fnch,

Jak uzyskać licencję sportową, regionalną w skokach w Szwajcarii oraz program egzaminu

 

/ my w Yverdon-les-Bains, 21.09.20

Na wstępie chciałam przypomnieć pozostałe artykuły dotyczące zasad w sporcie konnym w Szwajcarii, które nie odbiegają za specjalnie od międzynarodowych zasad zgodnych z FEI (a także od tych przyjętych w Polsce). Różnice to raczej niuanse, ale warto zdawać sobie z nich sprawę. 

Poniżej podlinkowany spis treści z bloga:

- Jak uzyskać możliwość startów

- System licencji 

- Klasy sportowe w ujeżdżeniu

- Różnice w regulaminach skoków między PL a CH

Tym razem chciałabym szczegółowo przedstawić na czym polega zdobywanie licencji regionalnej w Szwajcarii. Licencja regionalna to mniej więcej polska III, ale umożliwia starty do 135cm, a nie do 125, jak w Polsce. 

Aby uzyskać tę licencję, poza możliwością przepisania równoważnej licencji zagranicznej oraz ponad posiadanie wielokrotnie wspomnianego już Brevet Combiné i przynależności do klubu sportowego, należy:

ALBO

- zdać egzamin licencyjny

ALBO

- zaprezentować 8 pozytywnych wyników z konkursów B100/105 na styl zdobytych w ciągu 365 dni

Po co jechać 8 konkursów, skoro wystarczy pojechać 1 egzamin? 

Żeby w tym końskim świecie wszystko było takie proste... Egzamin składa się z teorii, ujeżdżenia i skoków. Żeby do niego podejść, nie tylko przydałaby się nam niezła znajomość języka i wiele godzin zakuwania, ale też koń już doświadczony w prezentowaniu się poza domem. Egzamin można oblać z byle powodu, czasem niekoniecznie zależnego od nas i nie można do niego podejść przez następny ponad miesiąc. Za to skoro zdajemy licencję, to i tak i tak może nam się przydać objeżdżenie w zawodach aby każde kolejne, szczególnie już te z licencją, były bardziej rutynowe.

Ponadto, każdy ma inny powód i motywację, żeby tę licencję zdobyć - jedni robią to tylko po to, żeby ją mieć; inni, bo są już gotowi na dużo wyższe konkursy i nie mają ochoty jeździć metrówek; jeszcze innym może być szkoda kasy i chcą ograniczyć do minimum koszty wyjazdów poza stajnię. Każdy koń jest inny i każdy jeździec ma innego konia - jedni mają konie już doświadczone, inni mają konie, które potrzebują zdobyć doświadczenie. Stąd też rozbudowane możliwości podejścia do licencji. 

W Polsce także zauważyłam zmiany, kiedyś chyba wystarczyła brązowa odznaka do podejścia do konkursu licencyjnego, a teraz wymagana jest już srebrna. Mimo że konkurs licencyjny wystarczy pojechać w limicie punktów karnych na styl tylko raz, a dobrze, to nadal musimy podejść do 3 różnych egzaminów i o różnych programach żeby tę licencję zdobyć. Próbując sięgnąć pamięcią do polskich konkursów licencyjnych na styl nie przypominam sobie takiego, w którym wielu zawodników by zdało, albo w którym jakiś zawodnik by zdał za pierwszym razem. Chyba nawet Aromer, ponad dekadę temu, słynął z największego odsetka oblanych uczestników. W efekcie i w przeciwieństwie do Szwajcarii, nie ma innej możliwości niż wielokrotne testy, egzaminy i konkursy zanim się tę licencję zdobędzie. 

Przebieg egzaminu licencyjnego w Szwajcarii

Pisać można poematy, ale najlepiej to po prostu zobaczyć w praktyce:


Program egzaminu

Egzamin stacjonarny składa się z części ujeżdżeniowej i skokowej. Egzamin teoretyczny zdaje się online. Przepisy dotyczące uzyskania licencji poprzez egzamin - Directives concernant l’obtention de la licence R de saut de la FSSE par examen de licence (PDF, 263 KB) . 

CZĘŚĆ UJEŻDŻENIOWA

Pełny program zadań do wykonania w części ujeżdżeniowej egzaminu znajduje się tutaj: Informations sur l’examen monté (PDF, 44 Ko) 

Najciekawsze jest to, że próba ujeżdżeniowa składa się z jazdy po kole, a elementy do wykonania są dyktowane przez prowadzącego egzamin. Ponadto, nie wiem czemu ma służyć przełożenie wodzy do jednej ręki, a niektóre ćwiczenia wydają się dość zaawansowane jak na ten poziom jak np. półpiruet czy wielokrotne ruszenie ze stój do kłusa, cofanie. 
Mimo wszystko są to elementy ujeżdżenia konia i umiejętności jeździeckich, które mają uzasadnienie w skokach, więc się im nie dziwię. Bardziej ciekawi mnie (i pozytywnie zaskakuje), że nie wymaga się od skoczków jeżdżenia czworoboku, a elementy w próbie są wyselekcjonowane pod kątem skoków, zamiast odzwierciedlać programy ujeżdżeniowe niższych klas.

Poniżej tłumaczenie tegoż programu:

Wjechać kłusem roboczym. 

Zatrzymanie, przedstawienie się i ukłon w stronę dyrektora egzaminu.

Ruszenie kłusem roboczym anglezowanym po 20m kole, przynajmniej jedno okrążenie.

Zmiana kierunku przez środek koła.

Kontynuacja kłusa przez kolejne przynajmniej jedno okrążenie.

Przejście do pełnego siadu w kłusie roboczym.

Wodze do lewej ręki.

Zmiana kierunku przez środek koła.

Zatrzymanie, stój około 4 sekundy.

Wodze w obie ręce.

Ruszenie kłusem roboczym w pełnym siadzie.

Zatrzymanie, stój około 4 sekundy.

Ruszenie stępem i natychmiastowe wykonanie zwrotu na zadzie (półpiruetu).

Natychmiastowe przejście do kłusa w pełnym siadzie.

Przejście do galopu roboczego.

Zmienić kierunek (nogę) w galopie przez środek koła przed jego środkiem, można przez kłusa.  

Przejście do kłusa roboczego.

Wjazd na linię środkową koła.

Zatrzymanie w środku koła.

Cofnięcie 3-5 kroków.

Natychmiastowe przejście do kłusa roboczego i powrót na koło.

Przejście do galopu.

Galop wyciągnięty.

Galop skrócony.

Galop wyciągnięty w półsiadzie na wprost wzdłuż placu.

Zatrzymanie z możliwością przejścia przez 3-4 kroki kłusa.

Ruszenie kłusem i przejechanie drągów w półsiadzie, zatrzymanie.

Natychmiastowe ruszenie kłusem i przejechanie szeregu gimnastycznego w półsiadzie.

CZĘŚĆ SKOKOWA

Parkur składa się z 10 przeszkód w tym dwóch podwójnych (szeregów lub linii) i jednej z wodą.

Dopuszczalne są maksymalnie 3 błędy parkuru, które nie zostaną ocenione wyżej niż na 3 pkt.

Zarówno w ujeżdżeniu jak i w skokach ocena stylu odbywa się w skali 0-5 za element i należy uzyskać minimum 60/100 pkt aby zdać. W Polsce ocena odbywa się na zasadzie punktów karnych za błędy, czyli odwrotnie. Dopuszcza się maksymalnie 3,5 pkt karnego.

Parkury licencyjne z oceną stylu jeźdźca

Przepisy dotyczące uzyskania licencji poprzez konkursy znajdują się tutaj  Directives concernant l’obtention de la licence R de saut de la FSSE sur la base des résultats obtenus en épreuves de saut avec style (PDF, 249 KB) 

Zapisując się na parkur licencyjny powinniśmy otrzymać pocztą kartę wyników, na której będziemy zbierać podpisy sędziów z każdego zaliczonego konkursu.

Nie ma limitu udziału w konkursach licencyjnych zanim uzyskamy 8 pozytywnych, potwierdzonych wyników.

Aby konkurs uznać za zaliczony, należy uzyskać minimum 50/100 punktów oceny stylu i zaklasyfikować się wśród wygranych, przy czym wszyscy niezaklasyfikowani o takiej samej ilości punktów co ostatni z zaklasyfikowanych jeźdźców – także otrzymają podpis sędziego.

Parkur powinien rozpocząć się linią gimnastyczną, a zrzutki w tej linii nie liczą się jako błąd parkuru. Ponadto na parkurze powinny się znajdować: 
+ szereg na jedną foulę, 
+ szereg na dwie foule 
+ dwie linie na 3-6 foule (linie nie muszą być na wprost).

Nadal należy zdać test z teorii online aby otrzymać zdobyte uprawnienie - licencję.  


Oczywiście nie zacytowałam każdego paragrafu przepisów, jeśli macie jakieś pytanie – dajcie znać 😉


2 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

fnch,

Różnice w regulaminach skoków przez przeszkody w Polsce i w Szwajcarii

 

/ Zdjęcie autorstwa Laila Klinsmann z Pexels

Pozostając w temacie zawodów jeździeckich - nie wyobrażam sobie na nie wyruszyć i nie znać zasad dyscypliny oraz rozgrywanych w niej konkurencji. Nauczona już doświadczeniem, że w Szwajcarii nic nie jest oczywiste, dokładnie przestudiowałam regulamin dyscypliny skoków FNCH (FSSE) przez przeszkody w tym kraju, mimo że teoretycznie zasady te powinny być uniwersalne, a polskie znam na pamięć (może bez specyficznych detali). 

Chciałabym Wam przedstawić różnice, które najbardziej zwróciły moją uwagę i o których warto pamiętać, jeśli wyruszycie kiedykolwiek na parkury regionalne bądź krajowe tutaj.

