derki,
Trzymałam swoje konisko w 8 różnych pensjonatach w tym jeden za granicą. Różnice między przeciętnym pensjonatem w Polsce, a przeciętnym w Szwajcarii są ogromne (wspominałam już o tym w innych wpisach), niemniej nadal pozostały mi dwa dobre nawyki z Polski, które pozwalają mi "oszczędzić" pieniądze, czas i nerwy i które chciałabym Wam gorąco polecić.
Widziałam ostatnio dość "zabawną" z mojego punktu widzenia sytuację. W stajni gdzie stacjonuję jest kilkadziesiąt koni i 4 stajennych w tym 1 szef stajennych. Z zasady wszystko powinno się ustalać z owym szefem aby nie doszło do nieporozumień. (Ja ustalam z managerem stajni, bo gada po angielsku.) Jedna z pensjonariuszek, zapewne w pełni swojej naiwności, przekazywała dość skomplikowane instrukcje karmienia na następny tydzień jednemu z zwykłych stajennych (nie szefowi), który dobrze mówi po francusku, niemniej nie jest autochtonem i bardzo ładnie jej przytakiwał.
Faktem jest, że w tej stajni bardzo pilnują ustaleń i "detali", choć małe wpadki się zdarzają gdy szef nie patrzy. U nas były dwie (przez tyle miesięcy!): konisko chodzi na padok bez ochraniaczy i raz nowy stajenny wpadł na genialny pomysł aby mu jakieś jednak założyć... wziął ochraniacze treningowe i założył profilowane tyły na przednie nogi... (hahaha, na szczęście skończyło się tylko na lekkich popuchnięciach). Zdziwiło mnie to, bo ochraniacze na padok to usługa dodatkowo płatna, a ja za nic nie dopłacam. Druga wpadka była z derką, ale o tym dalej.
Wracając do meritum: rzeczywiście można ustalić dowolny sposób karmienia i tego dopilnują, ale najlepiej z szefem i najlepiej gdzieś to spisać (na boksie, w smsie, w mailu, wrzucić kartkę do wózka z paszą...cokolwiek!)... Chociaż znowu mamy ruletkę, który stajenny będzie miał akurat wartę, nie wszyscy są błyskotliwi.
Na te 7 polskich pensjonatów, które zwiedziłam były tylko 3 gdzie można było zaufać co do karmienia (że nikt się nie pomyli) - w dwóch z nich wisiała tablica karmienia w paszarni i konie były karmione zgodnie z tablicą, a w jednym każdy pensjonariusz miał obowiązkowo przygotowywać samodzielnie i zostawiać pod boksem. Jeśli były dodatkowe wymagania typu "na ciepło" lub z dodaniem jakiegoś składnika, który nie może stać (na świeżo) - można było wyjątkowo się dogadać.
Napatrzyłam się już jak koń zamiast witaminy C dostał biotynę, albo jak porcję konia x dostał koń y, albo jak stajenny twierdził, że koń jest spokojniejszy jak dostanie wiadro owsa, a nie miarkę, więc sypał od serca niezależnie od ustaleń.
Zgodnie z moimi doświadczeniami, nawet teraz nie zostawiam kwestii karmienia w 100% stajennym. Niby mogłabym, ale dzięki temu śpię spokojniej i mam bezpośredni wpływ na to, co się dzieje z koniem i pod tym kątem mogę na bieżąco dostosowywać mieszankę i ilość.
A więc rada nr 1 - własne wiaderka/pudełka
- szykuję wiaderka na najbliższe 2-3 dni na każdą porę karmienia
- w wiaderkach jest porcja dla konia niepracującego - gdy jestem w stajni i koń pracuje - dostaje czwarty posiłek - dzięki lekkiej nieregularności i większej częstotliwości unikamy wrzodów
- zadanie stajennego polega na wsypaniu zawartości wiaderka do żłoba - absolutnie idiotproof
- w razie gdyby stajenni pomylili kolejność staram się aby zawartość pudełek była mniej więcej podobna lub ustawiona naprzemiennie tak żeby w razie W kopyt nie dostał podwójnej porcji suplementu
- gdy nie ma mnie w stajni i nie przygotuję pudełek mamy precyzyjnie ustaloną porcję ze stajennymi, która się nigdy nie zmienia, nawet w razie kontuzji
Anegdota: w Polsce zdarzało się, że stajenni byli ślepi, niepiśmienni lub leniwi i musiałam kilkukrotnie tłumaczyć jakie wiaderko, na który posiłek. W Szwajcarii nie mają z tym problemu mimo że pudełka są opisane po polsku (tyle że każde w innym kolorze i z innym numerkiem).
