Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sport. Pokaż wszystkie posty

Jak uzyskać licencję sportową, regionalną w skokach w Szwajcarii oraz program egzaminu

 

/ my w Yverdon-les-Bains, 21.09.20

Na wstępie chciałam przypomnieć pozostałe artykuły dotyczące zasad w sporcie konnym w Szwajcarii, które nie odbiegają za specjalnie od międzynarodowych zasad zgodnych z FEI (a także od tych przyjętych w Polsce). Różnice to raczej niuanse, ale warto zdawać sobie z nich sprawę. 

Poniżej podlinkowany spis treści z bloga:

- Jak uzyskać możliwość startów

- System licencji 

- Klasy sportowe w ujeżdżeniu

- Różnice w regulaminach skoków między PL a CH

Tym razem chciałabym szczegółowo przedstawić na czym polega zdobywanie licencji regionalnej w Szwajcarii. Licencja regionalna to mniej więcej polska III, ale umożliwia starty do 135cm, a nie do 125, jak w Polsce. 

Aby uzyskać tę licencję, poza możliwością przepisania równoważnej licencji zagranicznej oraz ponad posiadanie wielokrotnie wspomnianego już Brevet Combiné i przynależności do klubu sportowego, należy:

ALBO

- zdać egzamin licencyjny

ALBO

- zaprezentować 8 pozytywnych wyników z konkursów B100/105 na styl zdobytych w ciągu 365 dni

Po co jechać 8 konkursów, skoro wystarczy pojechać 1 egzamin? 

Żeby w tym końskim świecie wszystko było takie proste... Egzamin składa się z teorii, ujeżdżenia i skoków. Żeby do niego podejść, nie tylko przydałaby się nam niezła znajomość języka i wiele godzin zakuwania, ale też koń już doświadczony w prezentowaniu się poza domem. Egzamin można oblać z byle powodu, czasem niekoniecznie zależnego od nas i nie można do niego podejść przez następny ponad miesiąc. Za to skoro zdajemy licencję, to i tak i tak może nam się przydać objeżdżenie w zawodach aby każde kolejne, szczególnie już te z licencją, były bardziej rutynowe.

Ponadto, każdy ma inny powód i motywację, żeby tę licencję zdobyć - jedni robią to tylko po to, żeby ją mieć; inni, bo są już gotowi na dużo wyższe konkursy i nie mają ochoty jeździć metrówek; jeszcze innym może być szkoda kasy i chcą ograniczyć do minimum koszty wyjazdów poza stajnię. Każdy koń jest inny i każdy jeździec ma innego konia - jedni mają konie już doświadczone, inni mają konie, które potrzebują zdobyć doświadczenie. Stąd też rozbudowane możliwości podejścia do licencji. 

W Polsce także zauważyłam zmiany, kiedyś chyba wystarczyła brązowa odznaka do podejścia do konkursu licencyjnego, a teraz wymagana jest już srebrna. Mimo że konkurs licencyjny wystarczy pojechać w limicie punktów karnych na styl tylko raz, a dobrze, to nadal musimy podejść do 3 różnych egzaminów i o różnych programach żeby tę licencję zdobyć. Próbując sięgnąć pamięcią do polskich konkursów licencyjnych na styl nie przypominam sobie takiego, w którym wielu zawodników by zdało, albo w którym jakiś zawodnik by zdał za pierwszym razem. Chyba nawet Aromer, ponad dekadę temu, słynął z największego odsetka oblanych uczestników. W efekcie i w przeciwieństwie do Szwajcarii, nie ma innej możliwości niż wielokrotne testy, egzaminy i konkursy zanim się tę licencję zdobędzie. 

Przebieg egzaminu licencyjnego w Szwajcarii

Pisać można poematy, ale najlepiej to po prostu zobaczyć w praktyce:


Program egzaminu

Egzamin stacjonarny składa się z części ujeżdżeniowej i skokowej. Egzamin teoretyczny zdaje się online. Przepisy dotyczące uzyskania licencji poprzez egzamin - Directives concernant l’obtention de la licence R de saut de la FSSE par examen de licence (PDF, 263 KB) . 

CZĘŚĆ UJEŻDŻENIOWA

Pełny program zadań do wykonania w części ujeżdżeniowej egzaminu znajduje się tutaj: Informations sur l’examen monté (PDF, 44 Ko) 

Najciekawsze jest to, że próba ujeżdżeniowa składa się z jazdy po kole, a elementy do wykonania są dyktowane przez prowadzącego egzamin. Ponadto, nie wiem czemu ma służyć przełożenie wodzy do jednej ręki, a niektóre ćwiczenia wydają się dość zaawansowane jak na ten poziom jak np. półpiruet czy wielokrotne ruszenie ze stój do kłusa, cofanie. 
Mimo wszystko są to elementy ujeżdżenia konia i umiejętności jeździeckich, które mają uzasadnienie w skokach, więc się im nie dziwię. Bardziej ciekawi mnie (i pozytywnie zaskakuje), że nie wymaga się od skoczków jeżdżenia czworoboku, a elementy w próbie są wyselekcjonowane pod kątem skoków, zamiast odzwierciedlać programy ujeżdżeniowe niższych klas.

Poniżej tłumaczenie tegoż programu:

Wjechać kłusem roboczym. 

Zatrzymanie, przedstawienie się i ukłon w stronę dyrektora egzaminu.

Ruszenie kłusem roboczym anglezowanym po 20m kole, przynajmniej jedno okrążenie.

Zmiana kierunku przez środek koła.

Kontynuacja kłusa przez kolejne przynajmniej jedno okrążenie.

Przejście do pełnego siadu w kłusie roboczym.

Wodze do lewej ręki.

Zmiana kierunku przez środek koła.

Zatrzymanie, stój około 4 sekundy.

Wodze w obie ręce.

Ruszenie kłusem roboczym w pełnym siadzie.

Zatrzymanie, stój około 4 sekundy.

Ruszenie stępem i natychmiastowe wykonanie zwrotu na zadzie (półpiruetu).

Natychmiastowe przejście do kłusa w pełnym siadzie.

Przejście do galopu roboczego.

Zmienić kierunek (nogę) w galopie przez środek koła przed jego środkiem, można przez kłusa.  

Przejście do kłusa roboczego.

Wjazd na linię środkową koła.

Zatrzymanie w środku koła.

Cofnięcie 3-5 kroków.

Natychmiastowe przejście do kłusa roboczego i powrót na koło.

Przejście do galopu.

Galop wyciągnięty.

Galop skrócony.

Galop wyciągnięty w półsiadzie na wprost wzdłuż placu.

Zatrzymanie z możliwością przejścia przez 3-4 kroki kłusa.

Ruszenie kłusem i przejechanie drągów w półsiadzie, zatrzymanie.

Natychmiastowe ruszenie kłusem i przejechanie szeregu gimnastycznego w półsiadzie.