/ tabela wybranych różnic pomiędzy zapisami regulaminowymi w dyscyplinie skoków pomiędzy Polską a Szwajcarią

WYŁAMANIA I ILOŚĆ STARTÓW

Z jednej strony zdziwiło mnie, że Szwajcaria dopuszcza aż trzy wyłamania, z drugiej strony jest to relatywnie zrozumiałe biorąc pod uwagę, że jeden konkurs na jednym koniu możesz pojechać tylko raz. W Polsce trzy wyłamania są dopuszczalne do 125cm i w konkursach specjalnych (np. na czas). W konkursach na styl - zawsze max 2. 

Niezależnie od tych przepisów uważam, że każde kolejne wyłamanie po drugim nie służy ani jeźdźcowi ani koniowi. Z mojego doświadczenia wynika, że każde kolejne jest coraz bardziej niebezpieczne, a ponadto utrwala w koniu nieprzyjemne doświadczenia i złe nawyki. 

Nie oszukujmy się, "małe" klasy zawodów nie jeździ się po to, żeby "nie wiadomo co" wygrywać. Takie zawody w założeniu mają być "treningiem" dla konia i jeźdźca, przygotowaniem go do poważnych rozgrywek lub kolejnych szczebli uprawnień, a także rozrywką. W tym kontekście wolę podejście polskie, które pozwala na drugi przejazd. Jest to szczególnie ważne dla młodych bądź niedoświadczonych koni. 

ILOŚĆ STARTÓW JEŹDŹCA I ILOŚĆ ZAWODNIKÓW NA KONKURS

W Szwajcarii wydaje mi się, że jest podyktowana zasadą fair play - tutaj zawody i ich nagrody są traktowane bardziej "na poważnie" niż w Polsce - oraz faktem, że konkursy z reguły cieszą się dużym zainteresowaniem. 60 uczestników/startów w danej klasie to norma, a zwykłe regionalki trwają z reguły kilka dni. Nie spotkałam się jeszcze z zawodami jednodniowymi. W Polsce nie byłam na zawodach powyżej 40 uczestników w klasie, a zawody jednodniowe niższych klas są dość powszechne.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że w Szwajcarii jest dużo więcej właścicieli koni, a ze względu na świetne wyniki szwajcarskich zawodników na arenach międzynarodowych - można powiedzieć, że jest to jeden ze sportów narodowych. Zdecydowanie, wraz z tenisem, przoduje w popularności i zainteresowaniu w stosunku do np. piłki nożnej. Nazwiska takie jak Steve Guerdat, Martin Fuchs czy Roger Federer to już ikony.

   

PRZESZKODY NA ROZPRĘŻALNI

Moje starty w Polsce to jednak wspomnienia sprzed wielu lat, ale nigdy nie spotkałam się z rozprężalnią większą od placu konkursowego ani z trzema przeszkodami na niej. W Szwajcarii mam jeszcze niewiele obserwacji, ale na razie tak to właśnie wygląda. Najprawdopodobniej bierze się to z dużo lepszej infrastruktury. 

Z ciekawostek: wiele kantonów ma własne "narodowe" centrum sportowe (kantony są autonomiczne i uważają się za odrębne kraje). Warte wymienienia jest np. IENA Avenches , NPZ Bern , w których infrastruktura jest fantastyczna!

DYSTRYBUCJA NAGRÓD

Stare dobre powiedzenie mówi: "końmi nie zarobisz na konie". Żeby w ogóle do takiego poziomu dojść, żeby dobrze zarobić wyłącznie na sporcie jeździeckim, to trochę jak wygrana w lotka. Z tego też względu nagrody niespecjalnie mnie interesują, bo największą nagrodą jest dla mnie własna satysfakcja, rozwój jako jeźdźca i człowieka. W każdym razie chciałam zaznaczyć, że przepisy dotyczące nagród są bardzo szczegółowe, szczególnie w Szwajcarii, więc zapis w tabelce jest baaardzo uogólniony dla ludzi równie zainteresowanych jak ja ;). Jeśli macie ochotę poznać więcej szczegółów - dajcie znać w komentarzu lub na priv. Służę tłumaczeniem z regulaminu w wersji francuskiej.

Ponad kwestie regulaminowe, mamy też znaczną różnicę w systemie licencji. Nadal przecieram oczy ze zdziwienia, ale muszę szwajcarskiej prostocie przyznać sporo racji. Otóż licencja regionalna w skokach, którą zdobywa się mniej więcej tak jak u nas III-kę, pozwala na starty w zawodach rangi regionalnej do 135cm. 

/ schemat licencji i klas sportowych w skokach w Szwajcarii, aneks do regulaminu dyscypliny wg FNCH

Wielu powie: jak to? Ledwo przejechałeś 100 i już możesz się pakować na 130? I tak i nie. Ponad system licencji obowiązuje też system punktacji. Organizator zawodów określa limity punktów zdobytych w dotychczasowych startach zezwalające na udział konia lub jeźdźca. Ponadto egzamin licencyjny w Szwajcarii jak i parkur licencyjny jest troszkę bardziej techniczny niż w Polsce. Niemniej w Polsce z III możesz startować max 120, więc i wymagania mogą być lekko niższe.

Zdecydowanie pozytywny efekt wyżej wymienionych zasad to fakt, że jeżdżąc zawodowo i posiadając licencję N, jeśli wyruszasz na zawody z młodym koniem, to możesz wybrać zawody N100, na których nie będziesz przebijać się łokciami między ludźmi, którzy może niekoniecznie panują nad swoimi końmi, co także może być nieprzyjemnym doświadczeniem dla młodziaka. Ponadto, zawody rangi N są często rozgrywane w tygodniu, co także pozwala uniknąć tłumów. Jednocześnie organizatorzy, którym zależy na powodzeniu w frekwencji mogą połączyć kategorie. Normalnym jest kategoria B/R lub R/N.

Kolejne spore zdziwienie to sposób rejestracji na zawody (może przez ostatnie parę lat w Pl się zmieniło także). W Szwajcarii można to zrobić WYŁĄCZNIE przez oficjalny portal FNCH i najlepiej miesiąc wcześniej, a płatność jest pobierana od razu i bezzwrotnie. Zwracana jest jeśli wystąpią okoliczności jedynie po stronie organizatora. Muszę przyznać, że ma to dobre strony - na zawodach jest mniej roszad z ostatniej chwili, a listy startowe są w miarę pewne już na dwa tygodnie przed. Niemniej tak jak już wspomniałam w poprzednim artykule - KLIK, sam udział w zawodach w stosunku do siły nabywczej waluty jest dość niski. 

Startujecie za granicą? Co Was najbardziej zdziwiło?

0 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

jeździectwo,

Jak uzyskać możliwość startu w zawodach jeździeckich w Szwajcarii?

 

/ My na zawodach regionalnych w Bernie, 29.08.2020

W końcu udało nam się wystartować na zawodach w Szwajcarii i w związku z tym w końcu mogę opisać jak to się w ogóle robi. Wszelkie wcześniejsze opisy to były tylko "domysły" na podstawie informacji znalezionych na stronach odpowiednich organizacji, tutaj dwa poprzednie domyślne wpisy:

SYSTEM LICENCJI - KLIK

KLASY W UJEŻDŻENIU - KLIK

Z racji, że na tego bloga trafiają zarówno koniarze jak i końscy laicy, mieszkańcy Szwajcarii jak i tacy, co niewiele o tym kraju jeszcze wiedzą, chciałabym we wstępie przybliżyć kilka pojęć. 

PRAWO JAZDY NA KONIA - tak, istnieje coś takiego. Krajowe Związki Jeździeckie stowarzyszone z FEI (Międzynarodową Federacją Jeździecką) wprowadziły pod jej wytyczne wewnętrzne systemy szkoleniowe w celu zapewnienia bezpieczeństwa i dobrobytu zarówno koni jak i jeźdźców. To jest sport ekstremalny i wszystko się może wydarzyć. Skoro masz chęć i ambicję prezentować się szerszej publiczności, nie możesz przekazywać dalej złych wzorców. 

W Polsce takim "prawem jazdy" jest Brązowa Odznaka. W Szwajcarii Brevet Combiné.

Oczywiście, że nikt nie zabroni Ci jeździć na koniu bez odznaki, w "zawodach za stodołą" też wystartujesz. Niemniej, wszystko co będziesz robił, będzie "nieoficjalne". Sama odznaka jest przepustką do dalszych uprawnień oficjalnych (czyli także uznawanych za granicą) jak licencje sportowe, szkoleniowe itd.

Samo uzyskanie odznaki, to według mnie lata pracy. Na podstawie własnych obserwacji wydaje mi się, że poziom umiejętności wystarczających do zdania brązowej odznaki, o ile nie jesteś wybitnym talentem albo nie masz fantastycznego konia, to 2-3 lata nauki jazdy po min. 2 razy w tygodniu.

PRAWO POBYTU - aby przebywać w Szwajcarii dłużej niż 3 miesiące należy posiadać prawo pobytu (permit). Jest ich wiele i się od siebie różnią, przede wszystkim czasem pobytu. Od kilku miesięcy po wiele lat. 

Permit, który pozwala być traktowanym jako rezydent (czyli najbliżej do "lokalsa") to B (5 lat) lub C (10 lat). Jeśli masz umowę na czas nieokreślony lub partnera/rodzinę na miejscu z długoterminowym permitem lub obywatelstwem - z dużym prawdopodobieństwem otrzymasz B, a później możesz starać się o C. Nie bez znaczenia będzie też znajomość języków. Aby przedłużyć pobyt musisz udowodnić umiejętności na odpowiednim poziomie lokalnego języka - KLIK

Prawo pobytu zmienia też naszą relację z lokalnym związkiem jeździeckim. Dopiero B lub więcej niż B pozwala nam startować w zawodach na równi z Szwajcarami, co jest odzwierciedlone też w rodzaju pozwolenia na starty jakie otrzymujemy. 