Voila!
Derki to kolejny rebus logiczny dla stajennych. Tu też można było pod tym względem zaufać tylko 3 stajniom. W każdej z nich poza stajennym był luzak, który umiał pomyśleć. W związku z różnymi derkowymi wpadkami powzięłam następujące ustalenia:
- jeśli jest poniżej 15 stopni zaczynam derkować konia (a jeśli ustalam zmiany derek ze stajennymi to właśnie na podstawie odczytu temperatury, z reguły zmieniam typ derki co 5-7 stopni)
- w stajni jest cieplej niż na dworze, ale koń się nie rusza, za to na padoku jest chłodniej i wietrzniej, ale się rusza; zdarzyło mi się nawet mierzyć temperaturę mojego konia na dworze i w stajni - w stajni miał zwykle niższą temperaturę ciała niż przebywając na zewnątrz
- nie bardzo mnie grzeje czy derka jest "do stajni" czy "na padok", bo i tak nie wypuszczam konia w złą pogodę + nie ma on ambicji w tarzaniu się w błocie - ergo, rzadko ma szansę zmoknąć
- gdy temperatura i warunki są już naprawdę nieprzyjemne następuje zmiana z derek przewiewnych na wiatroszczelne, i i tak koń jest w nich i w boksie i na dworze
Dzięki powyższym założeniom de facto jestem niezależna od widzimisie stajennych co do derkowania mojego konia, bo jedyne ich zadanie to NIE ZDEJMOWAĆ DERKI, chyba że jest mokra lub chyba że koń się ewidentnie poci i jest mu za gorąco. A jak jest mokra to zmienić na drugą przy boksie, bądź do mnie zadzwonić.
Simple as that.
Na czym polega rada nr 2?
Jeśli w stajni nie ma luzaka (oprócz stajennych) nie polecam ustalania ze stajennymi zmiany derek. Trzeba znaleźć własny, złoty środek derkowania, tak żeby było w nim jak najmniej czynnika ludzkiego. Oczywiście, że najbardziej optymalnie byłoby mieć inną derkę w stajni, inną na padok i inną na dzień i inną na noc i jeszcze inną na deszcz, a inną na słońce. Ale naprawdę, nie widziałam jeszcze stajennych, którzy umieliby to ogarnąć - dla nas niby proste, ale jak ten człowiek ma kilkanaście koni pod opieką, to zaczyna się sajgon.
Anegdoty (i wpadka) - w mojej obecnej stajni któryś ze stajennych uparcie zdejmował derkę mojemu koniowi na padok. Damn logic! Z nieznanych mi względów ktoś wyszedł z założenia, że derka, w której koń stoi w stajni, to derka w której ma być tylko w stajni (bo się zniszczy? ubrudzi? wut?). Niestety tu finał był nieprzyjemny, bo zdjęto mu derkę tuż po szczepieniu jak mnie akurat ponad 24h nie było u konia. Koń dostał czegoś co wyglądało jak wstrząs anafilaktyczny (dwie szczepionki + zdjęcie derki przy nagłym załamaniu pogody + pewnie osłabiona odporność).
Pamiętajcie - koń derkowany - o ile nie staracie się go przestawić na tryb bezderkowy - nie może mieć takich szoków temperaturowych, to rozwala mu termoregulację i może się skończyć gorzej niż w powyższym przypadku - np. mięśniochwatem, chorobami nerek itd.
Za to żeby wybielić derkowe pomysły stajennych - i tak jestem pod wrażeniem, że sprawdzają, czy derka nie jest mokra, bo w Polsce to też potrafi być problemem. Zdarzało się, że mimo że mój koń miał nie wychodzić na deszcz, to ktoś go wyprowadził, a potem zostawiał w mokrej derce w stajni...
