Jak pracować nad galopem?

/ source: https://www.pinterest.fr/pin/541487555171332676/
Twój koń czterotaktuje? Boisz się galopować? Koń traci równowagę? Wpada łopatką / kładzie się w zakrętach? Pędzi? Uwala się na wędzidle? Masz wrażenie, że "zabrnąłeś w kozi róg" i nie możesz pójść dalej do przodu? A może po prostu potrzebujesz inspiracji do samodzielnych jazd? W tym artykule nie będę się skupiać na oczywistych oczywistościach, czyli bezwzględnej potrzebie prawidłowego dosiadu - usiądź w siodło i czytaj dalej ;), czyli tips & tricks do pracy z koniem.

Już na wstępie muszę wyraźnie zaznaczyć, że nie jestem ekspertem w sumie w żadnej dyscyplinie jeździeckiej. Nigdy nie miałam wystarczających środków żeby ten sport sensownie uprawiać i jak tylko osiągnęłam poziom ogarniętego podróżnika, aby zarobić na jazdy czy treningi - dostawałam do jazdy "trudne" lub młode konie, bądź pomagałam swoim instruktorom i trenerom w prowadzeniu jazd. Przewinęłam się przez różne stajnie, dzierżawy, luzakowanie, nawet zdecydowałam się na zdobycie doświadczenia zagranicznego - gdzie także miałam do czynienia głównie z końmi do zajeżdżenia i młodymi. Swojego konia też nie wybrałam do końca świadomie (gdybym wiedziała to co wiem dziś) i posiadłam zwierzę praktycznie surowe i nieidealne, mimo to o wielkim sercu i niemałym potencjale. Wiele z mojego rozwoju jeździeckiego musiałam bazować na wszystkim co dało się przeczytać, obejrzeć i sprawdzić samodzielnie w praktyce. (Choć między bogiem a prawdą, umiejętność samodzielnego wyczucia, intuicji i zastosowania wiedzy w praktyce jest jednym z ważniejszych aspektów jeździectwa i 100% jazd z trenerem nie daje nam gwarancji sukcesu. Ja jeżdżąc z trenerem się gubię i spinam, a niektórzy mają tak bez trenera ;) . Niemniej odpowiedni trener to katalizator rozwoju, czyli pozwala szybciej dojść do pożądanych efektów i pokazać nam to, co tym efektem być powinno, tak aby unaocznić nam cel pracy.)

Przygoda z moim zwierzem była dość koślawa, ponieważ wyszły nam już od momentu zajeżdżenia różne problemy zdrowotne i bardziej lub mniej udane próby konsultacji z różnymi trenerami. Ze względu na to musiałam się nauczyć także brać pod uwagę jego szczególne potrzeby i możliwości. Ze względu też na to i może też na moją mentalność jeździecką najbardziej pasowały mi treningi z WKKW-istami. Jazdy z ujeżdżeniowcami kończyły się na absolutnej frustracji i blokadzie konia (rudy, elektryczny, silny i nadambitny charrakter ;) - np. stawanie dęba zamiast stój), a skoczkowie nie mieli za dużo do powiedzenia na temat ujeżdżenia...

Wracając do meritum, jednym z naszych największych problemów był galop i dochodząc w końcu do wstępnie satysfakcjonującego jego poziomu, chciałabym się podzielić moimi przemyśleniami na temat najbardziej uniwersalnego i elementarnie kompleksowego sposobu pracy nad tym chodem.

Nie mamy niestety nic wspólnego z galopem ze zdjęcia powyżej, choć użyłam go, bo jest to moje ulubione zdjęcie "z internetów", dobitnie (nawet dla laików) prezentujące uphill. Marzy mi się aby któregoś dnia taki galop osiągnąć z tym konkretnym zwierzem, choć z dużym prawdopodobieństwem pozostanie to w strefie marzeń. Najważniejsze jest aby wyraźnie wiedzieć do czego się dąży.

Poniżej krok po kroku omówię najważniejsze elementy pracy nad galopem, które mogą Tobie pomóc zmienić zwierzaka z jazdy na jazdę. Rozwiną jego równowagę, posłuszeństwo, gibkość i miękkość (pod warunkiem przynajmniej w miarę poprawnego wykonania; nieprawidłowe doprowadzi do skutków odwrotnych) - jednym słowem pora by galop był przyjemnością, a nie walką o przetrwanie między koniem a jeźdźcem, a tak to bardzo często wygląda.

1. Galopuj do przodu!

Nic nie zrobisz z galopem... którego nie ma. Koń musi żywo i chętnie galopować, jakkolwiek, ale musi mieć tzw. dążność naprzód.

Buń był przypadkiem konia, wcale nie rzadkim, który pod jeźdźcem stęp miał bardzo leniwy (na szczęście obszerny), kłus pędzący, a galop... nie istniał. Upchnięcie go do galopu, 3 foule i gasł. Chody czterotaktowe są chodami trudniejszymi od dwutaktowego kłusa, więc kłus de facto jest najłatwiejszym chodem i dla konia i do pracy. Szczególnie konie młode, bez równowagi, albo nie będą w stanie ani się pchnąć ani ogarnąć swoich kłączy, albo tracąc równowagę będą "uciekać", "pędzić", "potykać się".

W efekcie pierwsze pół roku spędziliśmy dosłownie w terenie.

Pracując przy młodziakach także, jak tylko zaakceptowały sprzęt i jeźdźca - tereny i tor.

Na tym etapie nie interesuje nas ustawienie, "kadencja", nawet gimnastyka niekoniecznie - JAZDA DO PRZODU, ŻYWO! 

Rada nr 1: tereny, tor, otwarta przestrzeń - przede wszystkim jazda do przodu.

Boisz się, że Cię poniesie? No cóż, zdecydowana większość koni leniwych i/lub bez równowagi nie ponosi - nie mają do tego siły ani chęci. Raczej będziesz potrzebował "szybkiego, doświadczonego kolegi", który narzuci odpowiednie tempo. Mój w pierwszych samodzielnych terenach w reakcji na łydkę do kłusa lub galopu się... cofał. Dopiero rozbujało go ściganie się po łąkach, jak raz złapał wiatr w grzywę tak od tamtej pory w końcu jest koniem do przodu. Klepki znalazły swoje końskie miejsce :).

Masz doświadczonego konia, który nie idzie do przodu? A zagalopuj i rzuć, dosłownie RZUĆ wodze i zobacz co się dzieje. Żyjesz? No to najpierw odblokuj swoją głowę takimi właśnie luźnymi galopami bez oczekiwań. A może koń nie galopuje i przy tym jest ciężki na ręku? Jak rzucisz wodze takiej taczce betonu, to ... przestanie galopować, bo łapie równowagę na Twoich rękach! To Ty go cały czas blokujesz. Rada jw.

Polecam fragment 3:16-3:26


2. Reakcja na pomoce.

Kolejny etap lub problem to brak reakcji na pomoce.
Prawidłowa jazda, to jazda, która nie wymaga od nas nadludzkiego wysiłku. Im mniej się męczymy jeżdżąc, tym lepiej nasz koń reaguje na to, co od niego chcemy i tym więcej możemy z nim zrobić. Jeśli po dwóch kółkach galopu nie masz już siły, jeśli na myśl o zrobieniu czegoś więcej niż galopowaniu na wprost zgrzytają Ci zęby z wysiłku - tak nie może być.

Koń musi dynamicznie reagować na dosiad i lekką łydkę. Aby to osiągnąć trzeba zacząć bądź wrócić do wymagania wyłącznie podstawowych, prawidłowych reakcji na pomoce. Przejścia, przejścia, przejścia.