/ schemat uzyskiwania uprawnień do startów w Szwajcarii

To, co bezwzględnie dotyczy wszystkich aspirujących do startów, to:

1. język

2. rejestracja konia

Zawody regionalne, niezależnie od kantonu w którym mieszkasz, możesz pojechać gdziekolwiek (chodzi o poziom, a nie o region, chyba że organizator zaznaczył, że są to konkretne zawody typu kwalifikacje, mistrzostwa itd.; wtedy też możesz jechać, ale "poza konkursem"), ALE będą rozgrywane w języku danego regionu. Pojechałam do Berna nie znając niemieckiego, ponieważ były to jedyne zawody na poziomie i w terminie, który mnie interesował, ponadto mój partner mówi biegle po niemiecku, więc mógł mi pomóc. Przypadkowe osoby mówiły po angielsku lub po francusku, ale nie zdecydowałabym się na taki wyjazd sama. Z pozytywów: nauczyłam się paru słów w dialekcie, takich jak "uwaga, oxer!" "uwaga, stacjonata!" 😂. Gdy masz 50 koni na rozprężalni komunikacja staje się dość kluczowa. Moim największym stresem było usłyszenie, czy właśnie mnie wywołują. Na szczęście dogadałam się z "bramkową", że da mi sygnał, ponadto była tablica elektroniczna z numerami (uf!). PS. facet powiedział, że cały czas nawijali w dialekcie i niewiele rozumiał... P.S. w trakcie mojego konkursu był też wypadek - koń zszedł z placu kulawy w pień, a jeździec odjechał karetką... A niby takie nic, maleńkie, proste zawody. 

Koń, na którym masz zamiar startować, musi być zarejestrowany jako koń sportowy w FNCH. Kosztuje to 200chf. Ponadto oczywiście jeśli był importowany musi być zarejestrowany w Agate (100chf) i regularnie szczepiony (ostatnia szczepionka przed wyjazdem na zawody nie dalej niż pół roku). 

Mam permit, mam polską/zagraniczną licencję/odznakę - co teraz?


1. Zgłaszasz się do związku, w którym były wydane.

    
    W przypadku PZJ najlepiej od razu z wypełnionym formularzem - Wniosek - licencja roczna zagraniczna.  Po przesłaniu zgłoszenia (pocztą, mailem, osobiście) otrzymasz fakturę na 450zł zgodnie z cennikiem PZJ za pozwolenie roczne na starty krajowe. Pozwolenie roczne, zarówno w Polsce, Niemczech jak i Szwajcarii jest liczone od stycznia do grudnia. Jeśli zostanie wydane np. w lipcu - nadal będzie ważne tylko do grudnia. Cały proces może zająć około dwóch tygodni zanim pozwolenie zostanie wydane. 

2. Zgłaszasz się do krajowego związku, tam gdzie chcesz startować. 


    W przypadku Szwajcarii jest to FNCH. Najlepiej od razu z wypełnionym wnioskiem - Demande pour l'obtention d'une licence en Suisse sans subir d'examen - w wolnym tłumaczeniu: wniosek o przyznanie licencji bez egzaminu. Wniosek także można złożyć mailowo. Do wniosku dołączasz skan permitu, skan odznaki/licencji, pozwolenie otrzymane z rodzimego związku. Gdy zostanie on przeprocesowany powinnaś/-ieneś otrzymać dostęp do my.fnch, gdzie możesz sprawdzić swoje dane i opłacić przyznaną Ci licencję (a potem także rejestrować się na zawody itd.). Koszt odznaki/licencji jeśli masz permit B lub C jest taki sam jak koszt dla tubylców, niestety także jest to koszt coroczny. Ekwiwalent brązowej odznaki - Brevet - kosztuje 100chf. Ekwiwalent licencji L/P/N (licence regional) - 150 chf. Proces ten może zająć kolejne dwa tygodnie, a mi zajął miesiąc, ponieważ trafiłam w okres urlopowy ;/ .

Podsumowując koszty coroczne:
200 chf    - koń
100 chf    - pozwolenie roczne polskie
100 / 150 chf - roczna licencja/odznaka szwajcarska

Jeśli dobrze zrozumiałam ten system, odznaka jest dożywotnia, tak jak u nas i licencja III (czyli tutejsza R) też, ale w roku startowym musisz ją opłacić, żeby wyruszyć na zawody. 

Dobra wiadomość kosztowa - zawody są relatywnie tanie. Wpisowe i startowe to średnio 10-40 chf na regionalkach.

Nie mam permitu (lub inny niż B,C), MAM licencję/odznakę - co teraz?


Tak jak powyżej, ale wypełniasz wnioski o licencję tymczasową/gościnną. 
W PZJ nadal jest to formularz - Wniosek - licencja roczna zagraniczna. 
W FNCH - Demande d'obtention d'une licence temporaire en Suisse - w wolnym tłumaczeniu: Wniosek o przyznanie licencji tymczasowej na Szwajcarię. Kosztuje ona 200chf za rok. 
Czyli niestety, nie mając statusu rezydenta płacisz więcej, a ponadto organizator zawodów powinien się zgodzić na Twój udział lub nawet wystawić Ci zaproszenie na zawody. Z reguły nie ma z tym większego problemu, ale jednak może to być uciążliwe. W takim wypadku możesz chcieć rozważyć podejście do lokalnego egzaminu, aby mieć ten problem z głowy. 
Jeśli za to nie planujesz intensywnych startów, może Ci wystarczyć jednorazowe pozwolenie na start. Startujesz wtedy "w polskich barwach" jako gość. Także potrzebujesz zaproszenie. 

Mam permit, NIE MAM licencji ani odznaki - co teraz?


Żeby ruszyć się gdziekolwiek poza swoją stajnię musisz mieć przynajmniej odznakę. Od Ciebie zależy jak ją wolisz zdać i w jakim języku :). 
Jeśli ani francuski ani niemiecki ani włoski nie jest dla Ciebie na tyle komfortowy aby podchodzić do egzaminu tutaj - możesz pojechać do Polski albo dowolnego innego kraju zrzeszonego w FEI i zdać egzamin tam, a potem przepisać ją tu. Wiąże się to oczywiście z wyższymi kosztami i ciągłymi formalnościami. Tylko Szwajcarzy nie mogą tego zrobić - muszą udowodnić, że mieszkali poza granicami kraju ponad rok. 
Jeśli jesteś pewna/-ien swoich umiejętności możesz polecieć na sam egzamin, może ze dwie lekcje przygotowawcze na miejscu żeby poznać konia, na którym będziesz jechał. 
Możesz też wybrać obóz jeździecki albo szkolenia przygotowawcze do odznaki. Zajmie Ci to ze 2 tygodnie w zależności od organizatora (oczywiście zakładam, że już znasz podstawy, skoro interesują Cię starty w zawodach). Może to też być kurs weekendowy. 
Z własnym koniem jechanie do Polski żeby zdać egzamin nie ma większego sensu. wolałabym się już poduczyć lokalnego języka ;). W każdym wypadku, jeśli jesteś rezydentem tego kraju, to lepiej żebyś załatwiał/-a lokalne uprawnienia. 

Nie mam permitu (albo inny niż B,C), NIE MAM licencji ani odznaki - co teraz?


Niestety - nadal potrzebujesz przynajmniej brązową odznakę. Najlepiej w tym przypadku zdać egzamin w kraju pochodzenia, chyba że jednak planujesz starać się w niedalekiej przyszłości o B lub C. Jeśli masz status studenta - nie powinieneś mieć także problemu ze zdaniem szwajcarskiego Brevet. W innym przypadku będziesz się pewnie musiał/-a gęsto tłumaczyć dlaczego chcesz zdawać w Szwajcarii i czekać na pozwolenie w drodze wyjątku. Nie bez znaczenia oczywiście będzie poziom znajomości lokalnego języka.

Co do przebiegu egzaminu na odznaki i na licencję będę się rozpisywać w kolejnych artykułach. Na razie mam nadzieję, że chociaż ten pomógł tym, którzy nie wierzą w swoje możliwości lub zostali wprowadzeni w błąd. Akurat przygotowując artykuł o Polakach pracujących w Szwajcarii przy koniach  dowiedziałam się między innymi właśnie o takich kwiatkach. Niektórzy nie startują, bo NIE WIEDZĄ, ŻE MOGĄ! 

Do dzieła! Pokażmy na co nas stać Kochani :) 

1 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

bad ragaz,

Bad Ragaz & Liechtenstein - plan na weekend


/Taminaschlucht, Liechtenstein i Bad Ragaz


Okolice Bad Ragaz będą zarówno świetne na weekend jak i na dłuższy pobyt. Miejscowość ta jest dobrym punktem wypadowym zarówno do Liechtensteinu, St Gallen jak i północnej części Gryzonii. Jednocześnie też sama ma co nieco do zaoferowania.

Poniżej propozycja wycieczki, dodatkowe atrakcje i ciekawostki.   

1. czwartkowy lub piątkowy wieczór: Schloss Fracstein


/Fracstein
 
Jest to niezobowiązujące, acz interesujące miejsce. Raptem 19 metrów kwadratowych i 3 piętra wysokości, za to wyjątkowa konstrukcja zintegrowana z brzegiem klifu górskiego. Zamek powstał prawdopodobnie około X-XIw., a wzmianki historyczne pojawiają się już w XII-XIIIw. Ponad same ruiny zamku, który widzimy, na wschód od budowli mieścił się także kościół oraz od zamku do rzeki rozciągał się łuk bramy uwieńczony domem strażniczym tejże bramy - konstrukcja ta została zburzona w celu budowy nowoczesnej infrastruktury wzdłuż rzeki. Budowla ta strzegła istotnego szlaku handlowego i pobierała "cła" i opłaty za towary przewożone tymże szlakiem. Po przejęciu przez Habsburgów, mniej więcej od XVw. zamek został opuszczony i popadał w ruinę. Bywał jeszcze okupowany w momentach konfliktów zbrojnych przez austriackie czy francuskie siły zbrojne, ale nie został odbudowany.
 
