Pokazywanie postów oznaczonych etykietą stajnia. Pokaż wszystkie posty

Prawie niezawodne metody na stajennych

/pixabay
Trzymałam swoje konisko w 8 różnych pensjonatach w tym jeden za granicą. Różnice między przeciętnym pensjonatem w Polsce, a przeciętnym w Szwajcarii są ogromne (wspominałam już o tym w innych wpisach), niemniej nadal pozostały mi dwa dobre nawyki z Polski, które pozwalają mi "oszczędzić" pieniądze, czas i nerwy i które chciałabym Wam gorąco polecić.

Widziałam ostatnio dość "zabawną" z mojego punktu widzenia sytuację. W stajni gdzie stacjonuję jest kilkadziesiąt koni i 4 stajennych w tym 1 szef stajennych. Z zasady wszystko powinno się ustalać z owym szefem aby nie doszło do nieporozumień. (Ja ustalam z managerem stajni, bo gada po angielsku.) Jedna z pensjonariuszek, zapewne w pełni swojej naiwności, przekazywała dość skomplikowane instrukcje karmienia na następny tydzień jednemu z zwykłych stajennych (nie szefowi), który dobrze mówi po francusku, niemniej nie jest autochtonem i bardzo ładnie jej przytakiwał.

Faktem jest, że w tej stajni bardzo pilnują ustaleń i "detali", choć małe wpadki się zdarzają gdy szef nie patrzy. U nas były dwie (przez tyle miesięcy!): konisko chodzi na padok bez ochraniaczy i raz nowy stajenny wpadł na genialny pomysł aby mu jakieś jednak założyć... wziął ochraniacze treningowe i założył profilowane tyły na przednie nogi... (hahaha, na szczęście skończyło się tylko na lekkich popuchnięciach). Zdziwiło mnie to, bo ochraniacze na padok to usługa dodatkowo płatna, a ja za nic nie dopłacam. Druga wpadka była z derką, ale o tym dalej.
Wracając do meritum: rzeczywiście można ustalić dowolny sposób karmienia i tego dopilnują, ale najlepiej z szefem i najlepiej gdzieś to spisać (na boksie, w smsie, w mailu, wrzucić kartkę do wózka z paszą...cokolwiek!)... Chociaż znowu mamy ruletkę, który stajenny będzie miał akurat wartę, nie wszyscy są błyskotliwi.

Na te 7 polskich pensjonatów, które zwiedziłam były tylko 3 gdzie można było zaufać co do karmienia (że nikt się nie pomyli) - w dwóch z nich wisiała tablica karmienia w paszarni i konie były karmione zgodnie z tablicą, a w jednym każdy pensjonariusz miał obowiązkowo przygotowywać samodzielnie i zostawiać pod boksem. Jeśli były dodatkowe wymagania typu "na ciepło" lub z dodaniem jakiegoś składnika, który nie może stać (na świeżo) - można było wyjątkowo się dogadać.

Napatrzyłam się już jak koń zamiast witaminy C dostał biotynę, albo jak porcję konia x dostał koń y, albo jak stajenny twierdził, że koń jest spokojniejszy jak dostanie wiadro owsa, a nie miarkę, więc sypał od serca niezależnie od ustaleń.

Zgodnie z moimi doświadczeniami, nawet teraz nie zostawiam kwestii karmienia w 100% stajennym. Niby mogłabym, ale dzięki temu śpię spokojniej i mam bezpośredni wpływ na to, co się dzieje z koniem i pod tym kątem mogę na bieżąco dostosowywać mieszankę i ilość.

A więc rada nr 1 - własne wiaderka/pudełka
- szykuję wiaderka na najbliższe 2-3 dni na każdą porę karmienia
- w wiaderkach jest porcja dla konia niepracującego - gdy jestem w stajni i koń pracuje - dostaje czwarty posiłek - dzięki lekkiej nieregularności i większej częstotliwości unikamy wrzodów
- zadanie stajennego polega na wsypaniu zawartości wiaderka do żłoba - absolutnie idiotproof
- w razie gdyby stajenni pomylili kolejność staram się aby zawartość pudełek była mniej więcej podobna lub ustawiona naprzemiennie tak żeby w razie W kopyt nie dostał podwójnej porcji suplementu
- gdy nie ma mnie w stajni i nie przygotuję pudełek mamy precyzyjnie ustaloną porcję ze stajennymi, która się nigdy nie zmienia, nawet w razie kontuzji

Anegdota: w Polsce zdarzało się, że stajenni byli ślepi, niepiśmienni lub leniwi i musiałam kilkukrotnie tłumaczyć jakie wiaderko, na który posiłek. W Szwajcarii nie mają z tym problemu mimo że pudełka są opisane po polsku (tyle że każde w innym kolorze i z innym numerkiem).

Voila!