Mniej więcej od 5:00 :

Tak samo jak wymagasz (jw.) reakcji na pomoce do przodu, tak samo wymagaj reakcji na pomoce wstrzymujące. Najpierw wykonaj delikatny sygnał, przy braku reakcji wykonaj dynamiczny aż do osiągnięcia zamierzonego efektu i odpuść, pochwal konia. Stopniowo koń powinien być coraz delikatniejszy w reakcji jeśli nie zapomnimy, że zanim wzmocnimy sygnał, najpierw wymagamy reakcji na delikatny. Konie dla których jest to nowość, które nie są z natury elektryczne, będą potrzebowały przypomnienia bardzo często, możliwe że stanie się to treścią wielu kolejnych treningów, a każdy późniejszy będzie musiał się od takiego przypomnienia o pomocach zaczynać. Nawet konie na wysokim poziomie potrzebują od czasu do czasu przypomnienia o reakcji na pomoce.

Pamiętaj - nie ma czegoś takiego jak pompowanie konia, ciągłe stukanie łydką. Koń "raz uruchomiony" sygnałem ma się poruszać samodzielnie, zamknięty na pomocach, ale bez naszej ciągłej aktywności. Nie możesz biegać za konia siedząc mu na grzbiecie, chyba że się zamienicie ;).

To samo dotyczy pomocy wstrzymujących - nie możesz ciągle wisieć na wodzach oczekując ciągłego hamowania. Spróbuj w takim razie jeździć samochodem na ręcznym hamulcu ;). Jeśli czujesz, że koń nie reaguje na półparady bądź parady - rób przejścia do bólu, do skutku i nie raz na cały plac, tylko nawet kilka razy na jednej ścianie. Na początku nie muszą być "piękne" - oczekuj przede wszystkim reakcji. Jak już będziesz mieć reakcję, to resztę bardzo szybko doszlifujesz. Jeśli masz konia wyjątkowo opornego na pomoce wstrzymujące, a do takich zalicza się między innymi i mój - huśtawka. Np.: stęp-stój-> dobra reakcja, znowu stęp -> zła reakcja, cofnięcie i stęp; kłus-stój -> dobra reakcja, kłus -> zła reakcja, cofnięcie i kłus; galop-stój/stęp -> dobra reakcja -> galop lub długa wodza -> zła reakcja, cofnięcie i galop. Dla mojego konia stanie w miejscu i cofanie to rodzaj "kary", bo woli pozostawać w ruchu, więc najlepsza nagroda dla niego, to ruch naprzód na luźnej wodzy. Za każdym razem oczekuj coraz delikatniejszych reakcji, a żeby koń delikatnie reagował - ty musisz delikatnie działać.

Jak już masz dobre reakcje na pełne przejścia, zacznij półparady. Polecam filmik poniżej.


Koń idący do przodu i dobrze reagujący na pomoce to już naprawdę duża porcja sukcesu. Taki galop jest pod kontrolą, dzięki przejściom rozwija u konia równowagę, zaangażowanie końskiego zadu i pleców. Dzięki dobrze przepracowanym tym dwóm punktom koń może zaproponować nawet początki zebrania.
 
3. Miękkość.

Ok, koń już super idzie do przodu, jesteśmy w stanie go wydłużyć, skrócić, przejść do kłusa, stępa albo i zatrzymać z tego naszego galopu. Wydawałoby się, że cóż można chcieć więcej? No cóż, na pewno gdzieś tam po drodze realizowania wyżej wymienionych punktów zdarzyły się i koła i zakręty, ale pewnie nie były idealne, nie? Im mniejsze koło, tym bardziej koń się kładł w zakręcie, albo wpadał łopatką i tracił równowagę, usztywniał. Albo tak długo jeździliście po całym placu, że nie reaguje zbyt dziarsko na próbę jakiegokolwiek innego manewru niż jazda na wprost?

Skoro mamy dążność na przód i reakcję na pomoce, pora na uelastycznienie i zmiękczenie konia, co też wpłynie potem na możliwość ustawienia i zebrania w tym "nieszczęsnym" galopie.

Praca nad galopem zaczyna się już w stępie. Jeśli w niższych chodach jesteś w stanie poprawnie zrealizować woltę, łopatkę, zad do wewnątrz - wprowadź to w galopie pamiętając, że koń ma się zgiąć w żebrach, a nie w szyi. Ponadto, im delikatniej koń reaguje w niższych chodach na pomoce do ww. ćwiczeń tym delikatniej będzie na nie reagował w galopie.

"Pilates w galopie".
Dzięki uelastycznieniu bocznemu konia, będzie nam się dużo przyjemniej jeździło na wprost (koń będzie ćwiczył mięśnie, które ułatwią mu później wyprostowanie, a dzięki większemu zaangażowaniu zadu i pleców oraz większemu rozluźnieniu będzie bardziej miękko nosił) i lżej manewrowało w galopie. Masz problem z wyjechaniem narożnika w galopie? Koń się usztywnia i przyspiesza? Zmienia nogę, krzyżuje? Spróbuj wjechać w zakręt łopatką. Długo moim złudnym panaceum na problemy w zakrętach było skracanie konia, w efekcie traciliśmy rytm, dynamikę, jazda nie była równa, płynna. Łopatka nie tylko pozwoliła nam wypracować zgięcia w zakrętach, ale też spowodowała, że koń jeszcze bardziej podstawił zad i zrobił się bardziej miękki w pysku.





4. Różnorodność.

Nie rób codziennie tych samych ćwiczeń. Mój koń robiąc codziennie to samo frustruje się i nudzi i zaczyna zgadywać zamiast słuchać.

Jeśli jednego dnia stawiałeś wysokie wymagania i miałeś dość ciężki trening, następnego dnia najlepiej będzie pojechać na luzie w teren albo zrobić sobie lekką lonżę. Jeśli ciągle depczecie kapustę - zróbcie sobie dzień "zabawy z drągami", galopy kondycyjne lub mini przeszkody do skakania. Nawet jeśli nie umiesz skakać, potraktuj to dla siebie i dla konia jako zabawę (każda krowa skoczy te 50cm, c'mon).

Przy tych wszystkich naszych wysiłkach treningowych nie zapominajmy, że to ma być przede wszystkim fun :).

/

Zanim ocenisz konia - dlaczego mój nie ma ruchu?

/
Nie ukrywam, sporo wiedzy i inspiracji czerpię z bloga quantanamera.com i dzięki właśnie jednej z takich inspiracji i usystematyzowaniu obrazkowym wiedzy, wyjaśnię wielu potencjalnym krytykom i innym ciekawskim, dlaczego mój koń "nie ma ruchu", jakie trudności treningowe z racji jego natury napotykamy i na co warto zwrócić uwagę zanim przejdziemy do oceny konia. Innym pomoże to zebrać podstawową wiedzę exterierową w jednym miejscu.

/edit: z racji, że pomyliłam się w kwestii kłębu, wprowadziłam poprawkę w tekście i zachęcam do zapoznania się z materiałem źródłowym/

1. Grzbiet

Zdjęcie główne w tym poście to zdjęcie sprzedażowe mojego obecnego gluta. Niewiele się zmieniło od tamtej pory, trochę podniósł się przodem (dorósł do zadu), ale nadal jest on lekko przebudowany, co bardzo utrudnia mu posadzenie się na zadzie, a w efekcie samoniesienie i równowagę pod jeźdźcem (na co składają się też kolejne wymienione tu elementy).