"Zwiedzanie" tego miejsca nie jest najprostsze, ale nie jest też specjalnie wymagające. Nawigacja typu google dobrze wskazuje lokalizację, ale nie widać tegoż zamku z ulicy. Najlepiej przejechać parę metrów dalej od punktu na mapie i zaparkować "na dziko" w zatoczce ulicy, a potem wrócić i skierować się na pierwsze możliwe schody do góry. Niedaleko schodów jest też tablica informacyjna jak doszło do odkrycia ruin tegoż zamku. Podejście do zamku jest dość strome, więc polecam buty sportowe i w miarę dobrą kondycję. Ja jak zwykle poszłam w klapkach, dałam radę, ale nie polecam. 
Nie jest to też najistotniejszy punkt wycieczki, chyba że pasjonują Was zamki i historia. Dla mnie to był miły akcent na zakończenie dnia, z którym nie mieliśmy nic lepszego do zrobienia. Próbowaliśmy też obejrzeć inne zamki w okolicy, ale są sprywatyzowane albo służą jako instytucje publiczne, więc nawet nie zawsze dało się podejść z bliska. 

Fracstein też jest wyjątkowo fotogeniczny przy wschodzie bądź zachodzie słońca, więc można go ująć jako element "foto safari". Od zaparkowania i wejścia do zejścia z góry wycieczka zajmie Wam może 30-45 minut. 

2. DZIEŃ 1 - Taminaschlucht i Tamina therme


Podejście do źródła wód termalnych zajmie Wam około 1h w jedną stronę ubitą drogą o bardzo małym nachyleniu. Trasa zaczyna się w Bad Ragaz i opcjonalnie można podjechać autobusem pocztowym lub bryczką (na zamówienie).  

Aby wejść na ostatni odcinek trasy - do samych źródeł - należy kupić bilecik w korytarzu restauracji na miejscu. Światło przebija do tego wąwozu głównie w południe (11-13), więc warto tak zaplanować wycieczkę, aby dotrzeć tam około południa. Jest to też punkt wypadowy na bardziej górskie szlaki, więc można rozszerzyć plan dnia o te szlaki. 



3. DZIEŃ 2 - Liechtenstein


Dla mnie jest to fascynujący kraj, tak jak Monako czy Andora. Chciałam "dotknąć" czegoś nieoczywistego w XXIw., czyli mikro państwa o nietypowej historii. W skrócie: możny, bogaty ród miał problem z awansem społeczno-tytularnym, więc odkupił kawałek ziemi o odpowiednim statusie aby uzyskać wyższe honory i tak to państewko sobie spokojnie dalej istnieje, bo nikt nigdy nie miał interesu w tym, żeby je np. przejąć. Ponadto, kraj ten słynie z bycia światowym centrum sztuki ze względu na zaangażowanie rodziny książęcej w tę dziedzinę. Jak możecie się pewnie domyślić, pejzaże Liechtensteinu, gdy już znamy zjawiskowość samej Szwajcarii, nie należą do specjalnie wyjątkowych, ale warto odwiedzić tamtejsze muzea i galerie sztuki, z których większość jest w Vaduz.
 

Samo Vaduz jest warte spaceru. Uliczki przyozdabiają niezliczone rzeźby, uliczka Mitteldorf (prowadząca do zamku, ale bardziej od strony miasta) jest najbardziej zabytkową i uroczą. 
Zanim jeszcze do Vaduz dojedziemy warto też się zatrzymać przy dawnym drewnianym moście łączącym Szwajcarię z Liechtensteinem - Sevelin. 


 

Na zakończenie spaceru można w muzeum pocztowym lub w punkcie informacji turystycznej poprosić o pamiątkową pieczątkę do paszportu i wybrać się na degustację win z winnicy książęcej. Ich Merlot smakowało wg mnie jak Pinot Noir, a wiele z ich win tak naprawdę powstaje z upraw w Austrii (tak, Liechtenstein posiada też ziemie w Austrii), niemniej warto "posmakować Liechtensteinu".

4. DZIEŃ POWROTU / DODATKOWE ATRAKCJE

Mając troszkę więcej czasu warto wziąć pod uwagę wycieczki do:

- wioski Heidi (tuż obok)
- Schloss Werdenberg (20 minut od Bad Ragaz)
- Caumasee - Flims (30 minut od Bad Ragaz) - szczerze powiedziawszy mam ochotę tam wrócić na jakiś weekend, bo okolica Flims jest bardzo ciekawa


- St Gallen i ich zjawiskowej biblioteki (1h od Bad Ragaz)



- galerii/muzeum Kulczykowej - Muzeum Susch (1h wgłąb Gryzonii, dlatego zależy ile macie czasu i jak bardzo lubicie się przemieszczać)




Na zakończenie - mały bonus. Nasza wycieczka wypadła w święto narodowe w Szwajcarii - Święto założenia konfederacji. W związku z tym nie tylko mieliśmy okazję podejrzeć jak się bawią w niemieckojęzycznej części Szwajcarii (a bawią się ostro), ale też usłyszeć koncert na tradycyjnych alpejskich instrumentach:

Mam nadzieję, że ten artykuł będzie Wam pomocny i dajcie znać, na jaki temat chcielibyście jeszcze poczytać :) 

___________________________
źródła:
W tym wypadku korzystałam z trzech różnych przewodników o Szwajcarii, ale najwięcej informacji i inspiracji pozyskuję z tego z National Geographic. Ponadto research w szeroko rozumianym internecie.

0 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

emigracja,

Polacy pracujący przy koniach w Szwajcarii - mikro wywiady

/Magda, Polka z doświadczeniem w pracy przy koniach w Szwajcarii

Świat koniarzy to taki mikrokosmos funkcjonujący równolegle do "normalnego" świata. 


Jest to na tyle samowystarczalna sfera życia, że można żyć właściwie tylko w niej i potrafi się wytworzyć pewna hermetyczność. Jeździectwo i konie to bardzo obszerna dziedzina życia wymagająca ogromnej ilości wiedzy, doświadczenia, ale też czasu. Konie nie mają wolnych wieczorów czy weekendów. Nadal trzeba je nakarmić, posprzątać i niezależnie od pory dnia i nocy mogą się rozchorować. Albo się to kocha, albo się tego nienawidzi.

W środowisku jeździeckim istnieje też masa zawodów, wśród nich: stajenny, "złota rączka", luzak (pomocnik jeźdźca/zawodnika i opiekun koni), jeździec (od objeżdżacza przez zajeżdżacza aż po profesjonalistę), zawodnik, instruktor, trener (koni i/lub jeźdźców), werkowacz/podkuwacz (kowal), fizjoterapeuta, masażysta, weterynarz, dentysta, pielęgniarz, siodlarz, dopasowywacz siodeł, sędzia, manager stajni, osoba pracująca w administracji związkowej, producent sprzętu, handlarz (końmi; sprzętem), przewoźnik, producent paszy. A to tylko przykłady. Można mieć dużo wspólnego z końmi, a nawet w ogóle na nie wsiadać. Istnieją też znaczne różnice między poszczególnymi krajami w strukturze tego świata oraz stylu chowu.

Koniarstwo wciąga czasem bez opamiętania i w związku z tym, jeśli się nie obraca w odpowiednich kręgach, lub jest się z nich wykorzenionym (jak ja za granicą), czasem jest ciężko dotrzeć do właściwych osób. Wiele ludzi ze względu na mojego bloga, czy na fakt posiadania konia, zadaje mi pytania, jak ten świat jeździecki w Szwajcarii wygląda, jak jest z pracą, jak sobie radzą obcokrajowcy. Ciężko mi na takie pytania odpowiedzieć, ponieważ jestem tylko pensjonariuszem.

Oczywiście, mam pewne obserwacje, np. w mojej stajni jest 3 stajennych (była Jugosławia, chyba "po rodzinie"), jeden jest ich szefem (Afgańczyk). Szef stajennych ma wysokie kompetencje, nawet kiedyś był instruktorem w tejże stajni. Stać go na mieszkanie w dość prestiżowej dzielnicy i trzyma w stajni swojego konia. Mamy też "apprenti" - "praktykantkę" (Szwajcarkę). Przyucza się do zawodu profesjonalnego jeźdźca pod okiem właścicielki stajni (i zawodniczki). Na koniec takiej praktyki, po 2-3 latach jest egzamin państwowy. Narzeczony właścicielki za to jest kowalem (i zatrudnia 3 innych kowali), mama sprzedaje ubezpieczenia dla koni i rolników. Ojczym za to robi wszystko co w gospodarstwie potrzebne - "złota rączka" - sam postawił lonżownik, wszystko naprawia, jeździ traktorem i równa plac. Człowiek orkiestra, który całe życie marzył o tym, żeby mieć stajnię, wszędzie go pełno i robota pali mu się w rękach.

Ale jak ten świat wygląda oczami Polaków? 


W mojej stajni w grafiku do karuzeli mój koń jest zawsze wpisywany jako "polonais" (polski), a nie swoim imieniem, czy moim. Najwyraźniej jesteśmy dla nich bardzo egzotycznym przypadkiem...
Szwajcaria nie jest kierunkiem numer jeden dla naszych rodaków, w przeciwieństwie do Niemiec, Holandii czy Anglii. Nie jesteśmy też liczną grupą narodowościową w Szwajcarii - około 7-ego miejsca w skali populacji jeśli zgrupujemy byłą Jugosławię. Za to nasza nacja, jak już ktoś ją zna, jest bardzo ceniona za pracowitość, wykształcenie, talenty.

