jest to kraj multikulturowy, z prawie 30% obcokrajowców wśród swojej populacji i w którym większość obywateli bardzo dobrze zna język angielski - niechętnie będą się nim posługiwać. Znajdziecie co nieco na ten temat tu, u blabliblu: KLIK. Tym mniej chętnie socjalizować. Ostatnimi czasy najbardziej ucieszoną osobą na mój widok jest Pani na poczcie, która zmusiła mnie do rozmawiania po francusku, mimo że jest biegła w angielskim. A myślałam, że już nie można się cieszyć bardziej niż mój koń na widok banana.

http://skandynawiainfo.pl/cztery-mapy-ktore-zmienia-twoje-poglady-na-emigracje/

Jeśli zamierzasz mieszkać w francuskojęzycznej części Szwajcarii, a tym bardziej jeśli we Francji (Francuzom angielski staje gulą w gardle), znajomość francuskiego przynajmniej na poziomie zaawansowanego A2 bardzo Ci pomoże w codzienności.

Moja historia z francuskim to "stosunek przerywany". Uczyłam się go jako nastolatka, a potem poszedł w niepamięć. Niby skończyłam na poziomie B1, ale te 10+ lat później jak sięgnęłam po moje stare podręczniki, to tak jak bym widziała je pierwszy raz... Nie chcę też się stać niewiarygodna co do proponowanego niedługo przeze mnie modelu nauki - przetestowano na osobach postronnych, które francuski widziały pierwszy raz na oczy.

A czemu oszczędzanie 2000 franków i czy to na pewno nie jest wpis reklamowy? 
Intensywny kurs francuskiego w Szwajcarii kosztuje około 500-800 franków miesięcznie, najczęściej średnio 600. Większość z nich twierdzi, że jeden poziom językowy to średnio pół roku (A0->A1->A2 itd). Szkoła, którą wybrałam i ma wszelkie możliwe certyfikacje kosztuje trochę ponad 600 chf i twierdzi, że jeden poziom u nich to 3 miesiące. Z racji, że już języka się uczyłam, zdecydowałam się powtórzyć go sobie w domu, bo z marszu wpadłabym do grupy "zaawansowane A0 albo A1" (nawet nie pamiętałam liczb! null!). Czyli siedziałabym 3 miesiące na kursie po raz n-ty zaczynając francuski od zera i spalając się psychicznie i wyrzucając pieniądze w błoto...
A nie jest to wpis reklamowy, bo wszystkimi swoimi "odkryciami" w Szwajcarii jaram się jak pochodnia i chcę się nimi z Wami dzielić, a najłatwiej mi mówić o tym, co sama przetestowałam, ale możecie wybrać inne, podobne rozwiązania.

No to cóż to za magiczna metoda?

Słowem wstępu: żeby rzeczywiście miała ona dla Ciebie sens i była skuteczna, musisz mieć już opanowany przynajmniej jeden język obcy biegle i/lub mieć łatwość uczenia się języków i/lub słuch muzyczny i/lub smykałkę do logiki, matematyki (bo języki w sumie są schematyczne i logiczne i Ci, których mózgi działają trochę jak komputery - wygrywają). Musicie też być bardzo zmotywowani i/lub "target oriented" (czyli umieć wyznaczać sobie cele i je realizować, np.: 10 stron ćwiczeń dzisiaj albo 2h nauki bez rozpraszaczy typu fb lub tv ;) ), bo uczycie się 100% samodzielnie. Wpadłam na tę metodę ucząc się do matury i CAE. Kilkanaście lat nauki języka angielskiego, a nadal nie byłam w stanie ogarnąć gramatyki i to był zawsze mój najsłabszy punkt, który też hamował moją pewność siebie - ergo - zdolność mówienia w tym języku. Nie wiem czemu, ale ja w ten sposób nie dość, że w końcu pojęłam angielski, to jeszcze zaczęłam w nim mówić i wszystko stało się jasne. Mój mózg trzeba zaprogramować i dopiero zaczyna wypluwać wyniki, a nie wrzucać mu po trochu wszystkiego. Jak tylko brakuje mu jakiegoś klocka - brak zrozumienia najmniejszego elementu, to się blokuje na amen. Też tak masz?
No to do konkretów.

KROK 1
Nabywasz książkę z ćwiczeniami z gramatyki francuskiej (taką, która też wyjaśnia zagadnienia i najlepiej jeśli ma klucz poprawnych odpowiedzi).
40-60zł
Na przykład ja pracowałam z tą: http://hachettefle.pl/exercices-de-grammaire-en-contexte-niveau-dbutant  - jest ona wyczerpująca do poziomu "mid A2" (brakuje w niej future i imparfait, żeby nazwać ją wyczerpującą dla A2).
/hachette/
Dla osoby zaczynającej od zera może to być dość trudna książka.  
Minusy:
- jest absolutnie po francusku (ani grama innego języka)
- nie ma klucza (jest tylko do testów końcowych; odpowiedzi trzeba dokupić osobno)
- wymaga bardzo samodzielnego myślenia - czyli googlowania jeśli czegoś nie rozumiemy
Plusy
- jest absolutnie po francusku - na początku będzie Ci bardzo ciężko, ale jak się nie poddasz i wpadniesz w rytm po kilku pierwszych stronach, to bardzo szybko złapiesz język
- ćwiczenia są sprytnie skonstruowane - nie ma innej odpowiedzi niż jedyna właściwa, zero wątpliwości i bardzo typowe i specyficzne konstrukcje, jednoznaczne
- dużo różnorodnych ćwiczeń i typowe, codzienne słownictwo - nie nudzisz się, ćwiczysz na wiele sposobów i przy okazji ogarniasz "zwykłą" komunikację
- progresywny poziom trudności (bardzo dobra metodologia, łopatologiczna) - najpierw ćwiczysz proste konstrukcje, przypadek po przypadku i stopniowo jest rozwijane zagadnienie, bez zaskoczenia i bez wprowadzania zamieszania co masz w danym momencie zrobić; nie rzucają na głęboką wodę