Na zdjęciu widzimy tajemnicze prostokąciki - otóż koń "idealny" powinien dzielić się na 3 równe części od klatki do końca /edit: najwyższego miejsca/ kłębu, zza kłębu do końca odcinka lędźwiowego i zza lędźwi do rzepa ogonowego. W ujeżdżeniu ponoć nawet mile widzianym jest, jeśli odcinek grzbietowy jest delikatnie dłuższy od pozostałych (przy czym nie powinien być też za długi). W skokach nie ma to "ogromnego znaczenia", ale konie jak ten na obrazku mają spore problemy z rozluźnieniem, co może wpływać na kontuzje, ich i twój dyskomfort, kissing spines, prawidłowe niesienie się itd.

Więcej o proporcjach grzbietu przeczytasz tu: quanta o grzbiecie

2. Łopatka
 
/

Łopatkę mamy poprawnie skątowaną, zgodnie z artykułem o łopatce z ww. źródła, mimo to kość ramienna jest ciut krótka, a sama łopatka dość stroma w swoim osadzeniu - celuje w przednią część kłębu, co między innymi powoduje, że koń ma mniejszą zdolność podnoszenia nóg, jego chód może być bardziej kanciasty (w tym też niewygodny), ale za to ujawnia możliwe predyspozycje skokowe.

Punkt obrotu łopatki jest na szczęście powyżej stawu biodrowego, choć mógłby być wyżej, bo w obecnym ustawieniu tylko definiuje możliwość zebrania tego konia jako nie niemożliwą, ale nadal trudną.

Cytuję artykuł predyspozycje wierzchowe ww. autorki:
O ile w przypadku niezbyt udanej linii grzbietu możemy starać się poprawić konia ćwiczeniami i pracą, to w przypadku konia, który ma punkt obrotu łopatki niżej, niż staw biodrowy nigdy nie uzyskamy poprawnego zebrania, samoniesienia i wszystkiego tego, co funkcjonuje pod pojęciem uphill. Absolutne minimum dla konia, który ma pracować pod siodłem to punkt obrotu łopatki oraz staw biodrowy na tej samej wysokości!
3. Szyja

Na tym zdjęciu nasza szyja wygląda na całkiem długaśną, niemniej w bardziej poprawnym zootechnicznie ujęciu uznalibyśmy po prostu, że jest proporcjonalna do reszty ciała, a w kontekście wrażenia ogólnego konia, to nawet że jest trochę krótka (choć jest akurat). Szyja powinna stanowić 1/3 długości całego konia, i tę proporcję osiągamy. Dzięki proporcjonalnej i elastycznej szyi nadrabiamy sporo równowagi i obszerności wykroku, bo o ile podnoszenie nóg nie jest naszą domeną, o tyle obszerność jak najbardziej i mamy bardzo efektowne np. dodania w kłusie albo kryjący dużo terenu stęp. Niestety nasza obszerność w galopie często kończy się galopowaniem jak zrolowany jamnik, a skrócenia czy przejścia w celu posadzeniu na zadzie tego jamnika są bardzo dla niego trudne i usztywniające w czym nie pomaga moja niezbyt sympatyczna ręka. Niemniej koń swobodnie rusza się jeszcze gorzej niż pode mną, więc nie jest aż tak ze mną źle... Efekt końcowy stety niestety jest taki, że koń siedzi na zadzie "jak valegro", ma szybki tył i wolny przód, jest całkiem głęboko pod kłodą na wyraźnie zgiętych w stawach skokowych nogach, ma uniesiony przód, ale... "przestaje ruszać nogami" - porusza się na sztywnych tyczkach w bardzo krótkim wykroku co pokazuje, że energia z tego pięknie podstawionego zadu nie przechodzi przez plecy... 😓 jeszcze sporo pracy przed nami.

Tu ulubione ustawienie Bunia - wszystko pracuje (zad, plecy, szyja, pysk) poza przednimi nogami...
/
A tu maksymalne możliwe do uzyskania obecnie skrócenie i osadzenie na zadzie, w którym blokują nam się plecy niestety. Mimo to można zauważyć, że te potencjalnie sztywne przednie giczki w sumie po prostu dość swobodnie sobie zwisają i brakuje im "jedynie" dynamiki. Niestety prawie niemożliwym jest posadzenie tego konia na zadzie bez wysokiego ustawienia go, które jest dla niego bardzo trudne z racji budowy, w związku z czym pozwalam mu wyjść pyskiem przed pion ułatwiając trochę to syzyfowe zadanie. Ponadto, wielu powiedziałoby - wyjedź go do przodu - oczywiście staram się to zrobić, ale wtedy wracamy do punktu wyjścia, czyli jamnika... Momenty uphillu to może czasem od dzwona ze dwie foule na cały trening... Cały trening w ramach galopu skupia się na tysiącach przejść, skróceń i wydłużeń, a zaczyna już w stępie. Najlepiej wychodzą nam zagalopowania i galopy rozpoczęte z zebranego acz swobodnego i rozluźnionego stępa. Zagalopowania z jego najlepszego chodu - kłusa - są "paradoksalnie" sztywne. Pamiętajcie, że stęp jest bardziej podobny do galopu niż kłus i to dlatego po uzyskaniu pożądanego stępa galop jest łatwiejszy.
/

/

/


Wracając do technikaliów exterieru i kontynuując ocenę podług artykułu o szyi: mamy prostą (co jest plusem) i lekko nisko osadzoną (co jest minusem) szyję, do tego lekko masywną ("ogierowatowatą" - ogierowatą byłoby przesadnym słowem). Efekt jest taki, że nisko osadzona szyja "równoważy konia w dół". Trudno jest mu podnieść przód i wymaga ku temu nieustannego wsparcia. Pomaga nam to w ćwiczeniu rozciągania i rozluźniania przykrótkiego grzbietu, bo w low deep round odnajduje się prawie fantastycznie w porównaniu z innymi ustawieniami, niemniej trzeba bardzo pilnować, żeby nie wyjechał zadem do tyłu, bo dość łatwo uzyskać w ten sposób z takim koniem efekt pchanej taczki, który nic nie wnosi do rozwoju psycho-fizycznego konia i przeciąża przednie stawy i ścięgna.


/
Ogierowatość szyi za to zabiera nam troszkę miejsca na jej ćwiczenie. Im mniej owa szyja jest delikatna, tym trudniej ją wyćwiczyć, ponieważ koń nie mając miejsca na jej uelastycznienie ze względu na przebudowanie masą, czuje dyskomfort w ćwiczeniach. Na szczęście szyja, to na tyle wdzięczna część konia, że da się ją często łatwiej wyćwiczyć nić inne partie konia. Niemniej jej ewidentne wady mogą stawiać pod znakiem zapytania jakąkolwiek przydatność wierzchową konia.

Powiecie - "ale to nie ma być champion, tylko mój koniś", no dobrze, ale co to za przyjemność dla Ciebie i dla tego konisia, jeżdżąc w sztywny i niewygodny sposób?

4. Potylica


A co nam powie o koniu miejsce, w którym szyja się kończy? Chyba wielu jeźdźców w ogóle nie zwraca na nie uwagi, a paradoksalnie to potylica może mieć kluczowy wpływ na pracę konia na wędzidle i kontakcie.

O poprawnej potylicy przeczytacie TU, a o poprawnym noszeniu głowy TU.


/

/


Nasza potylica jest poprawna, za to brakuje nam trochę miejsca za ganaszami (mi za to brakuje dobrego zdjęcia, aby to pokazać). W efekcie koń, który miałby zdecydowanie za mało miejsca za ganaszami, nie jest w stanie poprawnie przyjąć wędzidła, ze względu na ściśnięte ślinianki. W efekcie wędzidło w "suchym pysku" sprawia dyskomfort. Ponadto praca w ustawieniu byłaby dla niego trudnością.