Aby móc jakkolwiek uchylić Wam i sobie rąbka tajemnicy końskiego świata w Szwajcarii postanowiłam dotrzeć do paru Polaków pracujących tutaj przy koniach i przeprowadzić z nimi mikro wywiady online. Pamiętajcie, że nie można wyciągać dalekosiężnych wniosków z tychże przykładów. Jest to raptem kilka osób, które znalazłam przez internet i zgodziły się podzielić swoją unikatową historią. Niektórzy wywrócili całe swoje życie do góry nogami, niektórzy odnaleźli sens życia, każdy jest "diamencikiem" samym w sobie, a także każdy ma własny punkt widzenia.

/ Zdjęcie autorstwa TheOther Kev z Pexels


Poznajcie zatem... 

Agnieszka, 38 lat - pracuje w prywatnej, hobbystycznej stajni sportowej w kantonie Bern jako opiekun koni, luzak i jeździec ("stajenna miotła i mięso armatnie" :) )
Jestem tutaj sama, odwiedza mnie Mama:) Dla chcących przyjechać tutaj do pracy... przygotujcie się na ciężką i solidną pracę.
Daria, 26 lat - pracowała w "SPM Zucht und Sportpferde" w Münsingen jako "pferdepfleger", czyli opiekun koni/luzak/jeździec
Jestem tu z mężem, synkiem i psem 😅 mąż również koniarz, pracuje w jednej stajni już 9 lat. Czujemy się tu dobrze, chociaż tęsknota za Polską ciągle nam towarzyszy. 
Jestem osobą odważną, która nie boi się podążać za marzeniami. Zawsze konsekwentnie dążę do wyznaczonego celu. Jeździectwo nauczyło mnie pokory, cierpliwości i dało mi pewność siebie. Konie od zawsze mnie fascynowały, a teraz, po wielu latach pracy z nimi wiem, że to jest to, co chce robić przez resztę życia.
Kamila, 31 lat - pracuje w „Reit und pensionstall Frauchiger” jako stajenna i opiekunka koni
Jestem tutaj z dwójką dzieci i mężem. Uczymy się intensywnie języka, jedno z naszych dzieci w sierpniu zacznie uczęszczać do tutejszej szkoły. Z czasem również drugie. Przyjechaliśmy z zamiarem zostania na stałe.
Magda, 44 lata - pracowała w prywatnej stajni w części niemieckojęzycznej jako "pferdepfleger"/supervisor/jeździec (opiekun koni/jeżdżący luzak)
Jestem obywatelką świata. Mam silną osobowość, jestem otwarta i mam specyficzne poczucie humoru. Jestem kobietą w sile wieku z wiekiem składającym się z dwóch krzeseł;) Mój mąż jest ze mną i ze mną pracuje. Mam nadzieję, że dobrze się czuje za granicą:)
Magick - pferdepfleger i kutschefahrer, w tym też nadzorca pozostałych stajennych i odpowiedzialność za całe gospodarstwo
<Pamiętaj, 40mln Polaków czeka na Twoje miejsce, ale na Twoje miejsce zawsze można znaleźć też 100 Szwajcarów, więc głowa nisko i koń w zaprzęgu rusza na „Wijo!” oczywiście przy srogim użyciu bata, a małe dzieci jeżdżą do szkoły na kucykach>.  
Rada bardzo szczera i już na poważnie – nie pozwalajcie sobie na traktowanie jako gorszych, czy drugiej kategorii. Bardzo często jesteśmy bardziej profesjonalni niż Szwajcarzy. 
Jeśli chodzi o mnie: jestem mentalnym nomadem. Tam gdzie koń i siodło, tam ja. Niestety mentalnym, bo w obecnej sytuacji nie mam możliwości stać się rzeczywistym nomadem, co jest moim wielkim marzeniem. 

Anonim, 40+ - pracuje w Cheval Partenaire Sàrl w francuskojęzycznej Szwajcarii jako stajenny/opiekun koni

Jestem facetem po 40 z doświadczeniami życiowymi i otwartym umysłem.

/magick

Jak i dlaczego trafiliście do Szwajcarii? 


Agnieszka
Przez portal internetowy yardandgroom.com, Szwajcaria.. przypadkowo.. Wcześniej miałam też epizod w USA.
Daria
Do wyjazdu do Szwajcarii namówił mnie znajomy z branży jeździeckiej. Wysłałam swoje CV do agencji pracy, która pośredniczy w zatrudnianiu Polaków w Szwajcarii. Jestem tu 3 i pół roku. Łącznie 2 lata pracowałam w stajni sportowo-hodowlanej w kantonie Bern. Teraz niestety pracuję w innej branży, ponieważ bardzo trudno jest pracować z końmi będąc jednocześnie mamą 😉  Nie miałam wcześniejszego doświadczenia za granicą. 
Kamila
W Szwajcarii jestem od maja, przyjechałam do męża, który pracuje w stajni od listopada 2019. 
Przyjechaliśmy tutaj z zamiarem pozostania na stałe. Mieszkamy w kantonie AG. Moja siostra z partnerem i córką mieszka w Szwajcarii już kilka lat. Przyjeżdżając na wakacje do nich zakochałam się w tym kraju.
Magda
Trafiłam do Szwajcarii dzięki mojemu mężowi, który szukał dla mnie pracy, a znalazł najpierw dla siebie :) Przyjechałam na święta i zostałam :) Nie było tutaj żadnej dodatkowej ingerencji, zwykłe ogłoszenie w internecie. Pracowałam tam prawie 4 lata. Od niedawna nie mieszkam już w Szwajcarii, ale nadal rozwijam się w branży. Z zagranicznych doświadczeń mam porównanie z Hiszpanią, gdzie pracowałam wcześniej, ale z innymi zwierzętami.
Magick
Poszukiwałem pracy dla mojej narzeczonej, która po dłuższej przerwie chciała wrócić „w konie”. Znalazłem ogłoszenie na popularnym portalu ogłoszeń końskich, w którym poszukiwali dwóch stajennych. Niestety, nie chcieli kobiety na to stanowisko, więc pojechałem sam.
W Szwajcarii pracowałem od września 2015 roku w kantonie Bern. Pracowałem w dwóch stajniach jednego zarządcy. Pierwsza miała charakter pensjonatu połączonego ze szkółką jeździecką, druga miała profil turystyczny i zaprzęgowy.
Po ponad 3 miesiącach przyjechała do mnie żona (wtedy jeszcze narzeczona) z zamiarem szukania pracy. Los chciał, że szef zaproponował jej możliwość pracy na sezon zimowy, a później, przez zasiedzenie została na stałe. 
Anonim
Do Szwajcarii trafiłem najpierw do pracy na winnicę, tam zacząłem uczyć się języka francuskiego, a potem rozglądałem się za pracą, która będzie spełniać moje wymogi. W ten sposób ja szukałem pracy, a moja szefowa szukała ambitnego pracownika i jestem. W obecnej stajni pracuję już ponad 5 lat. Pracowałem też w większości krajów Europy.

/Kamila z mężem i dzieckiem

Poszukiwanie pracy, wymagany profil i kompetencje 


Agnieszka
Nie miałam absolutnie żadnego problemu w znalezieniu pracy. Nie sprawdzali żadnych referencji, dostałam bilet lotniczy i przyleciałam na "rozmowę kwalifikacyjną", wsadzili mnie na konia i pojechaliśmy w teren... Szukali kogoś odważnego, z lekką ręką i bez ambicji sportowych. Wcześniej, w Polsce, miałam pracę biurową, jeździłam konno hobbystycznie, ale nie pracowałam przy nich.
Daria 
Nie miałam problemu ze znalezieniem pracy. Właściwie miałam w tej kwestii chyba szczęście, bo po pierwszym nieudanym miesiącu pracy w jednej stajni, gdy wróciłam już do Polski, to kolejna praca znalazła mnie. Przed przyjazdem do Szwajcarii pracowałam w różnych branżach niezwiązanych z jeździectwem. Ale cały czas aktywnie jeździłam konno. Oprócz doświadczenia zdobytego w ramach technikum hodowli koni, przez 6 lat jeździłam również rekreacyjnie w kilku stajniach, a od 5 lat mam własnego konia. Właściwie jak przyjechałam tu, to nie liczyło się jakie mam doświadczenie i kwalifikacje, czy referencje, a to, co faktycznie potrafię i na jakim poziomie jeżdżę konno i opiekuję się nimi.  
Kamila
Zastąpiłam męża w stajni, ponieważ on uległ wypadkowi i jest na zwolnieniu. On z kolei dostał tę pracę z ogłoszenia na fb na grupie Polacy w Szwajcarii. 
Wcześniej kontakt z końmi miałam jako nastolatka (jeździłam konno).
Dla naszych pracodawców było ważne to, czy nie boimy się koni, czy mieliśmy wcześniej kontakt z tymi zwierzętami. Jesteśmy cenionymi pracownikami za pracowitość, uczciwość oraz duże serca dla zwierząt.
Magda
Nie miałam absolutnie żadnego problemu w znalezieniu pracy tutaj. Ponadto, jeśli się ma dobre rekomendacje, to wręcz można przebierać. 
Mniej się liczyły papiery czy osiągnięcia, a bardziej elastyczność, zaangażowanie, praca pod olbrzymią presją wymagającego szefa oraz praktyczne umiejętności. Na początku pracy w Szwajcarii testowali mnie, bo gadać każdy może. Praktyka często pokazuje co innego, więc moja praca sama się wybroniła. W obecnej pracy poza Szwajcarią musiałam mieć referencje. 
Nie ukrywam jednak, że miałam już doświadczenie z końmi, a także miałam olbrzymią przerwę w samej jeździe konnej, i powrót był bolesny, bo nie jest to jak jazda na rowerze. Za to przed wyjazdem za granicę miałam swój mały biznes. 
Magick
Nie miałem do tej pory problemu w znalezieniu pracy, ale też niespecjalnie szukam - rzadko zmieniam.
Przy rekrutacji zawsze proszono o CV, możliwie z referencjami, to pozwalało przejść proces odsiewki. Później testowano na miejscu. Bardzo często wiele wymagając i mocno podnosząc wymagania, by sprawdzić również odporność fizyczną i psychiczną (tą chyba zwłaszcza). W zatrudnieniu najbardziej liczył się czas przyjazdu i liczba przyjętej roboty na d***. Było trzeba przyjechać szybko i ostro tyrać. Aaaa i „nie walić nafty”. Wcześniej miałem styczność z końmi od dziecka. Wychowywałem się niedaleko jednego ze Stad Ogierów w Polsce, więc bywałem tam dość często. Równie często wystawiano mnie za bramę ;)
Anonim
To była kwestia czasu żeby znaleźć pracę, która mi odpowiada. Szukałem pracy, mając już pracę. Pracowałem w każdym zawodzie, który mi przyszedł do głowy, co do koni, to pochodzę z rodziny, gdzie konie są od zawsze. Przy zatrudnianiu - sprawdzają na żywo i żadna szkoła, czy papier do nich nie przemawia.  W moim podejściu do pracy liczyły się najbardziej kwestie finansowe, rodzaj wykonywanej pracy, swoboda w organizacji pracy, podejście szefowej.