A jakie są Wasze patenty na stajennych?
Prawie niezawodne metody na stajennych
/pixabay |
Widziałam ostatnio dość "zabawną" z mojego punktu widzenia sytuację. W stajni gdzie stacjonuję jest kilkadziesiąt koni i 4 stajennych w tym 1 szef stajennych. Z zasady wszystko powinno się ustalać z owym szefem aby nie doszło do nieporozumień. (Ja ustalam z managerem stajni, bo gada po angielsku.) Jedna z pensjonariuszek, zapewne w pełni swojej naiwności, przekazywała dość skomplikowane instrukcje karmienia na następny tydzień jednemu z zwykłych stajennych (nie szefowi), który dobrze mówi po francusku, niemniej nie jest autochtonem i bardzo ładnie jej przytakiwał.
Faktem jest, że w tej stajni bardzo pilnują ustaleń i "detali", choć małe wpadki się zdarzają gdy szef nie patrzy. U nas były dwie (przez tyle miesięcy!): konisko chodzi na padok bez ochraniaczy i raz nowy stajenny wpadł na genialny pomysł aby mu jakieś jednak założyć... wziął ochraniacze treningowe i założył profilowane tyły na przednie nogi... (hahaha, na szczęście skończyło się tylko na lekkich popuchnięciach). Zdziwiło mnie to, bo ochraniacze na padok to usługa dodatkowo płatna, a ja za nic nie dopłacam. Druga wpadka była z derką, ale o tym dalej.
Wracając do meritum: rzeczywiście można ustalić dowolny sposób karmienia i tego dopilnują, ale najlepiej z szefem i najlepiej gdzieś to spisać (na boksie, w smsie, w mailu, wrzucić kartkę do wózka z paszą...cokolwiek!)... Chociaż znowu mamy ruletkę, który stajenny będzie miał akurat wartę, nie wszyscy są błyskotliwi.
Na te 7 polskich pensjonatów, które zwiedziłam były tylko 3 gdzie można było zaufać co do karmienia (że nikt się nie pomyli) - w dwóch z nich wisiała tablica karmienia w paszarni i konie były karmione zgodnie z tablicą, a w jednym każdy pensjonariusz miał obowiązkowo przygotowywać samodzielnie i zostawiać pod boksem. Jeśli były dodatkowe wymagania typu "na ciepło" lub z dodaniem jakiegoś składnika, który nie może stać (na świeżo) - można było wyjątkowo się dogadać.
Napatrzyłam się już jak koń zamiast witaminy C dostał biotynę, albo jak porcję konia x dostał koń y, albo jak stajenny twierdził, że koń jest spokojniejszy jak dostanie wiadro owsa, a nie miarkę, więc sypał od serca niezależnie od ustaleń.
Zgodnie z moimi doświadczeniami, nawet teraz nie zostawiam kwestii karmienia w 100% stajennym. Niby mogłabym, ale dzięki temu śpię spokojniej i mam bezpośredni wpływ na to, co się dzieje z koniem i pod tym kątem mogę na bieżąco dostosowywać mieszankę i ilość.
A więc rada nr 1 - własne wiaderka/pudełka
- szykuję wiaderka na najbliższe 2-3 dni na każdą porę karmienia
- w wiaderkach jest porcja dla konia niepracującego - gdy jestem w stajni i koń pracuje - dostaje czwarty posiłek - dzięki lekkiej nieregularności i większej częstotliwości unikamy wrzodów
- zadanie stajennego polega na wsypaniu zawartości wiaderka do żłoba - absolutnie idiotproof
- w razie gdyby stajenni pomylili kolejność staram się aby zawartość pudełek była mniej więcej podobna lub ustawiona naprzemiennie tak żeby w razie W kopyt nie dostał podwójnej porcji suplementu
- gdy nie ma mnie w stajni i nie przygotuję pudełek mamy precyzyjnie ustaloną porcję ze stajennymi, która się nigdy nie zmienia, nawet w razie kontuzji
Anegdota: w Polsce zdarzało się, że stajenni byli ślepi, niepiśmienni lub leniwi i musiałam kilkukrotnie tłumaczyć jakie wiaderko, na który posiłek. W Szwajcarii nie mają z tym problemu mimo że pudełka są opisane po polsku (tyle że każde w innym kolorze i z innym numerkiem).