Wszyscy mnie pytają po jeździe co robię, że moje konisko jest spienione jak szampan, a niektórzy krytykują za rzekome "przeganaszowanie" - owe konisko przy dobrej aktywizacji zadu samo proponuje pionizację pyska, a przesadza, gdy straci równowagę i razem z tym pięknie ustawionym pyskiem "poleci" do przodu ;), no stara się chłopak, nie krytykujcie go tak ;). Co do piany - najwyraźniej potylica mu to umożliwia, a memlać wędzidło lubi, co wcale nie znaczy, że zawsze na nim jest. Może właśnie moje ciągłe korygowanie wpływa na zmuszanie go do ciągłego memlania? Mam sokowirówkę, a nie konia ;).

U nas nie w samej potylicy jest problem, a w tym jak koń naturalnie nosi swój procesor. Konisko ma tendencję do noszenia głowy nierównolegle do łopatki, z reguły niżej i z bardziej wysuniętym nosem niż na poniższym zdjęciu po kontuzji. Zgodnie z artykułem quanty o noszeniu glowy, świadczyłoby to o trudnościach w ganaszowaniu się i przyjęciu wędzidła. O ile ganaszowanie ułatwia nam wyżej opisana szyja, o tyle z wędzidłem już nie jest różowo. Jest to nieustanna praca nad prawidłowym kontaktem (i poprawnością mojej ręki, co opór konia utrudnia). Koń idealny, z predyspozycjami do równego kontaktu, nosi głowę naturalnie równolegle do łopatek tworząc kąt prosty w potylicy, tak samo jak między łopatką, a kością ramienną.

/
5. Środek ciężkości konia

No i tutaj leżymy, gdyż nasz środek ciężkości wypada na kłębie, a nie w miejscu siodła, co także udowadnia nasze trudności w zrównoważeniu się.

/

No cóż, praca ujeżdżeniowa niestety nie jest naszym "konikiem", choć bardzo potrzebujemy jej także do pracy skokowej. Idealny koń ujeżdżeniowy pod względem eksterieru nie będzie już idealnym koniem do skoków. W skokach dobrze sprawdzają się konie kompaktowe, zwarte w swojej budowie i o dobrze skątowanych dźwigniach nóg, bioder. W skokach wysoko osadzona szyja może być zaletą w połączeniu z proporcjonalną budową. Mój koń nie ma idealnej budowy skoczka, choć pewne predyspozycje pod tym względem ujawnia. Nie jestem też specjalistą od eksterieru, a rzetelne źródła do oceny eksterieru skokowego dość trudno znaleźć (jak znajdę, to się podzielę). Pewnie dlatego, że nie jest to tak istotne jak w ujeżdżeniu. W skokach przede wszystkim liczy się charakter konia. Jego chęć do pracy, do skoków, waleczność, inteligencja, siła i samodzielne myślenie (+ generalnie dobra koordynacja ruchowa pomagająca ocenić odległość i wysokość przeszkód) - te cechy potrafią naprawdę nadrobić wszelkie nieprawidłowości budowy i są prawie w równym stopniu dziedziczne. Idealny skoczek, nie musi być idealnym ujeżdżeniowcem, potrzebuje "jedynie" dobrych podstaw, o których pisałam TU.

W skokach dość ważny jest dobry baskil, praca zadu, grzbietu i nóg w skoku, niemniej istnieją konie uparcie skaczące z odwróconym grzbietem i/lub zwisającym podwoziem, a nadal będących geniuszami w swojej kategorii, skaczącymi na nieboskie wysokości z gazelą zwrotnością. Uwaga! Uważajcie na konie nie składające tylnych nóg, bo może to świadczyć o szpacie lub poważnych problemach z grzbietem i biodrami.

Pod względem baskilu też moje konisko się nie popisuje, bo skacze świetnie, ale o baskilu na miarę championa przypomina sobie dopiero gdy przeszkoda stanowi dla niego wyzwanie ;), czyli jest wysoka lub straszna. Za to jego budowa z tendencją do przewalania się na przód utrudnia nam zeskok i szeregi, ponieważ po skoku nie mogę mu dać za dużo swobody, aby nie stracił równowagi, ergo - muszę go krótko trzymać na wodzach, co może stanowić dla niego dyskomfort. W przeciwnym razie, "wpada" w kolejne przeszkody w stylu wyżej już wspomnianego jamnika, a sam skok jest płaski, często z daleka (bo ma wtedy problem żeby się skrócić i dojechać do przeszkody), choć na szczęście w większości przypadków skuteczny. I de facto przede wszystkim o tę skuteczność w skokach chodzi wraz z niekrzywdzeniem zwierzęcia.

Niezależnie od tego, czy już macie swojego konia i szukacie odpowiedzi na pytania rodzące się z Waszych wyzwań, czy szukacie konia do kupna czy po prostu interesuje Was ten temat lub chcecie wyostrzyć swoją wiedzę w konkurencji "loża szyderców" - mam nadzieję, że ten post pomógł Wam rozszerzyć bądź usystematyzować Waszą wiedzę.

Zwrot podatku za zakupy poza Szwajcarią?

/
Mieszkasz w Szwajcarii i robisz zakupy za granicą? Jak uzyskać zwrot VAT?

Zaznaczam, że nie odważyłam się jeszcze przeprocesować osobiście tego tematu, ale z racji, że coraz więcej osób o to pyta, postaram się wyjaśnić sprawę w teorii względem informacji znalezionych w "internetach". Źródła informacji podam na końcu strony.

Zwrot VAT-u nie dotyczy usług i paliwa oraz zakupów w sklepach duty-free, które z założenia powinny sprzedawać bez podatku. Inne zasady dotyczą też zakupów internetowych i przesyłek zagranicznych.

Jeśli dokonujesz zakupów jako turysta i masz zamiar przekraczać z nimi granicę:

1. Zwrot VAT bez obowiązku opłaty VAT w Szwajcarii dotyczy zakupów o wartości do 300chf i adekwatnych limitów zależnych od kategorii w stosunku do cła (tytoń, alkohol, mięso itp.). Jeśli Twoje zakupy przekroczyły w sumie wartość 300chf musisz opłacić za nie szwajcarski VAT, co w perspektywie niemieckich 19% czy polskich 23% może się opłacać mimo wszystko.

/https://www.ezv.admin.ch/ezv/en/home/information-individuals/travel-and-purchases--allowances-and-duty-free-limit/importation-into-switzerland.html

2. Aby uzyskać zwrot VAT z kraju, w którym nastąpiły zakupy:

2.1. Przedmioty nie mogą być używane przed exportem/importem i muszą być w oryginalnych opakowaniach. Przygotuj je tak, aby udostępnić je celnikom do kontroli.
2.2. Już na etapie zakupu, w sklepie, musisz wypełnić poprawnie formularz celny.
2.3. Przekraczając granicę musisz zgłosić się do celnika po pieczątkę na formularzu (i pewnie adekwatnie do wykonanych zakupów do wykonania odpowiednich opłat).
2.4. Po powrocie do kraju rezydencji musisz odesłać formularz celny do sklepów, w których dokonałeś zakupów, aby zwróciły Ci VAT. Masz na to od 21 dni do 3 miesięcy w zależności od kraju.
UWAGA! Szwajcaria nie zwraca VAT opłaconego za granicą.

Aby ograniczyć sobie ilość procedur i formalności oraz wykluczyć ewentualne błędy, można korzystać z Global blue (tam gdzie widzicie taki niebieski kwadracik TAX FREE, to możecie gładko z nimi przeprocesować) lub innych pośredników - pobierają oni prowizję od uzyskanego zwrotu i mają określone limity kosztowe.

Jeśli sytuacja to nie "jakieś tam" turystyczne zakupy, a np. meble, to możesz poprosić firmę, w której je zamówiłeś/kupiłeś o wystawienie faktury bez vatu i o odpowiedni dokument eksportowy, niemniej wtedy musisz opłacić VAT i cło w stosownym urzędzie w Szwajcarii.