Warunki pracy, umowa, benefity, zarobki

przypis od autora: nieoficjalna minimalna pensja w Szwajcarii to około 3000 CHF, a średnia to około 5000 CHF netto. W pracach w branży rolnej dochodzi jednak kwestia mieszkania i ubezpieczenia, która dość często jest pokrywana przez pracodawcę, więc rozpiętość zarobków może się plasować szeroko pomiędzy 1500-6000 CHF miesięcznie, w zależności od ośrodka i wymagań wobec pracownika. Najczęściej jednak spotyka się wynagrodzenia w przedziale 3-4 000. Nie wszyscy bohaterowie tego artykułu czuli się komfortowo ze zdradzeniem dokładnej kwoty, a ja nie naciskam - w Szwajcarii o pieniądzach się nie rozmawia - niemniej możecie się mniej więcej zorientować z opisów jak to wygląda.

Agnieszka
Umowa o pracę od początku, wszystko na “legalu”. Urlopu mam 4 tygodnie (to jest wszystko co mam.. żadnych świąt wolnych…). W tygodniu jeden dzień wolny (sobota). W niedzielę mamy trochę dłuższą przerwę. 
Daria
Miałam normalną umowę o pracę, ustalone godziny, dni wolne i urlopy. Mieszkanie dostałam od pracodawcy na terenie obiektu. Wynagrodzenie niestety nie było wystarczająco wysokie, jak na tak wymagającą pracę. Jedno z niższych możliwych w rolnictwie.
Kamila
Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu w tej samej miejscowości gdzie pracujemy.  Zarabiamy 3300 brutto. Każdy w pracy ma ustalone zadania, wiemy co mamy robić.
Magda
Miałam kontrakt. Normalne zatrudnienie zgodne ze szwajcarskim prawem. Miałam możliwość mieszkania na terenie obiektu za darmo, ale wolałam mieszkać poza pracą. Wynagrodzenie takie, jak większość auslanderów pracujących w rolnictwie, z tym plusem, że szef płacił ubezpieczenie zdrowotne za mnie.
Magick
Przez ponad rok pracowałem na czarno, oczywiście umowa była możliwa, ale trzeba było na nią „zasłużyć”. Powód? Wielu naszych rodaków wyrolowało szefa i ten był co najmniej ostrożny. Później miałem już umowę. Miałem możliwość zakwaterowania w miejscu pracy za darmo, z którego później zrezygnowałem i wynająłem coś samodzielnie. Plus był taki, że szef odprowadzał podatek i płacił Krankenkasse, więc wynagrodzenie było faktycznie netto – nic już nie musiałem z tego odejmować na ubezpieczenia itp. Z czasem wynagrodzenie się zwiększało. Dodatkowo była możliwość otrzymania napiwków od klientów pensjonatowych czy od turystów. Za pracę na bryczce miałem dodatkowo wypłacane 10% z utargu. Były dni wolne, ale też chyba nie było to do końca tak, jak powinno :(
Anonim
Zawsze chce się więcej zarabiać. Umowa na stałe z wszystkimi świadczeniami. Mieszkanie może pomóc znaleźć pracodawca, albo samemu. Mieszkam poza obiektem z wyboru, wynagrodzenie ponadprzeciętne.

Wymagania w pracy, konkurencyjność i szacunek

Agnieszka
Pracuję z innymi Polakami, nie konkurujemy ze sobą. Każdy szanuje wymogi szefa i robimy wszystko jak należy, każdy wie co ma robić i szef wie, że może zostawić stajnię na naszej głowie. 
Daria
Wymaga się ode mnie przede wszystkim zaangażowania, empatii i umiejętności poprawnego obchodzenia się z końmi, ponieważ jest to praca z żywymi stworzeniami i nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Zdarzają się również wypadki i sytuacje, gdy trzeba poświęcić swój czas wolny dla dobra koni. Nie wymagano ode mnie robienia dodatkowych uprawnień czy dyplomów.
Kamila
Pracodawca ma do nas duże zaufanie - często pracujemy bez kontroli szefa nad sobą. W naszej stajni pracują sami Polacy. Osoby trzymające konie w pensjonacie, w którym pracujemy są bardzo miłe, jednak oczekują bdb opieki nad ich zwierzętami. Traktują zwierzęta niemal jak swoje dzieci. *
Magda
Odpowiem jednym słowem. WSZYSTKIEGO. Trzeba było robić wszystko, co wiąże się z pracą w stajni i jej obejściu. Niestety, szef z tych wiecznie niezadowolonych i podkręcających śrubę, a to nie sprzyjało poczuciu własnej wartości. Dlatego zmieniłam pracę:) Nie było za to nigdy presji, żeby robić jakieś szwajcarskie papiery.
Magick
Wymagało się bardzo dużo. W momencie pokazania, że się umie pewne rzeczy, wymagało się tego zawsze i zawsze podnoszono poprzeczkę. Bardzo często nie szło to jednak w parze z szacunkiem do mnie, jako pracownika, ale i jako osoby. Wielokrotnie byłem „ustawiany” w gorszej pozycji ze względu na moją narodowość. W Szwajcarii nie liczą się inne uprawienia niż szwajcarskie, nawet dla mistrza świata ;) Mimo wielokrotnie wyrażanej chęci zrobienia kursów, czy uprawnień, zawsze byłem odsyłany z kwitkiem przez szefostwo. **
Anonim
Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudne do zrobienia. Zero konkurencji, szacunek to podstawa.

przypis od autora:
* potwierdzam, mimo że zawsze mi się wydawało, że nawet w Polsce stałam w "lepszych stajniach" i że mam dość szeroko rozwiniętą "świadomość" końsko-jeździecką i mimo doświadczenia w pracy w Irlandii - poziom zarówno opieki pensjonatowej, jak i poziom zachowania pensjonariuszy tutaj jest dla mnie szokujący. Czasami niektórym mam ochotę krzyknąć "to tylko koń do cholery!". Ale lepiej tak, niż w drugą stronę. W każdym razie konie mają się tutaj jak pączunie w masełku.
** rzeczywiście tak jest, że w Szwajcarii, jeśli mamy jakiekolwiek ambicje do bardziej kompetentnej pracy, to liczą się głównie szwajcarskie "papiery". Nie wiem, co się tak naprawdę wydarzyło w sytuacji przytoczonej przez Magicka (domyślam się, że chodziło o czas na egzaminy/zawody i o możliwość zakwalifikowania szwajcarskiego doświadczenia do szwajcarskich uprawnień bądź nawet celowe wprowadzanie w błąd, aby pracownik nie stał się bardziej wartościowy...), ale jeśli macie odznaki lub licencje jakiejkolwiek organizacji uznawanej przez FEI, to nie ma większego problemu, aby je tutaj "przepisać". Niestety, trzeba wyłożyć $$$ podwójnie - do polskiego i do szwajcarskiego związku jeździeckiego i są one "czasowe" - np. tylko na rok. Poświęcę temu osobny artykuł.

Z czego jesteście najbardziej dumni, w ramach swojej branży? 

Agnieszka
Jeżeli chodzi o umiejętności jeździeckie, to absolutnie z niczego. Ale nauczyłam się tutaj do perfekcji “sztuki” pielęgnacji konia i stajni.
Daria
Ukończenie Technikum Hodowli Koni jest jednym z moich osiągnięć, z których jestem dumna. Dało mi to dobry start i wiedzę potrzebną do tego, co chcę w życiu robić.
Magda
Największe osiągnięcia w branży, to konie, z którymi pracowałam i to jak się zmieniały na plus. Jestem dumna z tego, że zarówno one jak i ja zrobiliśmy wielką pracę nad sobą. W sumie jestem z koni najbardziej dumna, ale też nie mogę nie wspomnieć o moich studentach, którzy pięknie się rozwinęli w jeździectwie i nadal się rozwijają pod innymi skrzydłami.
Magick
Moim największym sukcesem jest ujeżdżenie konia o imieniu Dragon. Nikt inny nie był w stanie ruszyć go z miejsca. Mnie udało się nawiązać z nim więź i zaufanie do tego stopnia, że mogliśmy jechać w samotny teren. Z tych osobistych, to pochwała z ust Weroniki Kwiatek w czasie wspólnego treningu powożenia.
Anonim
Noo, to jest akurat długi bardzo temat i wymaga dłuższej rozmowy.

Kto z reguły pracuje w Waszym zawodzie?

