Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

W poszukiwaniu prawdy o życiu, ludziach i świecie - Tomek Michniewicz, "Świat równoległy"

/
Z cyklu przerzucania starych postów na nowego bloga - wiecznie aktualny zachwyt nad PRAWDZIWYM podróżnikiem, który naprawdę ma coś sensownego i opartego na faktach do powiedzenia. Recenzja z dnia 8.02.2016.
_______________________________________________________



Niedawno wpadła mi w ręce książka Tomka Michniewicza, "Świat równoległy". Nie jestem pewna jak to się stało, może uległam któremuś z wywiadów promujących jego książkę.

Jako kulturoznawca - orientalistka, w końcu mogę z czystym sumieniem i lekkim sercem, zdecydowanie polecić dzieło popełnione przez reportera/podróżnika. Książka ta zachwyciła mnie, nie jako dzieło literackie, ale jako do krwi prawdziwy, dotykający podstaw funkcjonowania systemów i społeczeństw, a także zahaczający o filozofię, zbiór dziennikowo-reportażowy zagadnień, które są "czarno-białe" tylko dla ignorantów.

"Świat równoległy" jest napisany bardzo przystępnym językiem. O tyle o ile nie mogę wymagać, aby program moich studiów został włączony do programu kształcenia licealnego (a powinien, bo bardzo otwiera umysł), o tyle każdemu laikowi zagadnień poza europejskich i każdemu stroniącemu od papieru w ilości większej niż kilka kartek, gorąco polecam tę książkę. Te trzysta parę stron chłonie się "w sekundę", choć warto się w paru miejscach zatrzymać, bo autor nie daje nam odpowiedzi na poruszone dylematy. Odpowiedzi te powinniśmy znaleźć sami, ale niezależnie od życiowego i podróżniczego doświadczenia - wszyscy będziemy relatywnie zagubieni. Opowieści zawarte w tej publikacji pozwolą nam nieśmiało zajrzeć za drugą stronę lustra, a przynajmniej sprawią takie wrażenie. W dzisiejszych czasach prawda to wybitnie abstrakcyjne, a może i utopijne pojęcie. Nie dlatego, że autor cokolwiek ukrywa (a może i przemilczał ;) ) ale dlatego, że jest zależna od zbyt wielu czynników, w tym nas samych.

Trudno jest napisać klarowną recenzję tej książki, ponieważ pozostawia zbyt wiele znaków zapytania i zbyt wiele względności do rozważenia. Działa też jak emocjonalna bomba atomowa, wywołuje wybuchy, wiele po sobie zostawia w sercach i umysłach i już nie da się tak samo patrzeć na świat (żyć) po wchłonięciu jej treści. Wiadomo, konformizm i oportunizm zawsze weźmie górę, jednak to co przeczytasz nie da Ci spokoju, co początkowo bywa niepokojące i frustrujące, a na dłuższą metę jest bardzo budujące. Niewiele było w tej książce rzeczy, które były dla mnie nowe, ale na nowo obudziła ona moją duszę i świadomość, którą na co dzień siłą rzeczy się tłamsi, aby łatwiej żyć. Nieświadomość też jest sposobem na życie, tylko czy słusznym (a na pewno nieświadomym) ?

Inni podróżnicy, jak np. Cejrowski, zdążyli się w moich oczach srogo skompromitować, jak np. w programie o buddyzmie i wszelkich jego wzmiankach o Azji, podsycających chorą, orientalistyczno-mityzującą fascynację wschodem, mocno mijającą się z sednem niektórych zjawisk, zbyt subiektywno-katolicką jak na tak znaną i szanowaną osobę, która robiąc to co robi, powinna zdawać sobie sprawę z impactu jaki wywiera na odbiorcach i przedłożyć misję i etykę ponad subiektywny "show" którym traci zaufanie osób, które jednak mogą coś na dany temat wiedzieć. Show dla mas. Podróżniczy McDonald.