CZĘŚĆ SKOKOWA

Parkur składa się z 10 przeszkód w tym dwóch podwójnych (szeregów lub linii) i jednej z wodą.

Dopuszczalne są maksymalnie 3 błędy parkuru, które nie zostaną ocenione wyżej niż na 3 pkt.

Zarówno w ujeżdżeniu jak i w skokach ocena stylu odbywa się w skali 0-5 za element i należy uzyskać minimum 60/100 pkt aby zdać. W Polsce ocena odbywa się na zasadzie punktów karnych za błędy, czyli odwrotnie. Dopuszcza się maksymalnie 3,5 pkt karnego.

Parkury licencyjne z oceną stylu jeźdźca

Przepisy dotyczące uzyskania licencji poprzez konkursy znajdują się tutaj  Directives concernant l’obtention de la licence R de saut de la FSSE sur la base des résultats obtenus en épreuves de saut avec style (PDF, 249 KB) 

Zapisując się na parkur licencyjny powinniśmy otrzymać pocztą kartę wyników, na której będziemy zbierać podpisy sędziów z każdego zaliczonego konkursu.

Nie ma limitu udziału w konkursach licencyjnych zanim uzyskamy 8 pozytywnych, potwierdzonych wyników.

Aby konkurs uznać za zaliczony, należy uzyskać minimum 50/100 punktów oceny stylu i zaklasyfikować się wśród wygranych, przy czym wszyscy niezaklasyfikowani o takiej samej ilości punktów co ostatni z zaklasyfikowanych jeźdźców – także otrzymają podpis sędziego.

Parkur powinien rozpocząć się linią gimnastyczną, a zrzutki w tej linii nie liczą się jako błąd parkuru. Ponadto na parkurze powinny się znajdować: 
+ szereg na jedną foulę, 
+ szereg na dwie foule 
+ dwie linie na 3-6 foule (linie nie muszą być na wprost).

Nadal należy zdać test z teorii online aby otrzymać zdobyte uprawnienie - licencję.  


Oczywiście nie zacytowałam każdego paragrafu przepisów, jeśli macie jakieś pytanie – dajcie znać 😉


Różnice w regulaminach skoków przez przeszkody w Polsce i w Szwajcarii

 

/ Zdjęcie autorstwa Laila Klinsmann z Pexels

Pozostając w temacie zawodów jeździeckich - nie wyobrażam sobie na nie wyruszyć i nie znać zasad dyscypliny oraz rozgrywanych w niej konkurencji. Nauczona już doświadczeniem, że w Szwajcarii nic nie jest oczywiste, dokładnie przestudiowałam regulamin dyscypliny skoków FNCH (FSSE) przez przeszkody w tym kraju, mimo że teoretycznie zasady te powinny być uniwersalne, a polskie znam na pamięć (może bez specyficznych detali). 

Chciałabym Wam przedstawić różnice, które najbardziej zwróciły moją uwagę i o których warto pamiętać, jeśli wyruszycie kiedykolwiek na parkury regionalne bądź krajowe tutaj.

/ tabela wybranych różnic pomiędzy zapisami regulaminowymi w dyscyplinie skoków pomiędzy Polską a Szwajcarią

WYŁAMANIA I ILOŚĆ STARTÓW

Z jednej strony zdziwiło mnie, że Szwajcaria dopuszcza aż trzy wyłamania, z drugiej strony jest to relatywnie zrozumiałe biorąc pod uwagę, że jeden konkurs na jednym koniu możesz pojechać tylko raz. W Polsce trzy wyłamania są dopuszczalne do 125cm i w konkursach specjalnych (np. na czas). W konkursach na styl - zawsze max 2. 

Niezależnie od tych przepisów uważam, że każde kolejne wyłamanie po drugim nie służy ani jeźdźcowi ani koniowi. Z mojego doświadczenia wynika, że każde kolejne jest coraz bardziej niebezpieczne, a ponadto utrwala w koniu nieprzyjemne doświadczenia i złe nawyki. 

Nie oszukujmy się, "małe" klasy zawodów nie jeździ się po to, żeby "nie wiadomo co" wygrywać. Takie zawody w założeniu mają być "treningiem" dla konia i jeźdźca, przygotowaniem go do poważnych rozgrywek lub kolejnych szczebli uprawnień, a także rozrywką. W tym kontekście wolę podejście polskie, które pozwala na drugi przejazd. Jest to szczególnie ważne dla młodych bądź niedoświadczonych koni. 

ILOŚĆ STARTÓW JEŹDŹCA I ILOŚĆ ZAWODNIKÓW NA KONKURS

W Szwajcarii wydaje mi się, że jest podyktowana zasadą fair play - tutaj zawody i ich nagrody są traktowane bardziej "na poważnie" niż w Polsce - oraz faktem, że konkursy z reguły cieszą się dużym zainteresowaniem. 60 uczestników/startów w danej klasie to norma, a zwykłe regionalki trwają z reguły kilka dni. Nie spotkałam się jeszcze z zawodami jednodniowymi. W Polsce nie byłam na zawodach powyżej 40 uczestników w klasie, a zawody jednodniowe niższych klas są dość powszechne.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że w Szwajcarii jest dużo więcej właścicieli koni, a ze względu na świetne wyniki szwajcarskich zawodników na arenach międzynarodowych - można powiedzieć, że jest to jeden ze sportów narodowych. Zdecydowanie, wraz z tenisem, przoduje w popularności i zainteresowaniu w stosunku do np. piłki nożnej. Nazwiska takie jak Steve Guerdat, Martin Fuchs czy Roger Federer to już ikony.

   

PRZESZKODY NA ROZPRĘŻALNI

Moje starty w Polsce to jednak wspomnienia sprzed wielu lat, ale nigdy nie spotkałam się z rozprężalnią większą od placu konkursowego ani z trzema przeszkodami na niej. W Szwajcarii mam jeszcze niewiele obserwacji, ale na razie tak to właśnie wygląda. Najprawdopodobniej bierze się to z dużo lepszej infrastruktury. 

Z ciekawostek: wiele kantonów ma własne "narodowe" centrum sportowe (kantony są autonomiczne i uważają się za odrębne kraje). Warte wymienienia jest np. IENA Avenches , NPZ Bern , w których infrastruktura jest fantastyczna!

DYSTRYBUCJA NAGRÓD

Stare dobre powiedzenie mówi: "końmi nie zarobisz na konie". Żeby w ogóle do takiego poziomu dojść, żeby dobrze zarobić wyłącznie na sporcie jeździeckim, to trochę jak wygrana w lotka. Z tego też względu nagrody niespecjalnie mnie interesują, bo największą nagrodą jest dla mnie własna satysfakcja, rozwój jako jeźdźca i człowieka. W każdym razie chciałam zaznaczyć, że przepisy dotyczące nagród są bardzo szczegółowe, szczególnie w Szwajcarii, więc zapis w tabelce jest baaardzo uogólniony dla ludzi równie zainteresowanych jak ja ;). Jeśli macie ochotę poznać więcej szczegółów - dajcie znać w komentarzu lub na priv. Służę tłumaczeniem z regulaminu w wersji francuskiej.