Agnieszka
Pracuję z dwoma innymi Polakami i jedną Angielką. Po drugiej stronie jest stajnia sportowa (prowadzi ją zięć mojego szefa) i tam jest zawsze międzynarodowo. Irlandia, Szkocja, Estonia, Finlandia, Szwecja, USA,.. tam jest kalejdoskop :) 
Daria
Z reguły osoby pracujące w branży, które ja poznałam, są obcokrajowcami. Znam również kilku Polaków pracujących przy koniach. 
Kamila
W naszej stajni pracują sami Polacy.
Magda
Tak, są to głównie obcokrajowcy. Polacy, Portugalczycy, Czesi, Słowacy, Anglicy, Francuzi. 
Magick
W czasie swojej pracy spotkałem zarówno Szwajcarów, jak i obcokrajowców. Myślę jednak, że w większości niższych stanowisk (stajenni, luzacy, groomowie itp.), zatrudniani są obcokrajowcy, ponieważ są tańsi (głównie są to obok Polaków – Czesi, Słowacy, Portugalczycy oraz ludzie z krajów bałkańskich. Na wyższych stanowiskach takich jak np. berajtrzy preferuje się Szwajcarów, ze względu na język oraz uprawienia. 
Anonim
Nie ma żadnych reguł.

Jaką masz opinię o Polakach pracujących przy koniach w Szwajcarii? 

Agnieszka
Ja mam styczność tylko z Polakami. Całe szczęście jest nas tutaj dużo, mamy fajną paczkę znajomych. Znam dużo ludzi pracujących przy koniach. 
Daria
Znam innych Polaków pracujących przy koniach, jest ich kilku ️ mam również dużo znajomych Polaków, trzymamy się razem i pomagamy sobie.
Kamila
W miasteczku, gdzie mieszkamy, mamy trzech znajomych Polaków, jednak nauczeni doświadczeniem, wolimy „trzymać się” ze Szwajcarami:)  
Magda
Co mnie zaskoczyło? Stosunek samych Polaków za granicą do siebie - nóż w plecy, żadnej życzliwości. Dlatego staram się nie pracować z Polakami i mieć z nimi jak najmniejszy kontakt. Bo nic dobrego z tego nie wynika.
Magick
Tak, znam innych Polaków. Kontakty były czysto zawodowe i na tym się kończyły. Niestety, cały czas, dość często, rodacy pracujący z końmi mają problem z nadużywaniem alkoholu i innych używek. A może po prostu ja miałem taką ekipę...
Anonim
Znam Polaków pracujących przy koniach i innych, pracujących w wielu branżach. Kontakty bardzo sporadyczne z oczywistych względów. Zasymilowałem się z miejscowymi.

Co myślicie o środowisku jeździeckim w Szwajcarii? Jakie ono jest? 

Agnieszka
Ja mam dobre doświadczenia, nigdy na zawodach nie spotkałam się z nikim nieuprzejmym. W Polsce oczywiście było więcej luzu i zabawy... Ale Szwajcarzy już tacy są... 
Daria
Wydaje mi się, że środowisko jeździeckie w Szwajcarii, to ludzie z ogromną pasją do koni i bardzo zaangażowani w opiekę nad nimi. Pensjonariusze, którzy trzymali u nas swoje konie, byli u nich codziennie, nawet po kilka razy. W  Polsce nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby ktoś aż tak bardzo interesował się szczegółami z przebiegu dnia swojego konia 😁 Natomiast jeśli chodzi o pracowników, to ludzie bardzo pracowici, nie bojący się pracy ciężkiej, często brudnej, w różnych warunkach atmosferycznych. Są to ludzie, którzy są gotowi na pracę 365 dni w roku, często rezygnując na przykład ze świąt spędzonych w rodzinnym gronie.
Kamila
Tak jak już wspominałam - konie są traktowane niemal jak dzieci, a pensjonariusze wyjątkowo mili.  
Magda
Hermetyczne, wszyscy się znają. Uważają się za lepszych od reszty świata.
Magick
Przeświadczone o własnej wyższości i lepszości. Zwłaszcza w odniesieniu do nas, ludzi „ze wschodu”. Bardzo często odbierani jesteśmy jako osoby nieprofesjonalne i „od pługa oderwane”.
Anonim
Bardzo szczelne.

Podsumowując, jakie są Wasze wrażenia? Czy podoba Wam się tutaj?

Agnieszka
Nie będę kłamać... najbardziej tutaj podobają mi się pieniądze... I góry... Mentalność Szwajcarów mi się nie podoba, ale są miłym narodem. Wcześniej pracowałam i mieszkałam w USA i mentalność Amerykanów bardziej mi odpowiadała. Ich luz i otwartość (no i język).
Daria
Nie mam wcześniejszego doświadczenia za granicą. Szwajcaria była pierwsza i tak już zostało. Podoba mi się tu, jest pięknie 😅
Kamila
Szwajcaria jest dla nas bardzo atrakcyjna pod każdym względem - chcemy tutaj się osiedlić na stałe. 
Magda
Powiem szczerze, że najbardziej podobało mi się w Hiszpanii i marzę o powrocie do pracy z końmi właśnie tam.
Magick
W Szwajcarii pracowałem niemal pięć lat. Był to mój pierwszy kontakt z pracą zagranicą. Jechałem tam zupełnie w ciemno, nie znając nikogo, nie mając nikogo znajomego w pobliżu i bez znajomości języka. Zaskoczyło mnie podejście urzędów i urzędników do petenta, często wychodząc krok na przód w stosunku do mnie.
Anonim
Pracowałem w większości krajów Europy, to jest temat bardzo długi.

Jeśli odnieśliście wrażenie, że Szwajcaria to kraina miodem płynąca w światku jeździeckim - wcale nie musi tak być. Ale jeśli konie lub przynajmniej ciężka, de facto fizyczna praca jest Waszą pasją i szukacie godnego, legalnego zatrudnienia - jest duże prawdopodobieństwo taką tutaj znaleźć. Jak widzicie też, ciężko było mi dotrzeć do naszych przepracowanych rodaków - życie w stajni, to nie jest niestety siedzenie na Facebooku i jestem dozgonnie wdzięczna tym, którzy zdecydowali się poświęcić mi i nam (Drodzy Czytelnicy), tę chwilkę bezcennego czasu jaki mieli. Sama doskonale wiem, jak potrafi być ciężko. W Irlandii miałam czasami 20 koni dziennie, od sprzątnięcia po lonżę/objeżdżenie. Gdy dołączyła do mnie do pomocy Brytyjka - nie była w stanie wykonać połowy tej roboty, mimo doświadczenia w stajniach wyścigowych, i padała jak mucha o 17:00 na podłodze stajni. A ja w międzyczasie schudłam 10 kg ;).

Macie jakieś pytania? A może też chcielibyście podzielić się swoim doświadczeniem? 

4 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.

blablacar,

Etyka podróżowania z Blablacar na przykładzie od Ambasadora tej platformy

/ Zdjęcie autorstwa Andrea Piacquadio z Pexels

A co gdyby umarł Ci pasażer w trakcie trasy?

Ostatnio miałam bardzo nieprzyjemną podróż z pewnym pasażerem, co się nie zdarza, bo z reguły mam bardzo pozytywne doświadczenia z tą platformą. Wyjeździłam już status Ambasadora na Blablacar i chciałam się z Wami podzielić wnioskami z ostatniego przejazdu.

Artykuł ten dzieli się na dwie części. Na początku przedstawiam swoje przemyślenia i sugestie zasad do wdrożenia, a na samym końcu opisuję sytuację, która zainspirowała ten wpis.

Już wcześniej pokusiłam się o wpis w formie dekalogu zasad korzystania z Blablacar - KLIK. W tym artykule chciałabym rozszerzyć temat o ASPEKT ETYCZNY WSPÓŁDZIELENIA PRZEJAZDÓW.

Przypominam, że kierowcy oferujący przejazdy na tej, czy każdej innej platformie polegającej na umożliwianiu innym przejazdu tą samą trasą ("covoiturage", "carpooling") z zasady nie zarabiają na takich przejazdach. Ideą tej aktywności jest tak naprawdę sformalizowany "autostop". Skoro już jadę i mam miejsce, to mogę kogoś zabrać, a przy okazji mogą się troszkę zredukować koszty podróży.

Trasa Genewa-Monako w benzynie, opłatach za tunele i za autostrady kosztuje około 150 euro. Blablacar pozwala na maksymalną stawkę za pasażera - 20 euro. Nawet jak wezmę trzech, to ledwo dobijam do połowy kosztu.
Dlatego też jeśli muszę kogoś odebrać lub dowieźć (i nie jest to środek nocy), to nie zgadzam się na przejeżdżanie przez centrum miasta, objazdy, zmianę trasy itd. 10 minut zjazdu z trasy, to 20 minut wraz z powrotem na nią i kolejne 10-15 na szukanie parkingu, szukanie pasażera itd. Czyli w sumie może wyjść ponad pół godziny straty na trasie i ewentualnych dodatkowych kosztach. Nie robię tego zawodowo, nie zarabiam na tym, to tylko moja dobra wola, że w ogóle ogłaszam przejazdy i nie lubię pretensjonalnych osób. 

Po co korzystam z Blablacar, skoro często jest to "nic nie warte"? 
- aspekt ekologiczny - im więcej osób tym mniej negatywny wpływ na emisje i środowisko,
- aspekt społeczny - ktoś może oszczędzić jadąc ze mną, a czasami jest to bardziej dogodne połączenie niż komercyjne, a i tak i tak musi jakoś pokonać tę trasę (nie generuję potrzeb, które by nie istniały),
- aspekt towarzyski - bardzo często poznaję bardzo ciekawych i fajnych ludzi, z którymi przyjemnie jest spędzić czas albo nawet kontynuować znajomość.

Co może pójść nie tak?

Ponad ww. artykuł z dekalogiem, zabieranie osób bez zweryfikowanego profilu, bez zdjęcia, bez ocen zawsze jest jakimś ryzykiem, a już największym - umawianie się na przejazd poza oficjalnym systemem rezerwacyjnym. Takich sytuacji z reguły unikam. 