Martyna Wojciechowska za to przedstawia niszowe zjawiska, które są bardzo ciekawe, niestety zbyt często słyszę u ludzi "bo ja widziałem/-am u Martyny ... i to było takie straszne i jak te dzikusy i brudasy tak mogą...". Skoro porównuję gastronomicznie poziom "reportażowych usług" - coś między Aioli, a hipsterską knajpką typu no name.

Tomek w swojej książce stara się maksymalnie odciąć od subiektywizmu (mimo że nie jest to bezwzględnie możliwe), patrzy na wiele zjawisk zarówno w mikro jak i makro skali, a tym co mierzi go najbardziej to nie to, "co te niebiałe małpy wyczyniają lub myślą", tylko to, że jego wrażliwość emocjonalna jednocześnie nie pozwala mu na bycie niezaangażowanym reporterem i obsesyjnie wręcz napędza do poszukiwania podstawowych prawd, z którymi od wieków mierzą się filozofowie... i zwykli ludzie. Ta niespokojna dusza wywołuje niebywałą kreatywność i chęć działania, przyspiesza bicie serca i napędza życie, ale może być też autodestrukcyjna. Jednakże autor zdaje się być dość głęboko świadomą istotą i nie ma w tym wszystkim co robi, pisze, żadnego zgrzytu ani potencjalnie alarmujących kwestii.

Esencją tej książki może być następujący cytat (najbardziej mnie poruszył; choć cytat z Bułhakowa na początku książki również oddaje jej wydźwięk):

"W którym momencie Europa przestała poszukiwać? Gdzie zgubiliśmy ten pierwiastek najbardziej potrzebny człowiekowi, by być istotą ludzką? Zapomnieliśmy o nim w biegu po grafen i kartę kredytową. Ci, którzy mieli nam o nim przypominać, sami się pogubili. Ważniejsze okazały się maybachy, mercedesy, ozdobne ornaty i watykańskie pałace. Każde wybory to festiwal nienawiści do drugiego człowieka, inności, różnic. Jak wielu innych, wyłączam telewizor. Weszliśmy chyba w epokę rozczarowania.
Świat stoi na głowie. W Ameryce telewizyjni kaznodzieje zbijają fortunę na sprzedaży magicznej wody leczniczej. W Birmie buddyjscy terroryści podkładają bomby. Na Bliskim Wschodzie nie da się odróżnić religii od polityki. Czy jest gdzieś miejsce, gdzie dusza jest nadal duszą? "

Jak zdefiniujesz: strach, siłę, honor, system, dom, rezerwat, ryzyko, świętość, poszukiwania, po przeczytaniu o Pakistanie, polskich siłach specjalnych, najostrzejszym więzieniu w USA, gettach XXI w., atrakcjach turystycznych, proximity flyers, czy szalonym młodzieńczym podróżowaniu będącym de facto ucieczką od życiowego przytłoczenia?

Brzmi błacho? Brzmi gwiazdorsko w poszukiwaniu sensacji? Tak nie jest, a głębia treści jaką autor ma do przekazania i koloryt opisywanych zjawisk sprawia, że "Świat równoległy", to Twoja lektura obowiązkowa, dla każdego.

Czytałeś? Podziel się swoimi wrażeniami!

Czy wiesz, dlaczego niewiele wiesz o Szwajcarii?

/fundacja PAFERE
Wstyd się przyznać, ale zanim moja ścieżka połączyła się z Szwajcarią, nie miałam żadnych skojarzeń z tym krajem. Nie przychodziły mi do głowy nawet żadne stereotypy! Oczywiście usłużni, znający się na wszystkim Polacy, raczyli mnie od razu doedukować, że to najgorszy kraj na świecie... Z braku zrozumienia panujących tu zasad reagujemy na nie jak pies na jeża wychowywani na bajkach typu "wolnoć Tomku w swoim domku". Ponadto zawsze bardziej interesowała mnie Azja niż Europa i w tym kierunku też szła moja edukacja. Zanim spakowałam konia googlowałam o tym kraju co tylko się da, i jednym z pierwszych, i jak się okazało najlepszych miejsc na jakie trafiłam, był blog Joanny Lampki: http://blabliblu.pl/ .