Ponad kwestie regulaminowe, mamy też znaczną różnicę w systemie licencji. Nadal przecieram oczy ze zdziwienia, ale muszę szwajcarskiej prostocie przyznać sporo racji. Otóż licencja regionalna w skokach, którą zdobywa się mniej więcej tak jak u nas III-kę, pozwala na starty w zawodach rangi regionalnej do 135cm. 

/ schemat licencji i klas sportowych w skokach w Szwajcarii, aneks do regulaminu dyscypliny wg FNCH

Wielu powie: jak to? Ledwo przejechałeś 100 i już możesz się pakować na 130? I tak i nie. Ponad system licencji obowiązuje też system punktacji. Organizator zawodów określa limity punktów zdobytych w dotychczasowych startach zezwalające na udział konia lub jeźdźca. Ponadto egzamin licencyjny w Szwajcarii jak i parkur licencyjny jest troszkę bardziej techniczny niż w Polsce. Niemniej w Polsce z III możesz startować max 120, więc i wymagania mogą być lekko niższe.

Zdecydowanie pozytywny efekt wyżej wymienionych zasad to fakt, że jeżdżąc zawodowo i posiadając licencję N, jeśli wyruszasz na zawody z młodym koniem, to możesz wybrać zawody N100, na których nie będziesz przebijać się łokciami między ludźmi, którzy może niekoniecznie panują nad swoimi końmi, co także może być nieprzyjemnym doświadczeniem dla młodziaka. Ponadto, zawody rangi N są często rozgrywane w tygodniu, co także pozwala uniknąć tłumów. Jednocześnie organizatorzy, którym zależy na powodzeniu w frekwencji mogą połączyć kategorie. Normalnym jest kategoria B/R lub R/N.

Kolejne spore zdziwienie to sposób rejestracji na zawody (może przez ostatnie parę lat w Pl się zmieniło także). W Szwajcarii można to zrobić WYŁĄCZNIE przez oficjalny portal FNCH i najlepiej miesiąc wcześniej, a płatność jest pobierana od razu i bezzwrotnie. Zwracana jest jeśli wystąpią okoliczności jedynie po stronie organizatora. Muszę przyznać, że ma to dobre strony - na zawodach jest mniej roszad z ostatniej chwili, a listy startowe są w miarę pewne już na dwa tygodnie przed. Niemniej tak jak już wspomniałam w poprzednim artykule - KLIK, sam udział w zawodach w stosunku do siły nabywczej waluty jest dość niski. 

Startujecie za granicą? Co Was najbardziej zdziwiło?

Wioskowy turniej sportowy, hit czy kit?



Jak już wspominałam TUTAJ lokalne społeczności są bardzo aktywne, nawet w miejscowościach liczących ledwo 1-2 000 mieszkańców.

Uczestniczyłam ostatnio w takim lokalnym turnieju siatkówki i jestem nim zachwycona. Klub siatkówki damskiej w okolicy jest tylko jeden i wystawił 2 drużyny + jeden klub męskiej (1 drużyna), a w sumie drużyn było kilkanaście. Pozostałe ekipy zostały uformowane wśród np. członków innych klubów sportowych, takich jak: tenisa, piłki nożnej, ping ponga; a także wśród wszelkich innych sympatyków aktywnego spędzania czasu.

Najbardziej zachwycająca była atmosfera - nikt nie przyjechał tam po (niewiele znaczący) puchar, dziadkowie grali przeciw wnukom, żony przeciwko mężom, tenisiści przeciwko byłym profesjonalistom. Bez nadęcia, między piwkami, wzajemnie dopingujące się drużyny. A przecież wszyscy grali przeciwko wszystkim. Lepiej! Niektórzy panowie nawet jak już przesadzili z piwkami nadal byli niesamowicie sympatyczni i weseli. W Polsce pewien stan upojenia może się skończyć agresją albo przynajmniej niewybrednymi komentarzami, szczególnie wobec kobiet. Tutaj nic takiego nie miało miejsca!

Między innymi w ten sposób klub, który owy turniej zorganizował, zbiera środki na dodatkowe aktywności, którymi (może niestety, ale w sumie zależy od ambicji) nie są wyjazdy na profesjonalne turnieje, ale np. wyjazdy towarzyskie. W tym roku - na Korsykę. Trudno mówić o tym aby taki amatorski klub zza stodoły (literalnie, krowy też nam dopingowały zza okna) miał ambicje na turnieje, tym bardziej, że wiek, kondycja i poziom zaawansowania jest bardzo zróżnicowany. Od dwudziestoparolatków po emerytów. I nikt z tych, którzy kupowali w klubowym sklepie (barze) i brali udział w owym turnieju nie miał o to pretensji. Robicie coś fajnego dla lokalnej społeczności, można w zamian kupić u was coś praktycznego, to czemu miałbym mieć pretensje na co potem wydatkujecie pozyskane środki? W Polsce mogłoby to wyglądać zgoła inaczej...

W Polsce (w moim otoczeniu przynajmniej) podejście do sportu jest zero jedynkowe - albo robisz coś super profesjonalnie albo wcale. Tutaj - na luzie. Uprawiamy sport, żeby aktywnie spędzić czas RAZEM! Polski indywidualizm i ambicje (i udowadnianie światu kim to ja nie jestem) trochę utrudnia zrodzenie się takich wspólnotowych idei.

A co Wy o tym myślicie? Czy w Waszej okolicy są tego typu amatorskie kluby? Organizują turnieje? Kto w nich uczestniczy i jaka jest atmosfera? Myślicie, że da się kiedyś zasiać taki rodzaj aktywności w Polsce?

Co można robić na wsi w Szwajcarii?

/
Pierwsze lata życia spędziłam kilkanaście kilometrów od stolicy, w miejscowości liczącej około 2 000 mieszkańców, w Polsce kwalifikowanej jako wieś (chociaż ni tam krowy ni pola). Nie pamiętam wiele z tego okresu, niemniej w mojej grupie wiekowej byłam chyba jedynym tam dzieckiem - nie miałam rówieśników, a oferta rekreacyjna tam ograniczała się do lasu i stajni. Chcąc porobić coś więcej trzeba było jechać do najbliższej większej miejscowości powiatowej oddalonej o około 10km. Ówcześnie jedyna forma komunikacji miejskiej ograniczała się do pociągu.  
Nasza daleka rodzina mieszka kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, również w miejscowości kwalifikowanej jako wieś. Spędzając tam nieliczne wakacje zauważyłam, że "te dziewczyny z Warszawy" są największą możliwą atrakcją, tym bardziej że są dziwne, bo cały czas coś robią.
Wiele się zmieniło w międzyczasie, ale w tego typu miejscowościach w Polsce nadal jest "martwica". Wszyscy rozkładają ręce, bo nie ma pieniędzy, bo nie ma dobrego dojazdu, ale odnoszę również wrażenie, że to trochę takie polskie - usiąść i nic nie robić i czekać aż ktoś nam podsunie coś na talerzu. Ponadto wszechobecny strach przed "obcymi", szpiegowaniem, złodziejami...