Tym razem wydarzył mi się wyjątkowo niefortunny przejazd, na przykładzie którego chciałabym Was uczulić na etykę korzystania z Blablacar:

1. Jeśli masz trudną sytuację i Twój przejazd jest konieczny ze względu na nią: porozmawiaj o niej szczerze i szczegółowo z kierowcą/pasażerem przed przejazdem.


NIEDOPUSZCZALNYM wg mnie jest obciążanie kierowcy Twoimi problemami. Osobiście ogłaszam moje przejazdy w większości przypadków jadąc NA URLOP. Niestosownym wg mnie jest, aby teraz osoba z ciężką sytuacją wywierała na mnie presję bądź odpowiedzialność za swoje problemy. Jeśli masz ważną, pilną sytuację albo Twój stan zdrowia może być wątpliwy w trakcie przejazdu - powinieneś skorzystać z komercyjnego przejazdu (autobus, pociąg, samolot), który musi spełniać pewne kryteria wg przepisów prawa dotyczących przewozu osób, który jest zobowiązany posiadać procedury w nagłych przypadkach i który daje Ci pewne gwarancje dotyczące trasy, czasu itd.

2. Raczej pisz niż dzwoń - rozróżniaj co jest pilne, a co nie i czy naprawdę to z czym dzwonisz dotyczy Twojego kierowcy/pasażera.


Czy jak rezerwujesz przejazd autobusem to wydzwaniasz do kierowcy prosząc go o to, żeby np. szybciej jechał albo zmienił trasę? Czy jak lecisz samolotem to dzwonisz do pilota, żeby zmienił lotnisko? Oczywiście, że magia blabla to także możliwość dogadania się co do przejazdu, ale nie WYMUSZANIA pewnych rozwiązań ani NĘKANIA kierowcy telefonicznie i zabierania mu czasu właśnie np. na urlopie. Jak będę miała czas - odpiszę. I tak codziennie sprawdzam wiadomości na Blabla, ale nie dzwoń do mnie 3 razy dziennie przez 4 dni o dowolnej porze dnia i nocy. Numer telefonu służy przede wszystkim do tego, żeby odnaleźć się w ustalonym miejscu, a nie do wszelkiej maści uzgodnień. Oczywiście, znajdą się też kierowcy, którzy wolą się porozumiewać telefonicznie, ale albo będzie o tym informacja w opisie przejazdu, albo Ci to zakomunikują, albo zadzwonią sami, albo przez dłużej niż 48h Ci nie odpiszą, albo zostanie Ci tylko kilka godzin do przejazdu i będziesz czuł się we mgle i będziesz musiał zadzwonić.

3. DO WSZYSTKICH, TAKŻE RODZIN OSÓB PODRÓŻUJĄCYCH Z BLABLACAR: uważaj na zdrowie, niezależnie czy jesteś pasażerem, rodziną pasażera czy kierowcą.


W trasie może się wydarzyć wszystko: ktoś może dostać zawału, udaru, wylewu, MOŻECIE NAWET SPOWODOWAĆ WYPADEK! Jeśli ktoś jedzie w trasie, nie dzwońcie ze wstrząsającymi informacjami jak np. że ktoś umarł! Albo kierowca tak się zestresuje że wjedzie w drzewo albo pasażer dostanie zawału i odpowiedzialność spadnie na kierowcę! W trakcie przejazdu cała komunikacja powinna dotyczyć wyłącznie tego, co dotyczy samego przejazdu. Pozostały chaos informacyjny zostawcie sobie na później. 

Co się wydarzyło, że pozwoliłam sobie na aż taki artykuł? 


Pewna osoba, z kilkoma nawet dobrymi komentarzami, w bardzo nachalny sposób chciała zarezerwować przejazd dla swojego brata. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek może się wydarzyć, więc zaakceptowałam ich prośbę. 

Od tego momentu miałam CONAJMNIEJ 3 telefony dziennie od niej, od jej męża, od jej kuzyna, od jej brata i wszystkich świętych aby doprecyzowywać przejazd i gadać niewiadomo o czym. Po głosie i tym właśnie ciągłym dzwonieniu oraz dziwnych pytaniach jakie zadawała (np. czy chcemy się spotkać przez przejazdem żeby się poznać...) stwierdziłam, że jest to po prostu starsza osoba i trzeba się uzbroić w cierpliwość. 

Okazało się że w tej całej nachalnej komunikacji i milionie niepotrzebnych nikomu informacji zapomnieli o najważniejszym: brat był przygłuchy i z lekką demencją, a także w tak zaawansowanym wieku, że bałam się go ze sobą zabrać! To nie były 2h przejazdu tylko prawie 7. Na oko, bałam się, że ten człowiek nie dojedzie! Ponadto, w moim doświadczeniu zawodowym osoby z jakimkolwiek stopniem niepełnosprawności powinny podróżować z wykwalifikowanym opiekunem, a nie przypadkowymi ludźmi z Blabla! 

Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to to, że osoba ta nie miała ze sobą wody, a na zewnątrz było ponad 30 stopni. Pytałam, proponowałam. Nie chciał wody, nie miał wody, nie pił i nie jadł całą drogę. Na przystankach nawet nie wychodził do łazienki. Z każdym kilometrem mój stres wzrastał wykładniczo z obawy, że w najlepszym przypadku dostanie udaru cieplnego albo zatoru nerek. 

Jechał z nami, bo jego córka trafiła do szpitala i chciał być przy niej. Od dłuższego czasu chorowała na raka i jej stan się pogorszył. Mieliśmy go dowieźć na lotnisko, a tam odebrałby go kolega i zabrał do domu/szpitala. Rodzinka na szczęście dzwoniła do pasażera co pół godziny żeby sprawdzić czy wszystko ok. Do nas niestety też dzwonili i pisali z trzech różnych numerów, ale jak prowadzę to nie odbieram. Co jakiś czas tylko meldowałam gdzie jesteśmy i ile nam zostało trasy i czasu, ponieważ pasażer był na tyle zdezorientowany, że nie potrafił im tego powiedzieć i wprowadzał ich w błąd. NIE MOŻE BYĆ TAK, że kierowca musi się komunikować z rodziną/znajomymi przez całą trasę, bo pasażer nie jest w stanie! 

W połowie drogi jednak rodzinka popełniła błąd swojego życia, za który mogli zapłacić podwójnym pogrzebem. Zadzwonili powiadomić pasażera, że córka właśnie umarła... Nie dość, że już jechałam z duszą na ramieniu, to teraz ryzyko, że coś się temu człowiekowi stanie wzrosło kilkukrotnie! JAK MOŻNA BYĆ TAK NIEODPOWIEDZIALNYM!! 

Od tego momentu oczywiście zaczęły się też pretensje, że jedziemy złą trasą, że jedziemy za wolno, że mamy zmienić miejsce dowozu pasażera (rozkaz, nie prośba), musieliśmy zmienić trasę o 40km, a także jej kierunek na przeciwny do naszego... Ok, nie musieliśmy, ale przecież nie zostawisz człowieka w takiej sytuacji w polu? Nie? Więc cała odpowiedzialność fizyczna i moralna została zrzucona na mnie jako kierowcę! 

Na szczęście dojechaliśmy, wykańczając zapas chusteczek w samochodzie na płaczącego pasażera. Rodzinka odwdzięczyła się dodatkową gotówką, która nie pokryłaby nawet połowy koszty taksówki z najbliższego lotniska do miejsca docelowego (a mają biznes w Monako) i powiem Wam tak - nawet jak by mi płacili w sztabkach złota, to ta cała sytuacja nie byłaby tego warta. Mogłabym to przypłacić własnym życiem i zdrowiem, pomijając że popsuli mi ten hiper krótki wypad, którego celem był odpoczynek i relaks... 

Oczywiście że mam w sobie sporo empatii i dobrego serca, za dużo, ale czy ktoś ma trochę empatii dla mnie? Jeśli masz jakkolwiek podobną sytuację do powyższej, BARDZO CIĘ PROSZĘ, skorzystaj z oficjalnych metod transportu. A jeśli Cię na nie nie stać - zapytaj kierowcę, czy on w ogóle zgadza się brać w czymś takim udział. 

Nie interesuje mnie gdzie pracujesz, co robisz w życiu i jak nazywa się Twój kot - możemy sobie o tym pogawędzić w trakcie przejazdu, a nie przed - interesuje mnie za to to, co może dotyczyć naszej wspólnej trasy: twój stan zdrowia, cel podróży, problemy które mogą na nią wpłynąć.


Jak, jako kierowca, mogę uniknąć takich sytuacji? Nie akceptować rezerwacji, w których ludziom podejrzanie "za bardzo zależy" na przejeździe ani takich, z którymi widzisz, że jest problem w komunikacji (za dużo, za mało, niezrozumiale).
Np. nie zaakceptowałam kiedyś osoby, która na pytanie "dlaczego jedzie" odpowiedziała "bo mam tam ważne spotkanie" - jeśli masz ważne spotkanie i umawiasz je nie wiedząc jeszcze jak i kiedy na nie dojedziesz, to znaczy że jesteś niepoważną osobą, a samo spotkanie może wcale nie jest takie ważne... W najlepszym przypadku po prostu kłamiesz, albo próbujesz wywrzeć na mnie presję, więc nie interesują mnie takie osoby. 
Nie zaakceptowałam też kiedyś osoby, która bez opinii pisała do mnie w stylu google translate, że ma do przewiezienia dwie dziewczyny. Co to, handel ludźmi? 
Przykładów, w których na szczęście kogoś nie zaakceptowałam mogę mnożyć i one też nauczyły mnie na co uważać. Na szczęście nie jest to reguła. 

3 komentarze:

Aby zadbać o kulturę i merytorykę wypowiedzi oraz uniknąć spamu komentarze na tym blogu są moderowane. Bywam mocno zalatana, więc z góry przepraszam za opóźnienie w akceptacji bądź odrzuceniu komentarza.