Na pewno są na rynku inne książki do gramatyki (możecie wybrać sobie sami), ja polecam tę, bo z tą miałam styczność. A wiadomo, że czasami ciężko o dobre, rzetelne materiały. Książki językowe potrafią być źle skonstruowane, zawierać same w sobie błędy itd.

Jeśli chodzi o angielski, to polecam książkę mojego życia: "Gramatyka angielska dla zaawansowanych", M. Matasek (mam nadzieję, że nowsze wydania niż moje nie są gorsze jakością, tylko po prostu mają nową okładkę...)

KROK 2
Nabywasz kurs online, na przykład ten: http://www.francuski.6ka.pl/ . Minimum 2 poziomy, najlepiej 3.
Dlaczego ten? Nie znam innych kursów online, ten polecił mi znajomy, bo był tani i sam go przerabiał. 2 poziomy to raptem około 120zł (tyle co komplet książek na 1 poziom), a masz do niego bezterminowy dostęp.
Możliwe, że są lepsze i tańsze kursy, ale musicie ich poszukać sami, bo nie mam rozeznania. I uważać na hochsztaplerów... Jest mnóstwo "apek" językowych, ale często nie są lepsze od google translate...
Plusy ww. kursu online:
- dużo nagrań (choć brakuje "dłuższych nagrań", typu "a teraz wysłuchaj i powiedz co zrozumiałeś")
- łopatologicznie i do bólu wytłumaczone zagadnienia
- bardzo praktyczne podejście do języka - nie nauczysz się na tym kursie "poetyki" i niuansów, ale na pewno pomoże Ci on w codziennej komunikacji i ogarnięciu podstawowych zagadnień
- cena i dostępność
Minusy:
- kurs niestety jest obarczony błędami technicznymi lub językowymi, ale do poziomu o którym mówimy nie ma to wielkiego znaczenia
- ćwiczenia czasami nie są jednoznaczne - możliwych odpowiedzi bywa kilka, a system nie wszystkie uwzględnia jako poprawne (ale jeśli umiemy samodzielnie myśleć to zamiast się wkurzać na błąd, to wydedukujemy to sami) itp.
- rozwiązanie IT jest dość archaiczne, choć piękne w swojej prostocie - czasami klawiatura ekranowa francuskich znaków zasłania Ci ćwiczenie lub musisz przewijać stronę, żeby mieć do niej dostęp; czasami "błędem" jest postawienie kropki na końcu zdania lub jej nie postawienie, a ma to najmniejsze znaczenie w kontekście danego ćwiczenia
- osoba czytająca nagrania czyta hiperpoprawnie lub czasem nie do końca poprawnie - przesadnie, język mówiony brzmi troszkę inaczej, zdecydowanie nie jest to native, niemniej nie ma tragedii, a w większości przypadków wsłuchujesz się właśnie w ultra poprawną wersję i masz szansę dokładnie powtórzyć

Co robię z powyższymi "nabytkami"?
Zaczynam od kursu online, przechodzę pierwszą część.
Jak już co nieco rozumiem - sięgam po książkę z gramatyką.
I naprzemiennie ustalam sobie tryb pracy kurs online/książka.

Np.: minimum 1 lekcja kursu dziennie; minimum 1 rozdział ćwiczeń dziennie.

W ten oto piękny sposób w miesiąc/miesiąc z hakiem jesteś na mocnym poziomie A2 (ewentualnie braknie Ci trochę słownictwa, ale od tego są słowniki i życie w danym kraju).
I właśnie zaoszczędziłeś 3 miesiące do pół roku straconego czasu i pieniędzy na kurs z ludźmi niekoniecznie tak lotnymi, samodzielnymi, ambitnymi i zdolnymi jak Ty :) .

W moim wypadku jechałabym tak spokojnie do B2, bo wolę najpierw wbić sobie w mózg gramatykę, a potem wrzucać w "algorytm gramatyki" pozostałe zagadnienia językowe do swojego mózgu. I to nie znaczy wcale, że śmigam w pojęciach typu przydawka, COD i COI - to jest akurat dla mnie abstrakcja. Ogarniam na chłopski rozum i działa :). Jednak chcę się trochę posocjalizować, zweryfikować dotychczasowe umiejętności i poćwiczyć gadanie w komfortowych psychicznie warunkach. Brakuje mi śmiałości dopóki nie jestem zmuszona, aby wydukać coś z siebie po francusku do tubylców.

Na razie jest nieźle, tak czy siak, bo od etapu, że próbuję coś powiedzieć (odświeżając szczenięce wspomnienia językowe) i nikt mnie nie rozumie przeszłam do etapu, że jak już coś mówię, to mnie rozumieją. A na kursie jeszcze nie byłam :) .

A jaki Wy macie "life hack" na naukę języków?

edit: kontynuację znajdziesz TUTAJ <-

5 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.