Tak to wygląda w teorii, a jak w praktyce? Czy ktoś ma doświadczenie w tej materii?

Źródła informacji:
https://www.ch.ch/en/how-clear-personal-goods-purchased-abroad/ 

https://www.ezv.admin.ch/ezv/en/home/information-individuals/travel-and-purchases--allowances-and-duty-free-limit/importation-into-switzerland.html
 

https://www.ch.ch/en/vat-refund/

https://en.wikipedia.org/wiki/Tax-free_shopping

http://www.globalblue.com/tax-free-shopping/how-to-shop-tax-free?htmlcache=true&com.escenic.nocache=true&com.escenic.stale=false

Nieformalna etykieta korzystania z blablacar, od eksperta

/pexels
Wspólne przejazdy, covoiturage, carpooling - jakkolwiek tego nie nazwiesz i z jakiejkolwiek platformy korzystasz, polecam zastosowanie się do niżej przedstawionych zasad aby i kierowcom i sobie samemu ułatwić życie.

Mając status eksperta na blablacar i mając już dość rozległe doświadczenie jako kierowca poprzez tę platformę (perspektywy pasażera nie znam, ale mogę się co nieco domyślać) postanowiłam spisać mały FAQ dla zagubionych w czasoprzestrzeni. Póki da się dogadać, to jeszcze nie problem, ale niektóre sytuacje mogą być silnie konfliktogenne, a to nam najmniej potrzebne, szczególnie w długich trasach.

Najczęstsze zdziwka osób rezerwujących przejazdy:
Kobieta kierowcą? Taki mały samochód w międzynarodowej trasie? Mam za duży bagaż? Nie odbierzesz mnie spod domu w centrum miasta? To jest dłuższa trasa niż zarezerwowałem? Będziesz wcześniej/jedziesz szybciej niż podaje blabla? Nie mówisz po rosyjsku?

Skąd takie zdziwienie?
1. Człowiek z natury ma egocentryczne spojrzenie na świat.
2. Czytanie boli.
3. Niektórym brakuje wyobraźni bądź mają zbyt bujną ;)

Jeśli chcesz zaplanować swoją podróż poprzez blablacar:

1. Sprawdź w jakim języku mówi kierowca i jego responsywność, żeby swobodnie się z nim dogadać - nie licz na to, że kierowca jest zawsze online i że odpisze Ci w 5 sekund - numer telefonu wyświetli się po zarezerwowaniu przejazdu, więc jak Ci na danym przejeździe zależy - to może być najszybsza metoda kontaktu.

2. Sprawdź jaką trasą jedzie kierowca: często odcinek, który chcesz zarezerwować, to tylko odcinek, w związku z tym wszystko się może wydarzyć na trasie, co wpływa między innymi na czas.

Ponadto Blabla wg mnie podaje dość długi czas przejazdu, pewnie robiąc zapas na korki czy postoje czy odbiór pasażerów z ustalonych miejsc - ja w większości przypadków jadę szybciej, więc porównuję czas blabla z czasem podawanym przez google i na tej podstawie umawiam się z pasażerami w prywatnych wiadomościach

3. Sprawdź jakim samochodem jedzie kierowca

Pomoże Ci to go odnaleźć w umówionym punkcie.
Oszacujesz komfort przejazdu.

4. Sprawdź na jaki bagaż pozwala kierowca - już nie raz zdarzyło mi się, że pasażerowie rezerwowali przejazd, gdzie wołami w opisie było TYLKO mały lub średni bagaż, a liczyli że wepchną 2 walizki. Najgorszy przypadek miałam w Pradze, gdzie córka z mamą nie spojrzały ani na bagaż ani na model samochodu i w efekcie kilkaset kilometrów literalnie siedziały na własnych walizkach... - od tamtej pory zawsze pytam o bagaż. Klasyfikacja bagażu wg mnie, to:
mały - max plecak
średni - rozmiar bagażu pokładowego/podręcznego w samolocie
Bardzo często w długiej trasie sama mam zawalony bagażnik swoimi rzeczami, rzadko jeżdżę "na pusto", a już na pewno nie transitem :).

5. Sprawdź preferencje kierowcy i opis trasy bądź jego profilu. 


/

/ wybitnie ciekawy opis :) zakładam, że Pan ma poczucie humoru :)

/inny użytkownik
Jeśli nie lubisz gadać możesz czuć się niekomfortowo z kimś kto lubi, jw.
Ikonka palenia wg mnie dotyczy możliwości palenia w samochodzie - ja mam przekreślone papierosy, ale na przerwie, poza autem, można robić co się chce. Jeśli nie lubisz dymu tytoniowego, a kierowca pali w samochodzie - to także może być dyskomfort.
Zwierzęta i muzyka - dalej tłumaczyć nie muszę.

6. Dopytaj o postoje na trasie

Czego mi brakuje w ikonkach na blabla, to stosunek do jedzenia, picia i śmiecenia w samochodzie.
Nie mam nic przeciwko piciu z zamykanych pojemników; jedzeniu, które się nie kruszy, nie pachnie jakoś szczególnie i nie ma dziwnych sosów. Niestety raz zdarzyła mi się pasażerka, która bez pytania zjadła w trakcie podróży coś z ogromną ilością sosu, a nieszczelne pudełko po sosie włożyła za siedzenie... Efekt można sobie wyobrazić.

Robię postoje średnio co półtorej godziny, może dwie - niezdrowo jest korzystać z toalety rzadziej lub celowo się odwadniać żeby dłużej wytrzymać, a i palacze i głodomory mogą sobie na spokojnie zrealizować swoje potrzeby. Wg mnie win-win.

Jeśli wiesz ile i jakie postoje będą robione możesz też przewidzieć czy brać ze sobą prowiant czy jednak uda Ci się coś kupić po drodze np.

7. Nie licz, że zawsze będziesz odebrany i dowieziony spod drzwi pod drzwi.

Sprawdź jaki objazd kierowca wpisał w trasie, który dotyczy możliwości zjechania z planowanej trasy do umówionego punktu. Centrum miasta, jeśli nie jest to punkt startowy, to najczęściej najgorsza możliwa opcja spotkania. Dogadując punkt spotkania staraj się znaleźć coś po trasie. Dobrze sprawdzają się do tego parkingi hipermarketów lub dużych fast foodów na obrzeżach miast.

I tak dość często np. jak jedzie ze mną kobieta, albo jest beznadziejna pogoda, staram się iść pasażerowi na rękę, na miarę moich możliwości.

8. Nie blokuj miejsc

Zdarzyło mi się, że pasażer odwołał rezerwację na kilka godzin przed przejazdem - jeśli nie masz dobrego dostępu do internetu, ciężko jest wtedy znaleźć kolejną osobę i się z nią na czas dogadać. Według mnie blabla powinno wprowadzić opłatę rezygnacyjną jeśli rezygnujesz z przejazdu np. 12h przed przejazdem. Pasażerowie podchodziliby pewnie wtedy poważniej do sprawy, choć wiadomo, że czasem zdarzają się nieprzewidziane sytuacje.

9. Szybko się decyduj

Najwięcej rezerwacji i zapytań o przejazd otrzymuję 48-24h przed przejazdem - w takim momencie przejazd zniknie Ci sprzed nosa.

Miałam sytuację, w której użytkownik zamiast zarezerwować - pisał długo wiadomości doprecyzowujące przejazd (mimo że zawsze wszystko opisuję w ofercie), a potem jego potencjalne miejsce zostało już zarezerwowane; w efekcie zarezerwował miejsce na krótszym odcinku prosząc o przewiezienie na dalszym, co spowodowało ogromne zamieszanie, ponieważ obiecałam max dwóch pasażerów na tylnym siedzeniu, a miałam trzech i nie miałam już miejsca na bagaż... Nie róbcie tak.