Autorka wyżej wymienionej książki i bloga ma wyjątkowy dar opowiadania historii i przemycania wiedzy w bardzo lekki i humorystyczny sposób oraz przyciągania do siebie nietuzinkowych ludzi. Wiele rzeczy można powiedzieć i wysłuchać o Polonii, ale Polonia, która śledzi i angażuje się w tego bloga, jest wyjątkowa.

Oczywiście książka została wydana dopiero niedawno i na pewno będzie świetnym startem dla każdego "szwajcaro-laika" i także ogromnym źródłem inspiracji polityczno-społecznych, szczególnie dla tych, którzy nie odnajdują się w demokracji na wzór polski czy amerykański. Chcesz zobaczyć jak można rządzić państwem demokratycznie i inaczej? Chcesz zobaczyć, że to działa? Według mnie lepszego systemu niż w Szwajcarii jeszcze nikt nie wymyślił i ubolewam, że inne kraje się na nim nie wzorują. Według mnie wszystkie inne demokracje niż szwajcarska, to nie są prawdziwe demokracje, a jakiś cyrk na kółkach.

"Czy wiesz, dlaczego nie wiesz, kto jest prezydentem Szwajcarii" tematu Szwajcarii nie wyczerpuje, ale bardzo zgrabnie zaznacza jego kompleksowość w sposób lekkostrawny nawet dla nastolatka jak i jako lektura do porannej kawy.

Nawiązując do stwierdzeń autorki, Polacy uważają, że "pierwszy milion trzeba ukraść", a Szwajcarzy, że wypracować, swoją własną, ciężką pracą. Między innymi z tej książki dowiesz się, czy to prawda, że Szwajcarzy wzbogacili się na majątku Żydów i nazistów i co ma wpływ na stabilną pozycję gospodarczą kraju.
"Szwajcaria ma również bardzo trudną historię budowania
państwa. Bieda, brak surowców naturalnych, żyznych gleb,
niesprzyjające warunki geograficzne, a także wielokulturowość,
wielojęzyczność, wieloreligijność i bardzo silni sąsiedzi,
którzy wielokrotnie próbowali zdominować niewielkie, słabe
państewko, paradoksalnie przyczyniły się do wytworzenia
specyficznego charakteru narodowego Szwajcarów. Konflikty
wewnętrzne i brak jednolitości sprawiły, że jedynym
sposobem niedopuszczenia do rozpadu państwa stało się
zachowanie jak największej autonomii kantonów. Natomiast
zagrożenie z zewnątrz, ze strony silnych sąsiadów, sprawiło, że
Szwajcarzy poczuli się jednym narodem gotowym do obrony
swojego terytorium." s.55
To, co mi ewentualnie w tym wydaniu nie odpowiada, to bardzo wyraźny subiektywizm, częste powtórzenia tych samych myśli (jak na tak krótką publikację trochę nużące), przemycanie własnych poglądów ekonomicznych (niechcący tuszując rzeczywisty pluralizm myśli i działań tego kraju, choć w pewnym sensie odzwierciedlając tym samym szwajcarską mentalność) i nikłe przypisy (źródła) do podanych informacji.