Szwajcaria niesamowicie mnie zaskoczyła. Osiedliliśmy się kilkanaście/dziesiąt kilometrów od dużego znanego miasta, bynajmniej nie będącego stolicą, w miejscowości liczącej około 2 000 mieszkańców (wsi, z krowami!) i ... nie nadążamy z korzystaniem z całej oferty rekreacyjnej i rozrywkowej naszej okolicy...

Jak to jest możliwe, że miasto takiej liczebności ma własną stronę internetową i działa w nim kilkanaście bardzo aktywnych klubów i stowarzyszeń? I to nie jest wyjątek! Sprawdziłam wszystkie okoliczne miejscowości i dzieje się w nich podobnie!
Powiecie - pieniądze. Niekoniecznie. Np. okoliczny klub siatkówki damskiej pobiera opłatę roczną wysokości miesięcznego karnetu fitness, a resztę środków pozyskuje z zbiórek np. na koncertach i ewentualnych sponsorów. Przy czym nie jest to pierwszoligowy klub, a mocno podrzędny... skupiający sympatyków w każdym wieku i na każdym poziomie zaawansowania...

Co można robić na szwajcarskiej wsi?
Grać w orkiestrze, śpiewać w chórze, grać w lokalne gry karciane i inne gry towarzyskie (np. petanque), robótki ręczne i DIY, taplać się w lub po jeziorze na milion sposobów (albo grać w piłkę ręczną i inne taplania w basenie), dołączyć do lokalnego klubu fitness z zajęciami w szkolnej sali gimnastycznej bądź podobnego klubu yogi, nordic walking itd., grać w tenisa, jeździć na desce, grać w nogę, uprawiać szermierkę, tenis, hockey, ... resztę dopisz sam, bo na pewno w promieniu 5 km taki klub jest. Nie wspominając już, że konie są wszędzie i nawet są znaki drogowe przypominające, żeby na nie uważać.


Wszystko z wykorzystaniem lokalnych zasobów, infrastruktury i za "żadne" pieniądze, a jednocześnie pozwalając na poznanie i zintegrowanie się z sąsiadami.

Ponadto są stowarzyszenia, które organizują imprezy różnego rodzaju, niekoniecznie związane w wyznaniem. W Polsce największe wiejskie punkty styku to kościół, ślub, pogrzeb, procesje itp. Tu największe punkty styku to np. Fete des voisin - czyli nic innego jak impreza sąsiedzka, święto regat, Fete des vendanges - święto winobrania, Caves ouvertes - święto możliwości pierwszej degustacji młodego wina i inne rolnicze i nierolnicze okazje, które Szwajcarzy stwarzają sobie sami, a na nic nie czekają. 

Co parę miesięcy dostajesz oficjalny kalendarz wydarzeń w swojej komunie pocztą. Praktycznie w każdym tygodniu coś się dzieje, a owy kalendarz obejmuje może max 40% wszystkich wydarzeń, ponieważ pozostałe są organizowane mniej oficjalnie - bez współpracy z "sołtysem".

Morał z tego taki, że wg mnie w Szwajcarii wieś jest fajniejsza i atrakcyjniejsza od miasta, a Polska ma jeszcze wiele do nadrobienia cywilizacyjnie (chociaż doceniam, bo dużo się zmieniło przez ostatnie lata).

Biedne, maltretowane koniki...

/

Niedawno rozegrały się w Polsce Mistrzostwa Europy w WKKW. Niestety, jedna z polskich par miała dość niefortunny wypadek. O ile jeździec wyszedł z niego cało, o tyle koń doznał wieloodłamowego złamania przedniej nogi w pęcinie:
W wyniku nieszczęśliwego wypadku na krosie Mistrzostw Europy WKKW w Strzegomiu odszedł Bob the Builder, ubiegłoroczny Mistrz Polski WKKW Seniorów. Michał Knap wyszedł z wypadku cało.

Według oficjalnej informacji organizatora na odskoku przeszkody nr 15 koń złamał kość pęcinową prawej przedniej kończyny w sposób wieloodłamowy, który nie dawał możliwości stabilizacji nogi. Natychmiast udzielona została pomoc weterynaryjna, stan konia i zdjęcia rentgenowskie konsultowało trzech niezależnych chirurgów ortopedów. Ze względów humanitarnych konieczna była decyzja o uśpieniu konia.

Jest to ogromna strata dla całego polskiego WKKW. Składamy wyrazy szczerego współczucia i żalu zawodnikowi i jego rodzinie!

/Tekst ze strony Polish eventing team.
 I zaczęła się burza komentarzy. Jak zwykle, wiadomo. Hejterzy, laicy, "wszystkowiedzący" mieli najwięcej do powiedzenia. Przerażające jest według mnie to, że im więcej ktoś ma do powiedzenia w temacie tym mniejszą wiedzą i ogładą osobistą dysponuje. Wprost proporcjonalnie.

Ten tekst kieruję do wszystkich związanych bądź nie związanych z jeździectwem, aby mieli świadomość czym jest owe "maltretowanie" koni.

1. Koń od dawna nie jest zwierzęciem dziko żyjącym w naturze.
Wszelkie porównywanie sytuacji koni użytkowanych przez człowieka do koni dziko pasących się na stepie jest z założenia nie na miejscu. Warto czerpać inspiracje i wiedzę odkrywając jak to było w naturze w taki sposób aby zapewnić naszym czteronożnym podopiecznym jak najlepszy żywot, ale tak samo jak my nie wrócimy teraz do jaskini, tak samo ludzka ekspansja nie pozwala już, poza specjalistycznymi rezerwatami, na 100% naturalne utrzymywanie koni.

2. Koń istnieje, bo jest człowiekowi potrzebny.
Mnóstwo gatunków zwierząt wyginęło i ginie lawinowo każdego dnia. Koń jest zarówno przydatny użytkowo jak i w ramach przyjemności, hobby i rozrywki. Ponadto jest bardzo wdzięcznym i chętnie współpracującym stworzeniem. Jeśli wyeliminujemy jego atuty "użytkowe", ponieważ (nie)znawcy tematu uważają, że wszystko co z końmi się robi to maltretowanie, to hodowanie tych zwierząt straci sens i skalę.