10. Pamiętaj o dokumentach i przepisach celnych.

Jeśli ruszasz w trasę międzynarodową może się trafić kontrola graniczna lub policyjna. Miałam nieszczęście jechać z pasażerem, który miał przy sobie zioło (dowiadując się o tym po fakcie) i trafić na szczęśliwą kontrolę, na której sprawdzili tylko dokumenty. Jeśli przewozisz prezenty lub zapasy, sprawdź czy nie ma limitów celnych - kierowca nie może brać aż takiej odpowiedzialności za Ciebie.

____________________________________________________
Powyższy dekalog wydaje mi się dość wyczerpujący. Poza powyższymi kwiatkami idea wspólnych przejazdów jest bardzo sympatyczna, nie tylko finansowo, ale i towarzysko - zawsze poznaję bardzo ciekawych ludzi, takie mam szczęście.

Kierowca na wspólnych przejazdach nie zarabia (jeśli tacy są, to może jakieś wyjątki i to nie jest cel tego typu aktywności). Jak mam szczęście, to uda mi się pokryć 2/3, może 3/4 kosztów paliwa (ale szybciej na trasach zagranicznych niż polskich). Niemniej wiadomo, że w długich trasach trzeba też coś zjeść czy zarezerwować nocleg. Jest to raczej odciążenie kosztowe niż bycie na plusie w moim wypadku.

A jakie są Wasze doświadczenia z wspólnymi przejazdami?

Niepoprawne politycznie przemyślenia co do treningu skokowego koni

/

Od kiedy pamiętam wpajano mi, że ujeżdżenie jest matką dyscyplin i że koń i jeździec jadący klasę x powinien jeździć ujeżdżenie na poziomie wyżej. Nadal się z tym zgadzam jako ideą i wprowadzam ją w życie w swoim wypadku, niemniej po latach doświadczeń i obserwacji dochodzę do wniosku, że jest to po prostu sympatyczna utopia wtłaczająca wielu jeźdźców w zamknięte koło samoniezadowolenia zamiast samodoskonalenia.

Wielu powie "co ta laska niewiadomo skąd gada". No cóż, może osobiście nie wdrapałam się na jeździeckie szczyty i jak wielu mam dobre alibi, niemniej: po maturze podreptałam do Irlandii, jako "bereiter" i luzak, zobaczyć ten "wielki zachodni świat" (do ostatniej chwili rozważałam też stajnię holenderską, ale trudniej było się z nimi dogadać) i pracując przy koniach doświadczyć się w może nowych, lepszych metodach treningowych, podpatrzeć lepszych jeźdźców; ponadto mam swoje kopyta niestety także z wieloma przygodami, w każdym razie raczej robimy dobre wrażenie na osobach postronnych; podglądam skrycie świat jeździecki w Szwajcarii i bywa że na youtube - np. filmiki treningowe, wśród których wiele jest niestety nic nie warta. Często filmiki treningowe pokazują niekompetencję jeźdźca lub jego chęć lansowania się zamiast realny aspekt treningowy... Po Irlandii moje wyobrażenie o "wielkim, zachodnim, jeździeckim świecie" runęło. Szara rzeczywistość jak wszędzie, a ja okazałam się świętym graalem w środowisku irlandzkich skoczków, bo "to ta co umie w ujeżdżenie".

Nie rzucam nazwiskami, żeby nikogo nie obrażać, ale uwierzcie mi, że wielu jeźdźców z czołówek - niezależnie, czy to kadra juniorów czy seniorów czy nawet 5* zawody - nie ma zielonego pojęcia o ujeżdżeniu. Jedni się tego trochę wstydzą, inni tak bardzo nie lubią ujeżdżenia, że mają to gdzieś. Wydaje się to być niewyobrażalne, bo przecież każdy "ujeżdżeniowy trik" czy ćwiczenie wpływa chociażby na jezdność konia, co jest coraz bardziej istotne przy tak wysoko zaawansowanych technicznie zawodach jakimi się progresywnie stają zawody skokowe, a najmniejszy błąd nie spowoduje, że spadnie nam berecik tylko wywoła realne zagrożenie życia...

Zapytacie, jak to jest możliwe, że ktoś kto nie ogarnia ujeżdżenia może zajść nawet na sam szczyt w skokach? W takim razie gdzie tkwi sedno treningu konia skokowego?

Między bogiem a prawdą koń skokowy MUSI:
- dodawać (w każdym chodzie)
- skracać (w każdym chodzie)
- sprawnie zmieniać nogi
- być zwrotnym
- lubić skakać
- wydajnie galopować 

Dodawanie, skracanie i zmianę nóg, dla wybitnych antytalentów pracy na płasko, można wyćwiczyć na drągach i przeszkodach. Wydajny galop można uzyskać między innymi galopami kondycyjnymi. W sumie to wszystko to też są elementy ujeżdżenia w kontekście definicji, ale często nie są ćwiczone tak jak zrobiłby to jeździec ujeżdżeniowy.

Do zwrotności wystarczy powyginać konia na boki (nie zawsze da się to nazwać np.: łopatką, a przynajmniej w wykonaniu skoczków jest ona często daleka od dresażowego ideału, tyle że dla skoczka to nie łopatka jest celem samym w sobie, a uelastycznienie konia - więc mamy gdzieś jak to finalnie wygląda; często też widzi się jazdę w odwrotnym ustawieniu w ramach tego typu ćwiczeń), jeździć serpentyny i ósemki pilnując równowagi.

Lubić skakać - można w koniu to wywołać, ale end of day musi mieć do tego po prostu serce i predyspozycje. Trenując konie do skoków najważniejsze, co pozwala je "bezstresowo" przekonać do "wesołego", "chętnego" skakania, to:
- kończyć trening na niezmęczonym koniu,
- po każdym skoku nagradzać głosem, dotykiem, (pamiętaj, że większość błędów popełniłeś Ty, a nie koń, a większość koni nie robi błędów celowo, więc dopóki nie są to poważne problemy, nie można za nie konia karać, można za to powtórzyć aż skok będzie czysty)
- pozwolić się wybrykać, wybiegać w trakcie skoków (pod kontrolą ofc). Nigdy swojego zwierza nie barowałam, nie rozpędzałam na przeszkody - żadnych specjalnych technik poprawiania skoczności poza uspokajaniem i utrzymywaniem rytmu ;) - po prostu siedzę i mu nie przeszkadzam (no dobra, czasem przeszkadzam, ale staram się nie), a jego zapał do skoków jest jak na zdjęciu do tego postu.

I dlatego właśnie za wiele od skoczków na temat treningu skokowego nie usłyszycie, bo w skokach ogromną rolę odgrywa instynkt, wyczucie, zaufanie do konia, samodzielne MYŚLENIE przez konia (co jest ograniczane w ujeżdżeniu, a ćwiczone w skokach) i tzw. "po prostu siedź". Tak naprawdę skoczek często lepiej wie jak rozstawić drągi i przeszkody, żeby poradzić sobie z problemami "ujeżdżeniowymi" niż jak je rozwiązać na płasko. Lepiej, wielu skoczków zagranicznych rzadko skacze w domu, bo praktycznie co tydzień są na zawodach i obskakują konie na zawodach...

Wielu koniom skokowym przydałoby się więcej ujeżdżenia niż widzimy - chociażby dla ich zdrowia, kręgosłupa, lepszej równowagi, ROZLUŹNIENIA (o którym wielu skoczków zapomina), ale np. w Szwajcarii tym koniom, które widziałam, krzywda się nie dzieje, a jeździec może ujeżdżeniowcem nie jest, ale tzw. "przyjemnym podróżnikiem". Gorzej wyglądało to w Irlandii, gdzie wtedy było 8x więcej koni niż ludzi na wyspie i obrazki par jeździec-koń czasem przerażały...