Przykładowo: autorka ochoczo przyklaskuje odrzuceniu w referendum dochodu podstawowego. Też gdy pierwszy raz usłyszałam o tym koncepcie, to byłam mu przeciwna, ale z ciekawości zaczęłam studiować różne opracowania na ten temat i na przykład: gdyby zlikwidować całą administrację związaną z zasiłkami wraz z tymi zasiłkami w Niemczech, to każdemu obywatelowi przysługiwałoby około 700 euro miesięcznie... Ponadto już za mniej więcej 20 lat może zniknąć 40% znanych nam dziś zawodów. Zastąpi je AI i robotyka. Argument "trzeba było dobrze wybrać studia" przestanie być ważny, bo bycie informatykiem będzie jak bycie kelnerem dziś... Zauważcie, że w czasach naszych rodziców wystarczyło mieć jakiekolwiek studia żeby robić karierę (a dało się i bez), a bycie doktorem torpedowało do innej klasy społecznej, dzisiaj trzeba mieć minimum magistra żeby dostać jakąkolwiek pracę, a do kariery - wąską specjalizację w chodliwej dziedzinie, a doktory kwitną jak grzyby po deszczu. W czasach naszych dzieci i doktorat to może być za mało... Czy stać nas (podatników) na to, żeby wszyscy robili doktoraty? Żeby ludzie w wieku produkcyjnym byli wyłączeni z rynku i utrzymywani przez rodziców? Dyskusja nad dochodem podstawowym nie bierze się z chęci dojenia "państwa", a z wyzwań, przed którymi globalnie stajemy. Boom technologiczny ostatnich czasów gwałtownie pomnaża dochody coraz mniejszej grupy ludzi. Przecież cały świat nie będzie złożony z samych dżobsów i masków, a zamordowanie połowy populacji ziemi jest niehumanitarne. To, co realnie napędza gospodarkę, to te "the other 98%". Dobrobyt wypracowany przez całe narody musi zostać lepiej rozdystrybuowany i wyrównać pogłębiające się różnice, które mogą doprowadzić tylko do kolejnej rewolucji, a nawet wojny. Co ciekawsze! Dyskusję o dochodzie podstawowym inicjują nie obywatele czy politycy, ale sami przedsiębiorcy! (Nie wiem kto zainicjował w Szwajcarii, ale zawsze za danymi osobami może stać niewidzialna ręka biznesu.) Ze strachu przed tym, kto będzie kupował ich produkty, jak sami stają przed obliczem masowych zwolnień! Z Gatesem na czele!

Szwajcaria jednocześnie świetnie broni się przed dzikim kapitalizmem w stylu amerykańskim, który zjada Polskę (co też w książce nie wybrzmiewa, a wydaje mi się dość istotne):
a) Jeśli chcesz mieć w firmę działającą w Szwajcarii - musisz mieć tu siedzibę.
b) Jeśli chcesz wprowadzić jakiś produkt na szwajcarski rynek na masową skalę - musisz go tutaj produkować. Najważniejsze, strategicznie dziedziny gospodarcze Szwajcarii, bronią się wysokim cłem (np. rolnictwo). Myślałam kiedyś, żeby sprowadzić moją ulubioną paszę z Polski do Szwajcarii, ale zbankrutowałabym na tej operacji...
c) Pracownicy są traktowani jak ludzie i jak źródła sukcesu i dochodu firmy: popularnym jest roczny bonus od dochodu firmy (nawet dla bardzo szeregowych pracowników), trzynaste pensje, dni wolne "od firmy", a nie z tytułu prawa pracy i dni wyznaczonych państwowo. Prawie nikt tutaj nie pracuje w święta ani w weekendy. W związku z tym komu by się chciało 6 tygodni urlopu? I w związku z tym, co z taką Polską, gdzie bardzo trudno jest wziąć urlop, który Ci przysługuje, a jak go weźmiesz, to masz szefa na telefonie? Gdzie ludzie boją się pójść na L4, bo dostaną tylko 80% pensji, która i tak ledwo starcza na kredyt i w efekcie umierają na powikłania po zapaleniu płuc? Gdzie nie ma dobrego dostępu do służby zdrowia i normalnych umów o pracę? W Szwajcarii nie istnieje inna forma zatrudnienia niż umowa o pracę! "Socjalizm", to nie "populizm". Socjalizm, to traktowanie drugiego człowieka jak... CZŁOWIEKA. I wtedy też dużo więcej można osiągnąć, a ludzie nie mają potrzeby "kraść" ani "odbierać, co moje".

Mimo wszystko, a raczej z przeważającymi plusami tej publikacji, "Czy wiesz, dlaczego nie wiesz, kto jest prezydentem Szwajcarii?" jest według mnie obowiązkową pozycją dla każdego Europejczyka.

Można ją pobrać ZA DARMO na stronie fundacji PAFERE, choć przysłowiowa złotówka w ramach datku na pewno będzie mile widziana (niemniej nie jest obowiązkowa): https://ksiazki.pafere.org/#/publication/2

Jak tylko przeczytacie - dajcie znać jakie macie przemyślenia! A może już czytaliście?