3. Uśpienie konia JEST humanitarne. 
Najbardziej podobają mi się komentarze: "skoro człowiek żyje i ma się dobrze po złamaniu, to konia też trzeba poskładać". NIE! Oczywiście, dysponujemy już wysoko zaawansowaną technologią i wiedzą, ale nadal nie jest ona wystarczająca aby koń, nawet po "prostym złamaniu" nie cierpiał DO KOŃCA ŻYCIA!
Koń śpi na stojąco, koń 16h w ciągu dnia "żeruje", ma potrzebę nieustannego ruchu, nie ma wysokorozwiniętej dedukcji przyczynowo-skutkowej. W skrócie oznacza to, że już samo "złożenie" i usztywnienie owej nogi graniczy z cudem tak samo jak wytłumaczenie temu zwierzęciu powodowanemu bardzo silnymi instynktami, że ma teraz złamaną nóżkę i ma się nie ruszać, nie kłaść, nie stawać na tej nodze, nie skakać, nie kopać w boks, nie biegać, nie rzucać się na kolegę z boksu obok, który właśnie radośnie wrócił z padoku i wytłumaczenie mu, że on nie może iść na padok... etc. Najtrudniej mu wytłumaczyć, że skoro boli, to nie rób tego czy tamtego. Tym bardziej, że na pewno zostałyby mu podane bardzo silne leki przeciwbólowe i czułby się jak młody bóg... Bo przecież nie podanie takich leków, żeby był ostrożniejszy, też byłoby niehumanitarne, bo skazywałoby zwierzę na cierpienie... Zaklęte koło.

4. Złamanie u konia może być wyrokiem.
Nie wszystkie złamania nim są, ale większość niestety jest. Szczególnie te z przemieszczeniem i wieloodłamowe, w okolicy stawów i innych ruchomych części (jak w pęcinie).

Stacjonowałam z koniem w stajni, gdzie jeden z koni pensjonatowych miał złamaną łopatkę. Z plotek głównie dowiedziałam się, że koszt operacji i rekonwalescencji zamknął się w kwocie za którą możnaby kupić mieszkanie, koń przez wiele miesięcy o ile nie lat został skazany na stanie w boksie (jak najmniejszym, żeby jak najmniej się ruszał) oraz jak już będzie "dobrze" pozwolono mu na wychodzenie na mikro padok, na którym też nie ma szansy się ruszać, tylko co najwyżej podziwiać słońce. Ponadto, po pierwszej operacji połamał się znowu, jeszcze w klinice, wstając po operacji i o ile się nie mylę, po powrocie do pensjonatu połamał się trzeci raz - w tym samym miejscu i znów trafił do kliniki.

Leczenie złamań u konia, to skazywanie go na cierpienie, a siebie na niespłacalne długi, a nie humanitarność.


5. Czy sport wysokiego ryzyka powinien być zakazany?
Tu stajemy przed najtrudniejszym pytaniem. W sporcie, w każdej dyscyplinie, dochodzi do urazów i każdy jest obarczony ryzykiem. Ba! Nawet niewychodzenie z domu jest obarczone ryzykiem - można skręcić nogę pod prysznicem przecież...
Współczesne jeździectwo coraz bardziej jest wrażliwe na dobrostan zwierząt. Wiadomo, że koń nie podejmuje tego ryzyka dobrowolnie. Niemniej po latach doświadczeń w dyscyplinach jeździeckich mamy coraz więcej rozwiązań, które stawiają na pierwszym miejscu zwierzę, jego bezpieczeństwo i zdrowie.

6. Współczesny sport jest coraz bardziej niebezpieczny?
Bzdura! Tu, jak już w prawie każdym temacie, media i dostęp do informacji spowodował, że mamy takie wrażenie, bo częściej docierają do nas takie informacje. Jednak z tą częstotliwością - nic bardziej mylnego. Wypadków o przykrych konsekwencjach jest coraz mniej.
Historia sportu jeździeckiego na przestrzeni XIX i XX wieku pokazuje nam jak wiele się zmieniło i jak bardzo sporty jeździeckie stały się bezpieczne. W skokach np. wprowadzono bezpieczne kłódki w przeszkodach i ograniczenie wysokości, ponieważ zaczęło dochodzić do absurdu potężności przeszkód i dochodziło do wielu wypadków śmiertelnych zarówno koni jak i jeźdźców. Zawody przestały być wtedy rywalizacją sportową wymagającą kunsztu, techniki, sprawności, zaczęły przekraczać ludzkie i końskie możliwości i psuły hodowlę koni sportowych. Konie hodowano na siłę i "brak wrażliwości na ból i bodźce zewnętrzne". Od jeźdźców podświadomie wymagano nie umiejętności, a braku instynktu samozachowawczego (kamikadze). 
Obecnie, przeszkody są "niskie" i bezpieczniejsze, ale za to wymagające ogromnej wiedzy, doświadczenia i techniki, w zależności od klasy sportowej.
Ponadto, dawno dawno temu dopuszczano do zawodów "wszystkich śmiałków", dziś dzięki systemom klas i licencji zawodnicy (ludzcy i końscy) są selekcjonowani. Ostatnie, co moglibyśmy zarzucić jeźdźcowi na zawodach rangi mistrzostw Europy, to "przypadkowość". Na udział w takich zawodach pracuje się latami wraz z całą ekipą specjalistów (trochę jak w formule1 - za sukcesem jeźdźca i konia stoi również sztab luzaków, weterynarzy, fizjoterapeutów, trenerów, sponsorów itd.).

7. Konie sportowe/użytkowe są maltretowane?
Myślę, że czasem bardziej cierpią konie ludzi "rekreacyjnych", laików niż sportowe. Konie sportowe są w moich oczach dużo bardziej zadbane, a ich opiekunowie dużo bardziej świadomi wielu złożonych zagadnień z nimi związanych. 

Współczesny sport ma za zadanie rozwijać naturalny potencjał zwierzęcia i współpracę z jeźdźcem (oraz umiejętności i sprawność jeźdźca wraz z jego prawidłowym podejściem do zwierzęcia). Nawet w ujeżdżeniu na przestrzeni lat zrezygnowano z figur, które były "bezcelowe", które nie wnosiły nic do rozwoju fizycznego i psychicznego konia.

8. Konie użytkowane przez człowieka są nieszczęśliwe?

Koń chyba nie ma aż takiej możliwości abstrahowania i filozofowania o pojęciach znanych człowiekowi. Koń nie ma świadomości. Niemniej koń "maltretowany", "nieszczęśliwy", źle prowadzony - odmawia współpracy i popada w "narowy". Koń źle traktowany przez jeźdźca nie rozwija swojego potencjału. Jak koń nie chce skakać - nie skoczy. Koń zły na jeźdźca - zrzuci go. Koń "nieszczęśliwy" będzie miał "choroby sieroce" (tkanie, łykanie), które wpłyną też na jego zdrowie fizyczne i nie pozwolą mu na starty w zawodach na wysokim poziomie. Dobry opiekun wie, czy dane zwierzę lubi, to co się z nim robi i ma do tego potencjał, czy nie.


