Sąsiedzi po szwajcarsku i "okna adwentowe" - fenetres de l'avent
/ |
Jak się żyje? Tego w sumie nie wiem, bo w całym (małym) budynku mamy całą jedną rodzinę szwajcarską i to też nie 100%. W miejscowości, w której mieszkam, jest ponad 60% obcokrajowców reprezentujących ponad 90 nacji.
Na razie nie zaobserwowaliśmy żadnych problematycznych historii, nie zachowujemy się 100% według szwajcarskich zasad (pralka, spuszczanie wody w nocy i inne ciekawe przypadki), a nikt się jeszcze do nas nie przyczepił... tfu tfu
Sąsiedztwo tu jest zdecydowanie inne niż w Polsce (dużych miastach) - ludzie nie uciekają przed sobą ze spuszczoną głową udając, że się nie widzą. Wszyscy się witają, żegnają, oferują pomoc, otwierają drzwi jak się puka/dzwoni i są bardzo otwarci i sympatyczni.
W Halloween na naszym osiedlu była impreza dla dzieci na podwórku, a teraz są tzw.:
FENETRES DE L'AVENT
co w wolnym tłumaczeniu oznacza okna adwentowe, a w naszym kontekście... "okna sąsiedzkie".
Chętni wpisują się na listę z grudniowymi datami i w "swoim okienku" dekorują swoje okno świątecznie i zapraszają do siebie wszystkich mieszkańców danej miejscowości. W większości spotkania te są organizowane na podwórku przed domem/blokiem od 18-19.30. Oczywiście, klasycznie, apero - czyli przygotowują przekąski i napitek (wino/poncz/wodę/inne).
Informacja o "kalendarzu okien" pod koniec listopada ląduje w Twojej skrzynce pocztowej.
Jest to fajna okazja do poznania swoich sąsiadów i zabicia zimowej nudy.
Jak widać, poczucie wspólnoty w Szwajcarii jest bardzo "oddolne" i zarówno umila to codzienność jak i pozwala na realnie demokratyczne sterowanie krajem.
Zarazem też Szwajcarzy i mieszkańcy Szwajcarii rzadko obnoszą się ze swoim statusem. Okna adwentowe nie są wykorzystane do pokazania "kto kupił większe, lepsze, ładniejsze czy droższe światełka". Z dotychczasowych obserwacji okolic Genewy widzę, że jest skromnie i liczą się relacje z ludźmi. Szwajcarów odróżnia między sobą co najwyżej marka auta, zegarek i składka na ubezpieczenie zdrowotne :D, a z bardziej detalicznych - posiadanie versus wynajmowanie mieszkania (tu, aby dostać kredyt, trzeba mieć naprawdę dobrą sytuację finansową i zdolność na... 120 lat...) ale nikt nie będzie stroszył pawia przed Tobą.
A jak poznać sąsiadów nie mając tego typu okazji w swojej okolicy?
My przedsięwzieliśmy akcję pt.: pukamy (do) sąsiadów w weekend.
W czwartek zostawiliśmy wszystkim w skrzynkach karteczki, że będziemy pukać żeby się poznać i jak mają coś przeciwko, to żeby nam odpisali że sobie nie życzą.
Sukces nr 1 - nikt nas nie spławił
W weekend udało nam się dopukać do 3 z 5 rodzin na klatce, a jedna zostawiła nam kartkę na wycieraczce, że chętnie by się zobaczyli ale najprawdopodobniej ich nie będzie i zostawili swój numer kontaktowy.
Znajomi podpowiadają, że alternatywnie można zrobić "sąsiedzkie apero" czyli przygotować przekąski i wino i wszystkich do siebie zaprosić na imprezkę zapoznawczą.
Którąkolwiek metodę wybierzecie na pewno obie świetnie przełamią sąsiedzkie "lody" i w Polsce mogłyby bardzo wiele zmienić :).