Najważniejsze u jeźdźca skokowego, to:
- mieć dobrą równowagę,
- nie klepać się po siodle (czyli opanowany dosiad we wszystkich klasycznych wariantach)
- lekka ręka - czyli stabilny, lekki kontakt, podążający za głową konia
- umiejętność oceny odległości, swoich i konia możliwości

Reszta przychodzi właściwie sama lub w ramach rozwiązywania szczegółowych problemów. No cóż, gdyby jeździectwo było takie proste jak to opisałam powyżej, to nie byłoby jednak tak rozbudowaną dziedziną. W każdym razie biorąc poprawkę na sporą dozę generalizacji pryncypia prezentują się według mnie jak wyżej.

A teraz pewnie mogę się schować do piwnicy zanim zjedzą mnie inni koniarze ;).

Czy potrzebujesz w Szwajcarii zimowe opony?

/pexels

Jak zwykle wszystko zależy - od regionu, od samochodu, od Waszej aktywności...

Do artykułu zainspirowali mnie znajomi, którzy przyjechali do nas z zachodniej Europy na ... letnich oponach... w grudniu. Tu akurat wkradł się błąd firmy, która wypożyczyła im samochód.

Zgodnie z szwajcarskim i polskim prawem, w zimie możesz jeździć na oponach całorocznych lub zimowych, ale nie na letnich. Za letnie grozi mandat.

My zmieniając auto dostaliśmy je z oponami całorocznymi. Na początku, sugerując się doświadczeniem z Polski, gdzie drogowców zawsze zaskakuje zima, jest mnóstwo dziur i zamarzających kałuż, słaba jakość nawierzchni miejscami i wiele miejsc gdzie śnieg się co najwyżej wyrównuje zamiast sprzątać - obawialiśmy się, że będziemy musieli zainwestować dodatkowo w zimowe opony. Niemniej po dłuższym namyśle i obecnych doświadczeniach jak już śnieg się zaczyna pojawiać stwierdzamy, że na nasze aktualne potrzeby opony całoroczne są wystarczające.

W jakim przypadku opony całoroczne wystarczą:
- jeśli masz "mocne", "ciężkie" auto, 4x4 i/lub z różnymi systemami wspomagającymi trakcję (jednym słowem raczej nowsze)
- jeśli nie jeździsz szybko (w Szwajcarii max 120 i to na super zadbanej autostradzie)
- jeśli mieszkasz w ciepłym rejonie Szwajcarii takim jak Romandia, gdzie odśnieżarki nadążają ze sprzątaniem
- jeśli nie ruszasz się za często poza swój region, ani w góry ani do Francji ;) haha (Francuzi nie nadążają za śniegiem)

Mieliśmy okazje przetestować naszą smoczycę udając się w górski Gex i byłam pod wrażeniem. Na swoich całorocznych oponach uślizgnęła się lekko, raz na rozjechanej kupce śniegu na jezdni pod górkę, ale nie musiałam nawet wykonywać żadnego ruchu, bo elektronika samochodu sama go wyprowadziła... Miła odmiana po samochodzie, który tańczył w każdych warunkach nawet na zimówkach ;).

W jakim wypadku opony zimowe będą konieczne? Dość często też na drogach zobaczysz rekomendację lub wymóg posiadania łańcuchów.
- górskie lub bardziej wschodnie rejony Szwajcarii
- częste wyjazdy do Francji
- stare, proste auto bez dodatkowych systemów

Z ciekawostek - w Szwajcarii kupując opony zimowe bardzo często łańcuchy są w cenie lub w gratisie, co by sugerowało, że rzeczywiście jak już kupujesz zimówki, to masz zamiar jechać w góry. A to jest podstawowa aktywność w tym kraju, co weekend. Miasta się wyludniają, a stoki zapełniają.

Co o tym sądzicie? Na jakich oponach jeździcie?

Indie sprzed lat moimi oczami - zdjęcia

/hawa mahal
Jest to post mocno retrospektywny, ponieważ już wiele lat minęło i przy dynamice rozwoju tego kraju na pewno wiele się zmieniło. Spędziłam tam pół roku na dziekance ze studiów. Robiłam badania, pracowałam, podróżowałam i przeżywałam szczeniacką przygodę życia. Za badania otrzymałam uniwersyteckie wyróżnienie gdyż były promotorskie w swojej dziedzinie i nie były wymagane na ówczesnym etapie studiów. Studiowałam między innymi na wydziale orientalistycznym, fascynowały mnie Indie. Nie wiem dlaczego. Już wiem przynajmniej jak odróżnić miłość od fascynacji tak samo wśród zainteresowań jak i w związkach :) .

Nic nowego nie powiem - to kraj kontrastów i nie da się o nim powiedzieć jednego zdania, które nie znalazłoby swojego przeciwieństwa w innych okolicznościach. Obrzydliwe bogactwo sąsiaduje z przerażającą biedą. Są miejsca tak turystyczne, że aż pozostawiają po sobie niesmak (Taj Mahal) i takie, gdzie czujesz się jak nieproszony gość wchodzący w butach do czyjegoś domu (Orccha).

W dużych miastach kilka słów po angielsku i wybujała gestykulacja mogą wystarczyć do porozumienia się, na prowincji bez przynajmniej podstawowej znajomości hindi może być bardzo ciężko. Są też dzielnice i rejony (np. wschód Indii) słynące z porwań i ruchów separatystycznych gdzie będąc atrakcyjną kobietą lepiej samotnie się nie zapuszczać. Podobno.

Niesamowitą oazą odmienności jest Goa, gdzie masz wrażenie, że przenosisz się w inną czasoprzestrzeń. Poza kurortami pięciogwiazdkowych hoteli nie jest tak pięknie jak na zdjęciach biur turystycznych, niemniej połączenie indyjskości z niespotykanym wyluzowaniem i poczuciem bezpieczeństwa pozwala na realne odcięcie się od zachodniego świata (tym bardziej jeśli pójdziemy w ślad rosyjskich rave party xD).

Z zasady kultura i dominujące religie w Indiach są jednymi z najbardziej pokojowych na świecie i sami Indusi są bardzo ciepli, otwarci i gościnni mimo kolonialnych krzywd. Nie będę wypisywać porad dla podróżujących, bo bardzo możliwym jest, że moje podpowiedzi mogą być już nieaktualne. Zainteresowanym mogę odpisać na konkretne zagadnienia w komentarzach bądź na priv.

Poniżej zdjęcia wśród których jedno, które zdobyło wyróżnienie w konkursie fotograficznym National Geographic. Zgadnijcie, które?

local girl in New Delhi
red fort, old delhi (part for wives of the king)
red fort, old delhi
lotus temple
jal mahal, jaipur
jaipur
jaipur
goa, anjuna beach

goa

goa
on the route to Tilwara horse fair

tilwara horse fair

tilwara horse fair

tilwara horse fair

orccha

orccha

mahir

/

/

chitrkut

chitrkut

chitrkut

/

dilli hat

Co by było gdyby francuski był językiem polskim?

/ źródło obrazka: http://www.frenchcircles.ca/fun/
Im dłużej się uczę tego języka i im bardziej jestem zaawansowana, tym bardziej mnie ten język denerwuje.

Trzeba przyznać, że jest to język artystów, o wysokim kontekście kulturowym, język poetycki, literacki, plastyczny, wysublimowany. Brzmi pięknie. Ale gdy zaczynasz szukać w nim sensu i logiki, to zaczyna tracić swój urok.