Dzisiejsze jeździectwo to nie jest cyrk, a ... gimnastyka. Dla widzów - możliwość podziwiania zwierzęcia w pełni swoich zdolności i jeźdźca, który osiągnął z nim doskonałe porozumienie.

Klasy sportowe w ujeżdżeniu w Szwajcarii.

/Anja Wyss, Zumbido

Miałam okazję zobaczyć regionalne zawody pod Genewą w ujeżdżeniu i byłam zaskoczona całkiem wysokim poziomem jeźdźców w teoretycznie niskich klasach. Zaczęłam więc porównywać programy zawodów w PL i w CH żeby zrozumieć, o co chodzi.

System licencji i odznak, choć głównie z punktu widzenia skokowego znajdziecie TU.

Poniżej porównanie klas:
CH - PL - KOMENTARZ
FB - L (w niektórych programach elementy P)
L - P (w niektórych programach elementy N)
M - N (w niektórych programach elementy C)
S - C (z wyższymi elementami)

Ciekawostki, których nie mam siły chwilowo sprawdzać:

Na poziomie szwajcarskiego FB można jechać w ostrogach i z batem.

Na poziomie szwajcarskiego L można jechać na munsztuku i występują już chody zebrane. Wynika to zapewne z faktu, że klasy dla młodych koni są klasami oddzielnymi, więc jeźdźcy chyba z założenia jadą na doświadczonych/wyszkolonych koniach.

Nie można startować w zawodach bez Brevet wspomnianego w artykule o licencjach. Aby móc startować w zawodach klasy L należy mieć Brevet i zdać egzamin na licencję R (regionalną) lub udowodnić dobre wyniki w zawodach o programie FB07-FB10 (minimum 60% uzyskanych w ciągu 365 dni + 16/20 punktów na egzaminie licencyjnym, teoretycznym).

Aby uzyskać licencję N (narodową) należy, tak jak w skokach:
- posiadać licencję R od dwóch lat, lub(?)
- przedstawić wyniki zawodów z ostatnich dwóch lat na poziomie równym lub wyższym od FB05, w których zdobyło się miejsce 1-5 na przynajmniej piętnastu zawodników.

System licencji jeździeckich w Szwajcarii.

/fnch.ch

Mój francuski pozwala już na całkiem zaawansowane zrozumienie tematyki, a niedługo w mojej stajni będą czterodniowe zawody. Myślałam, żeby w nich wystartować, ale przed zgłoszeniem (które należy wykonać miesiąc wcześniej) zapaliła mi się czerwona lampka (gdyż nie są to zawody "za stodołą") - co z papierami?

W związku z moimi najnowszymi odkryciami przedstawię Wam system licencji/uprawnień w Szwajcarii, ale na razie w teorii. Artykuł zostanie zaktualizowany jak przejdę niezbędne procedury (nie rychło) i wtedy dodam praktyczny punkt widzenia.

Aby wziąć udział w zawodach jeździec musi mieć -edit-: Brevet combiné.

Szwajcarzy znani są z faktu, że na wszystko musisz mieć papier, a ten najbardziej wartościowy/podstawowy to właśnie Brevet fédéral. Występuje on w każdej dziedzinie: marketingu, księgowości, pielęgniarstwie... i jak się okazuje - także w jeździectwie. Dotychczas sądziłam, że posiadanie takiego dokumentu jest rzeczywiście wartościowe tutaj i potwierdza kompetencje i otwiera drzwi do pracy, ale w kontekście jeździectwa jest to nic innego jak odpowiednik... Brązowej odznaki jeździeckiej.

/https://www.fnch.ch/Htdocs/Files/v/6263.pdf/Lizenzen/liz_allgemeine_bestimmungen_f.pdf
 Powyższa tabelka nadal niewiele mi mówiła, ale już program egzaminu wyjaśnił wiele: 

W skrócie aby uzyskać owy Brevet w stylu klasycznym (można wybrać styl/dyscyplinę, która nas interesuje pod kątem egzaminu), należy umieć: wsiąść, zsiąść, przygotować konia do jazdy, zaprezentować umiejętność jazdy we wszystkich chodach, rodzajach dosiadu i różnych ustawieniach (długa wodza, robocze, ew. pośrednie), przejechać przez 3 cavaletti, przeskoczyć krzyżaka i okser o wysokości do 60cm, zrobić woltę w galopie i odpowiedzieć na pytania teoretyczne dotyczące koni i jeździectwa, w tym także umieć zaprezentować konia w ręku i pracować z koniem z ziemi (domniemam, że lonżować).

W związku z tym, jeżeli masz dokument zagraniczny będący równowartością tego, co w powyższej tabelce, bądź polskiego BOJ, to możesz poprosić o wystawienie szwajcarskiego ekwiwalentu, czyli Brevet. Nie wiem, czy polskie odznaki są uznawane w szwajcarskim systemie, a też wiele osób mi mówi, że Szwajcarzy niechętnie przepisują zagraniczne uprawnienia (choć bardziej w kontekście uprawnień zawodowych, a nie hobbystycznych). Wyjdzie w praniu, teoretycznie można.

To samo dotyczy licencji. Aby uzyskać licencję szwajcarską, należy:
1. jeśli masz obywatelstwo:
- zdać egzamin licencyjny w Szwajcarii, chyba że udowodnisz, że mieszkałeś za granicą dłużej niż rok, wtedy ewentualnie przepiszą Twoją licencję
2. jeśli masz inne obywatelstwo niż szwajcarskie:
- musisz przesłać do związku (FSSE) formularz ekwiwalencji dostępny na stronie związku ("Demande d’une licence en Suisse sans subir d’examen"),
- kopię swojej licencji
- zgodę swojego związku na przepisanie uprawnień (L'accord de sa federation)
- kopię permitu
- w przypadku studentów: kopię potwierdzenia bycia studentem w Szwajcarii
*i potwierdzenie opłaty proceduralnej (Szwajcarzy nie lubią mówić o pieniądzach, więc ten detal jest często pomijany, ale oczywisty. Kwoty pewnie trzeba wydzwonić, bo na stronie ciężko znaleźć.)

Jakie są rodzaje konkursów i licencji w Szwajcarii?
/https://www.fnch.ch/fr/Disciplines/Saut/Sport/Licences.html
Posiadając wyżej wspomniany Brevet można startować w konkursach oznaczonych jako B o wysokości przeszkód od 60-105cm.

Posiadając Licencję R (regionalną) można startować w konkursach oznaczonych jako R o wysokości od 100-135cm.

Posiadając licencję N (narodową) można startować w konkursach oznaczonych jako N o wysokości od 100-155cm.