Voila!
Derki to kolejny rebus logiczny dla stajennych. Tu też można było pod tym względem zaufać tylko 3 stajniom. W każdej z nich poza stajennym był luzak, który umiał pomyśleć. W związku z różnymi derkowymi wpadkami powzięłam następujące ustalenia:
- jeśli jest poniżej 15 stopni zaczynam derkować konia (a jeśli ustalam zmiany derek ze stajennymi to właśnie na podstawie odczytu temperatury, z reguły zmieniam typ derki co 5-7 stopni)
- w stajni jest cieplej niż na dworze, ale koń się nie rusza, za to na padoku jest chłodniej i wietrzniej, ale się rusza; zdarzyło mi się nawet mierzyć temperaturę mojego konia na dworze i w stajni - w stajni miał zwykle niższą temperaturę ciała niż przebywając na zewnątrz
- nie bardzo mnie grzeje czy derka jest "do stajni" czy "na padok", bo i tak nie wypuszczam konia w złą pogodę + nie ma on ambicji w tarzaniu się w błocie - ergo, rzadko ma szansę zmoknąć
- gdy temperatura i warunki są już naprawdę nieprzyjemne następuje zmiana z derek przewiewnych na wiatroszczelne, i i tak koń jest w nich i w boksie i na dworze
Dzięki powyższym założeniom de facto jestem niezależna od widzimisie stajennych co do derkowania mojego konia, bo jedyne ich zadanie to NIE ZDEJMOWAĆ DERKI, chyba że jest mokra lub chyba że koń się ewidentnie poci i jest mu za gorąco. A jak jest mokra to zmienić na drugą przy boksie, bądź do mnie zadzwonić.
Simple as that.
Na czym polega rada nr 2?
Jeśli w stajni nie ma luzaka (oprócz stajennych) nie polecam ustalania ze stajennymi zmiany derek. Trzeba znaleźć własny, złoty środek derkowania, tak żeby było w nim jak najmniej czynnika ludzkiego. Oczywiście, że najbardziej optymalnie byłoby mieć inną derkę w stajni, inną na padok i inną na dzień i inną na noc i jeszcze inną na deszcz, a inną na słońce. Ale naprawdę, nie widziałam jeszcze stajennych, którzy umieliby to ogarnąć - dla nas niby proste, ale jak ten człowiek ma kilkanaście koni pod opieką, to zaczyna się sajgon.
Anegdoty (i wpadka) - w mojej obecnej stajni któryś ze stajennych uparcie zdejmował derkę mojemu koniowi na padok. Damn logic! Z nieznanych mi względów ktoś wyszedł z założenia, że derka, w której koń stoi w stajni, to derka w której ma być tylko w stajni (bo się zniszczy? ubrudzi? wut?). Niestety tu finał był nieprzyjemny, bo zdjęto mu derkę tuż po szczepieniu jak mnie akurat ponad 24h nie było u konia. Koń dostał czegoś co wyglądało jak wstrząs anafilaktyczny (dwie szczepionki + zdjęcie derki przy nagłym załamaniu pogody + pewnie osłabiona odporność).
Pamiętajcie - koń derkowany - o ile nie staracie się go przestawić na tryb bezderkowy - nie może mieć takich szoków temperaturowych, to rozwala mu termoregulację i może się skończyć gorzej niż w powyższym przypadku - np. mięśniochwatem, chorobami nerek itd.
Za to żeby wybielić derkowe pomysły stajennych - i tak jestem pod wrażeniem, że sprawdzają, czy derka nie jest mokra, bo w Polsce to też potrafi być problemem. Zdarzało się, że mimo że mój koń miał nie wychodzić na deszcz, to ktoś go wyprowadził, a potem zostawiał w mokrej derce w stajni...
A jakie są Wasze patenty na stajennych?
0 komentarze:
Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.