Wiadomym jest, że każdy język ze względu na swoją historię zaczyna podtrzymywać pewne wyrażenia czy zasady, które ciężko jest osobom współczesnym uzasadnić, ale w moim osobistym odczuciu francuski wykracza pod tym względem ponad wszelkie możliwe normy.

Akademia mająca stać na straży języka, ale też pracować nad jego unowocześnieniem (a w szczególności ortografii), i która wydaje swoje "święte" słowniki uznawana jest nawet przez samych Francuzów za nadto konserwatywną instytucję. Nie pomaga jej w tym dożywotnie mianowanie jej członków.

Czasem napotkasz na pisownię lub konstrukcję, która kłuje w oczy, ale od specjalistów usłyszysz, że jakiś poeta w którymś tam wieku tak wymyślił i od tamtej pory tak trzeba pisać... I to jest najczęstsze uzasadnienie - historyczno-literackie, często nie uwzględniające w ogóle rozwoju języka na przestrzeni lat.

W mojej opinii język to twór żywy i służący przede wszystkim do komunikacji. Zostawmy poetom to co poetyckie, a ludziom to, co ludzkie. Na przestrzeni lat wszystkie języki w naturalny sposób zaczynają się upraszczać. Lepiej! Roboty stwierdziły, że ludzkie języki są nieefektywne i postanowiły stworzyć własny!

W takim razie co by się stało, gdyby francuski był językiem Polaków? Może polski nie jest kwiatem najprostszych języków, ale można by stwierdzić, że jednym z najbardziej logicznych.

- nie używalibyśmy rodzajników, bo wymawialibyśmy końcówki (w wielu francuskich słowach nie wymawia się końcówek, nawet tych kilometrowych lub zamienia się je w jeden dźwięk, który może być zapisany na milion sposobów, patrz poniżej)

- i uprościlibyśmy ortografię dostosowując ją do wymowy...
jeden prostokąt to jeden i TEN SAM dźwięk
- tam gdzie rodzajniki były potrzebne do poprawnej wymowy - dodalibyśmy odpowiedni wydźwięk do słowa, np.: zamiast "les yeux" (le 'z' ju) liczba mnoga słowa "oczy" byłaby "syeux" albo "zyeux" albo jeszcze prościej bo na kij ten x - "zyeu" (zju)

- dalibyśmy sobie spokój z utrzymywaniem archetypicznego systemu szóstkowego w liczbach i na wzór szwajcarski bądź kanadyjski używalibyśmy "logicznych" nazw liczb: zamiast (99) "quatre-vingt-dix-neuf" (katr-wan-diz-nef; czyli: cztery razy dwadzieścia plus dziesięć i dziewięć) - "nonate neuf" (nonąt nef)

- nie uzgadnialibyśmy formy orzeczenia (czasownika) do dopełnienia - "je l'ai vue danser" - "widziałem ją jak tańczy" - "-e" na końcy "vue" (voir - widzieć) wskazuje na formę żeńską ze względu na "l", które jest skrócone, ale wychodzi na to, że chodzi o "la", czyli "ją". Po polsku francuski absurd brzmiałby: "Ja ją widziałam jak tańczy" - nawet jeśli powiedziałby to mężczyzna.
Frankofoni bronią tych uzgodnień mówiąc, że dzięki temu jest bardziej precyzyjnie, ale co to za precyzja, skoro tylko wiemy kto tańczył (coś w formie żeńskiej), a nie kto mówi? Dopóki widzimy nadawcę komunikatu to super, ale np. w piśmie to już nie jest takie oczywiste. No i o ile łatwiej się wymawia skrócone formy "l'ai" (le) zamiast "la ai" (la e), to jednak nie skracając nie trzeba by było uzgadniać ;)

- nie używalibyśmy osób w zdaniach, ponieważ formę osobową dodalibyśmy do orzeczenia (czasownika) - ujednoznacznilibyśmy odmianę czasowników. Nie mówimy tak jak Francuzi: "Ja idę spać", tylko "idę spać", bo idę jest oczywistą formą dla ja. Francuzi tak zagmatwali swoje odmiany czasowników, że muszą dodać osobę, żeby było wiadomo kto w końcu idzie spać :D.

Reasumując, gdyby francuski był językiem polskim, to nie tworzylibyśmy bezsensownie kilometrowych zdań od konstrukcji po ortografię, bo nie naprawialibyśmy na siłę tego, co sami zepsuliśmy ;). Dla mnie francuski w obecnej formie, to rodzaj zdegenerowanego języka.

Macie jakieś dodatkowe spostrzeżenia co do tego co byśmy po polsku zrobili inaczej?

Wioskowy turniej sportowy, hit czy kit?



Jak już wspominałam TUTAJ lokalne społeczności są bardzo aktywne, nawet w miejscowościach liczących ledwo 1-2 000 mieszkańców.

Uczestniczyłam ostatnio w takim lokalnym turnieju siatkówki i jestem nim zachwycona. Klub siatkówki damskiej w okolicy jest tylko jeden i wystawił 2 drużyny + jeden klub męskiej (1 drużyna), a w sumie drużyn było kilkanaście. Pozostałe ekipy zostały uformowane wśród np. członków innych klubów sportowych, takich jak: tenisa, piłki nożnej, ping ponga; a także wśród wszelkich innych sympatyków aktywnego spędzania czasu.

Najbardziej zachwycająca była atmosfera - nikt nie przyjechał tam po (niewiele znaczący) puchar, dziadkowie grali przeciw wnukom, żony przeciwko mężom, tenisiści przeciwko byłym profesjonalistom. Bez nadęcia, między piwkami, wzajemnie dopingujące się drużyny. A przecież wszyscy grali przeciwko wszystkim. Lepiej! Niektórzy panowie nawet jak już przesadzili z piwkami nadal byli niesamowicie sympatyczni i weseli. W Polsce pewien stan upojenia może się skończyć agresją albo przynajmniej niewybrednymi komentarzami, szczególnie wobec kobiet. Tutaj nic takiego nie miało miejsca!

Między innymi w ten sposób klub, który owy turniej zorganizował, zbiera środki na dodatkowe aktywności, którymi (może niestety, ale w sumie zależy od ambicji) nie są wyjazdy na profesjonalne turnieje, ale np. wyjazdy towarzyskie. W tym roku - na Korsykę. Trudno mówić o tym aby taki amatorski klub zza stodoły (literalnie, krowy też nam dopingowały zza okna) miał ambicje na turnieje, tym bardziej, że wiek, kondycja i poziom zaawansowania jest bardzo zróżnicowany. Od dwudziestoparolatków po emerytów. I nikt z tych, którzy kupowali w klubowym sklepie (barze) i brali udział w owym turnieju nie miał o to pretensji. Robicie coś fajnego dla lokalnej społeczności, można w zamian kupić u was coś praktycznego, to czemu miałbym mieć pretensje na co potem wydatkujecie pozyskane środki? W Polsce mogłoby to wyglądać zgoła inaczej...

W Polsce (w moim otoczeniu przynajmniej) podejście do sportu jest zero jedynkowe - albo robisz coś super profesjonalnie albo wcale. Tutaj - na luzie. Uprawiamy sport, żeby aktywnie spędzić czas RAZEM! Polski indywidualizm i ambicje (i udowadnianie światu kim to ja nie jestem) trochę utrudnia zrodzenie się takich wspólnotowych idei.

A co Wy o tym myślicie? Czy w Waszej okolicy są tego typu amatorskie kluby? Organizują turnieje? Kto w nich uczestniczy i jaka jest atmosfera? Myślicie, że da się kiedyś zasiać taki rodzaj aktywności w Polsce?