W Polsce konkursy różnią się tylko wysokością, co powoduje, że doświadczeni jeźdźcy z młodymi końmi muszą się "przepychać łokciami" między słabszymi jeźdźcami. Za to młodym jeźdźcom daje to szansę konkurowania z doświadczonymi zawodnikami. Niemniej jest mniej sprawiedliwe i wywołujące czasem zamęt. Tu doświadczeni jeźdźcy mogą startować "treningowo" wśród osób w podobnej sytuacji. Szkoląc młodego konia wolisz jeździć wśród ludzi, którzy "ogarniają kuwetę" i którzy na pewno nadają się do startowania na danym poziomie, bo potrafią już racjonalnie ocenić sytuację. Ciekawe rozwiązanie.





Skoro Brevet jest jak BOJ, to czy mają też SOJ i ZOJ? Czyli trzystopniowy system odznak?

Tak, choć z innymi założeniami.
SOJ = Test d'argent CC. Długo zastanawiałam się o co chodzi z tymi "pieniędzmi", ale to synonim srebra ;) czyli nic innego jak Srebrna odznaka jeździecka. CC jest skrótem od Concours Complet czyli WKKW.

ZOJ = Test d'or. Czyli tu bez niespodzianek i jest równowartością licencji regionalnej R, czyli naszej III.

W Polsce brąz robisz żeby startować w zawodach licencyjnych (III), srebro żeby zrobić instruktora sportu i/lub II licencję (o ile się nie mylę), a złoto żeby się pochwalić (chyba ewentualnie liczy się do trenera jeśli się nie ma licencji). A każda kolejna odznaka to po prostu wyższy poziom trudności.

W Szwajcarii robisz Brevet żeby w ogóle startować w zawodach jakichkolwiek, Test d'argent żeby startować w WKKW powyżej klasy B1 (ale jeśli masz licencję w skokach, to nie musisz) i żeby móc zdać Test d'or. Niemniej licencje są niezależne od tych testów, poza Brevetem. "Odznaki" różnią się kompleksowością zagadnień. Test d'argent według opisu nie wydaje się być trudniejszy od Brevet, ale zawiera w sobie zagadnienia jazdy w terenie, skakania crossu i pierwszej pomocy.

Jeśli nie posiadasz zagranicznej licencji, jak uzyskać licencję R (regionalną) w Szwajcarii?
- zdać egzamin licencyjny, lub
- zdać Test d'or, lub
- przedstawić pisemne wyniki pozytywnie ukończonych zawodów z oceną stylu jeźdźca.

Jeśli nie posiadasz zagranicznej licencji, jak uzyskać licencję N (narodową) w Szwajcarii?
jeśli posiadasz licencję R od dwóch lat (w domyśle: możesz wziąć udział w konkursie licencyjnym - do potwierdzenia; albo po prostu zmieniają za "staż" ????), lub
- jeśli przedstawisz 5 wyników zawodów  >= R120 z klasyfikacją od 1-5 miejsca na przynajmniej 15 zawodników uzyskanych w ciągu ostatnich dwóch lat.

Jeśli chcemy startować na własnym koniu, to musimy go zarejestrować w FSSE (i dokonać odpowiedniej opłaty), a żeby wziąć udział w zawodach koń powinien być zaszczepiony nie wcześniej niż pół roku przed startem, ale nie trzeba szczepić co pół roku, tak jak w Polsce. Jeśli dogrzebię się bardziej szczegółowych zasad co do koni, to poświęcę im osobny artykuł.

Widząc te zasady wychodzi na to, że Szwajcaria jest dość liberalna (co potwierdza się także w kontekście formalności w urzędach czy podatków), bo aby uzyskać odpowiednie uprawnienia de facto trzeba udowodnić, że ma się kompetencje, a nie przemielić się przez drabinę biurokracji. Ma się opcje i różne okoliczności są brane pod uwagę. Z drugiej strony poddaje to w wątpliwość funkcjonowanie niektórych procedur (może zostały stworzone, żeby dopieścić FEI), dlatego muszę się jeszcze upewnić czy wymienione warunki do poszczególnych licencji to na pewno "lub" czy mieli na myśli "i". Brakuje zaimka, a zdanie wprowadzające jest "otwarte", czyli sugerujące różne możliwości. Ponadto wrzucenie w ten sam sposób sformatowanych i sformułowanych warunków dla obcokrajowców jako jeden z punktów także sugeruje "opcje".


Ciekawa jestem jak to wyjdzie w praktyce, niemniej niezależnie czy jest to kwestia przepisywania uprawnień czy zdobywania ich tutaj - wszystko rozgrywa się o pieniądze i czas...

Jak znaleźć stajnię w Szwajcarii?


Pensjonaty to udręka każdego posiadacza konia, szczególnie w Polsce. A jak znaleźć rozsądny pensjonat w Szwajcarii? Można Googlować, ale przy mojej podstawowej znajomości francuskiego i biegłej angielskiego nie szło mi to za dobrze. W Polsce cudownym rozwiązaniem jest mapa wszystkich stajni w PL na re-volcie, która pokrywa się z rzeczywistością spokojnie w 90% (czyli, że większość stajni tam jest i dane są w miarę aktualne). W Szwajcarii takiego rozwiązania nie znalazłam, choć znalazłam takowe na Francję, ale chyba niezbyt rzetelne.

To jak szukać?
Miałam to szczęście, że przed przeprowadzką wybraliśmy się na weekend do Genewy i fart chciał, że tuż przy naszym hotelu był sklep jeździecki Felix Bühler. Niewiele myśląc wstąpiłam tam i zapytałam, czy są w stanie polecić jakieś stajnie. Co by nie mówić, ale sklepy jeździeckie to najczęściej kopalnie wiedzy, a środowisko jeździeckie jest na tyle hermetyczne, że wszyscy wszystko wiedzą.

Bingo! Przemiłe Panie pokazały mi mapę rekomendowanych stajni:
Mapa prezentuje stajnie rekreacyjne i sportowe w rejonie Genewy, Vaud, Fribourg, Jura. Jeśli masz się gdzieś tu przeprowadzić, to będzie bardzo pomocna. Książeczka ta zawierała mapę całej Szwajcarii, ale reszta kantonów mnie nie interesowała. Jeśli szukasz w innym kantonie, to zawsze możesz zadzwonić lub przejść się do ww. sklepu i zapytać. Widoczne na zdjęciu stajnie wypiszę na końcu posta dla łatwiejszego przeszukiwania.

A teraz, jak przeprowadzić konia i nie zbankrutować?
Po pierwsze: nie przeliczaj kwot na złotówki. Z założenia trzeba przyjąć, że tutaj ceny są jak w Polsce... tylko w innej walucie. Jeśli coś w Polsce kosztuje 100 PLN, to tu może kosztować 100CHF. Tylko zarobki są inne i poziom życia i usług też. Lepiej przyjąć punkty odniesienia.

Jeżeli szukasz stajni z dobrą infrastrukturą i opieką, BEZ ZŁOTYCH KLAMEK, ale też bez kompromisów, to musisz przyjąć budżet +/- 1000 franków. Przy czym w Polsce w okolicach Warszawy podobny standard uzyskasz w granicy 1200-2000zł i też może się okazać, że nie jest różowo.

Dhogo! Jakie punkty odniesienia, Pani! A no takie, że w Polsce minimalna płaca to około 1300zł netto i tyle kosztuje przeciętna stajnia; a średnie zarobki w okolicy Warszawy to około 3500. W Szwajcarii płaca minimalna to 2200 franków a 2000 franków na rodzinę to granica biedy. Czyli pensjonat dla konia kosztuje połowę lub mniej niż połowę płacy minimalnej!! A średnia pensja w CH to ponad 5 000 franków netto...

Są droższe i ekskluzywne pensjonaty, są tańsze i wątpliwe pensjonaty. Trzepiąc internety zauważyłam, że dość modny jest tu chów wolnowybiegowy (klimat jest zdecydowanie łagodniejszy niż w Polsce). Jest też sporo stajni bez specjalnej infrastruktury. Takie stajnie zaczynają się od 600-700 franków, ale jeśli masz taki budżet, to lepiej pomyśleć o dużo lepszej stajni we Francji/Niemczech/Włoszech - w zależności od rejonu, w który trafisz. Niemcy wypadają w tym zestawieniu najkorzystniej, bo tam rynek jeździecki jest tak wysoko rozwinięty, że czasem bardzo wypasione stajnie potrafią być tańsze albo porównywalne z polskimi cenami.

Nie ma tego złego. Może na początku cena stajni w Szwajcarii boli, ale tutaj zdecydowanie wiesz za co płacisz. Zanim podjęłam decyzję o wstawieniu się w obecny pensjonat porównywałam trzy stajnie w tej okolicy i wszystkie w sumie miały porównywalny standard.
Decyzja zapadła ze względu na:
- aspekty komunikacyjne - manager obecnej stajni dobrze mówi po angielsku i jest responsywna,
- cenę - wypada trochę taniej niż pozostałe i ma więcej usług "w cenie"
- dostępność - rezerwowałam boks półtora miesiąca wcześniej i zagwarantowali mi miejsce bez opłat/umów itd.

To jaki jest ten podstawowy standard?
- boksy w zwykłej stajni murowanej (tańsze) lub boksy z zewnętrznym padoczkiem (za lekką dopłatą)
- ścielenie słomą, trocinami lub pelletem; dwa ostatnie za lekką dopłatą (w Polsce jak się chce coś innego niż słoma, to najczęściej trzeba organizować samodzielnie, a i najlepiej sprzątać samodzielnie, bo stajenni nie wiedzą jak utrzymać czystość na innym podłożu)
- zielone padoki - w większości stajni trzeba dopłacić za padokowanie lub padokować samodzielnie, w stajniach blisko miasta lub w mieście może zielonych padoków w ogóle nie być; w obecnej w pakiecie mam padokowanie 1,5h dziennie bez weekendów, indywidualnie i wybrałam boks z padoczkiem, więc koń wychodzi się wietrzyć kiedy chce. ŚWIETNE rozwiązanie. Jeśli miałabym trzymać konia w zamkniętym boksie i dopłacać za padokowanie np. cały dzień lub chociaż pół dnia, to bym popłynęła z kasą, a tak w sumie wychodzi taniej jak dopłacisz za boks z padokiem.
- opieka - przegenialna - gdy mój koń stwierdzi, że weźmie prysznic na deszczu stajenni zdejmują mu derkę jak przemoknie!!! Nie ogarniam tego konia, nigdy nie lubił wiatru ani deszczu, a tu kozaczy... Niemniej za derkowanie na życzenie trzeba dopłacić, ale zdroworozsądkowe rzeczy wykonują sami bez pytania i proszenia i tłumaczenia.
- karmienie zgodnie z zaleceniami - I mean it! W Polsce stajnie mówią, że karmią zgodnie z wytycznymi, a byłam już w 8-iu i tylko w 2 rzeczywiście tego pilnowali... Tutaj jak powiedziałam, że jak mnie nie ma (bo i tak przygotowuję jedzenie sama w pudełkach), to mają dać pół miarki owsa czyli +/- 300g, to KUPILI SPECJALNĄ MIARKĘ do odmierzania 300g <wow!>; jak powiedziałam że przepraszam, że pudełka są po polsku, nie zdążyłam zmienić opisów, ale żeby dawali po kolei (1,2,3) to ani razu się jeszcze nie pomylili! A we wszystkich stajniach, w których byłam, mimo że pudełka są opisane imieniem konia, porą karmienia i cyferkami, to zawsze się mylili, albo O ZGROZO! inny koń dostawał moje pudełka :/
- karmienie czym chcesz - moja obecna stajnia w cenie oferuje musli, owies, jęczmień, mesz, sieczkę, świetnej jakości siano w opór, kiszonkę, wysłodki... czego tylko dusza zapragnie. Co prawda nie przekonałam się jeszcze do musli Purina, ale jak dają za darmo... ;)  Zdecydowanie kocham nasze polskie, swojskie Pro-linen, ale sprowadzanie paszy odłożę na później, bo muszę jeszcze ogarnąć cło.
- infrastruktura - karuzela, lonżownik, pełnowymiarowa hala z kwarcem i lustrami, ogromny plac z kwarcem. Wszystko codziennie nawadniane i równane (z tym też jest w Polsce problem). Komplet przeszkód.
- lokalizacja - in the middle of nowhere, but... Taka oferta w takiej cenie to niestety jak najdalej od miasta, chociaż i tak nie jest źle: Szwajcaria ma świetną infrastrukturę zarówno transportu publicznego jak i autostrad, więc bez auta także można przebierać w stajniach, bo przystanki "czegokolwiek" będą w miarę blisko. A że i mieszkać poza miastem też jest korzystniej to de facto mam do stajni rzut beretem z domu.


A teraz lista stajni ze zdjęcia, od dołu do góry, kantonami:

 

Genewa

Laconnex
Manège & Poney Club de la Gambade
http://www.lagambade.com/ 

Centre hippique de la Chaumaz Sàrl

Manège d'Onex

Manège des Hauts de Corsinge

Poney Club de Presinge

SA la Pallanterie - Manège de Gèneve

 

Vaud

Manège de la Sallivaz

Manège de Maison Neuve

Ecurie Denogent

Begnins
Manège de Begnins

Manège Chalet-à-Gobet
Ecurie de la Prélaz

Manège de la Vallée

Ecuries de la Rossat SA

Manège de Sassel

 

Fribourg

Horse Lodge

Centre équestre d'Yverdon-les-Bains

Houteville
Centre équestre du Plan

Centre équestre d'Ependes

Ecurie Dolivo

 

Jura

Manège de Reussilles


A już tak na marginesie - konie tu są wszędzie ;). Jak szukaliśmy mieszkania pod Genewą, to na 12 oglądanych, przy 4 była jakaś stajnia "przez płot".