Derki to kolejny rebus logiczny dla stajennych. Tu też można było pod tym względem zaufać tylko 3 stajniom. W każdej z nich poza stajennym był luzak, który umiał pomyśleć. W związku z różnymi derkowymi wpadkami powzięłam następujące ustalenia:

- jeśli jest poniżej 15 stopni zaczynam derkować konia (a jeśli ustalam zmiany derek ze stajennymi to właśnie na podstawie odczytu temperatury, z reguły zmieniam typ derki co 5-7 stopni)
- w stajni jest cieplej niż na dworze, ale koń się nie rusza, za to na padoku jest chłodniej i wietrzniej, ale się rusza; zdarzyło mi się nawet mierzyć temperaturę mojego konia na dworze i w stajni - w stajni miał zwykle niższą temperaturę ciała niż przebywając na zewnątrz
- nie bardzo mnie grzeje czy derka jest "do stajni" czy "na padok", bo i tak nie wypuszczam konia w złą pogodę + nie ma on ambicji w tarzaniu się w błocie - ergo, rzadko ma szansę zmoknąć
- gdy temperatura i warunki są już naprawdę nieprzyjemne następuje zmiana z derek przewiewnych na wiatroszczelne, i i tak koń jest w nich i w boksie i na dworze

Dzięki powyższym założeniom de facto jestem niezależna od widzimisie stajennych co do derkowania mojego konia, bo jedyne ich zadanie to NIE ZDEJMOWAĆ DERKI, chyba że jest mokra lub chyba że koń się ewidentnie poci i jest mu za gorąco. A jak jest mokra to zmienić na drugą przy boksie, bądź do mnie zadzwonić.

Simple as that.

Na czym polega rada nr 2?
Jeśli w stajni nie ma luzaka (oprócz stajennych) nie polecam ustalania ze stajennymi zmiany derek. Trzeba znaleźć własny, złoty środek derkowania, tak żeby było w nim jak najmniej czynnika ludzkiego. Oczywiście, że najbardziej optymalnie byłoby mieć inną derkę w stajni, inną na padok i inną na dzień i inną na noc i jeszcze inną na deszcz, a inną na słońce. Ale naprawdę, nie widziałam jeszcze stajennych, którzy umieliby to ogarnąć - dla nas niby proste, ale jak ten człowiek ma kilkanaście koni pod opieką, to zaczyna się sajgon.

Anegdoty (i wpadka) - w mojej obecnej stajni któryś ze stajennych uparcie zdejmował derkę mojemu koniowi na padok. Damn logic! Z nieznanych mi względów ktoś wyszedł z założenia, że derka, w której koń stoi w stajni, to derka w której ma być tylko w stajni (bo się zniszczy? ubrudzi? wut?). Niestety tu finał był nieprzyjemny, bo zdjęto mu derkę tuż po szczepieniu jak mnie akurat ponad 24h nie było u konia. Koń dostał czegoś co wyglądało jak wstrząs anafilaktyczny (dwie szczepionki + zdjęcie derki przy nagłym załamaniu pogody + pewnie osłabiona odporność).
Pamiętajcie - koń derkowany - o ile nie staracie się go przestawić na tryb bezderkowy - nie może mieć takich szoków temperaturowych, to rozwala mu termoregulację i może się skończyć gorzej niż w powyższym przypadku - np. mięśniochwatem, chorobami nerek itd.

Za to żeby wybielić derkowe pomysły stajennych - i tak jestem pod wrażeniem, że sprawdzają, czy derka nie jest mokra, bo w Polsce to też potrafi być problemem. Zdarzało się, że mimo że mój koń miał nie wychodzić na deszcz, to ktoś go wyprowadził, a potem zostawiał w mokrej derce w stajni...

A jakie są Wasze patenty na stajennych?



Końska rutyna - "naturalne" różnice w stajennym obrządku między Polską a Szwajcarią

/
Nadchodzi czas podsumowań. Niedługo minie nam rok na obczyźnie. Nadchodzą pierwsze refleksje, które mają już zalążki bycia ugruntowanymi. Co mnie wkurza? Co mnie boli? Co mi się tutaj podoba?

1.
Dość trudno było mi przyzwyczaić mojego zwierza do zimnej wody z węża w ramach prysznica. Z reguły stacjonowałam w Polsce w stajniach z dostępem do ciepłej wody "dla koni". Owy osobnik jest przyzwyczajony niezależnie od pory roku do chłodzenia nóg, co uważam za najważniejszą profilaktykę problemów z krążeniem i ścięgnami/więzadłami (dla niewtajemniczonych połowa nogi konia prawie nie ma mięśni), ale poza turboupałami nie fundowałam mu nigdy zimnego prysznica. Tu jestem do tego zmuszona. Na początku mnie to denerwowało, gdyż mój specjalny przypadek ma wrażliwe plecy i dość łatwo dostaje "porażenia" mięśni (ogólnego usztywnienia, podobnego do mięśniochwatu, ale w bardzo lekkiej wersji). Nie sprawdzałam jak to jest w innych stajniach, ale domyślam się, że mało kto się tutaj przejmuje ciepłą wodą na myjce, bo w sumie większość roku jest po prostu ciepło, a szczególnie od maja do końca września konie za zimny prysznic rżyście podziękują.

2.
Półotwarte hale. Nie podróżuję w ramach turystyki stajennej, po zawodach też rzadko jeżdżę, ale większość stajni jakie widziałam ma konstrukcje półotwarte.
http://www.centre-equestre-divonne.com/ 
Na początku mojej przygody z Szwajcarią obawiałam się, że taka hala, to "po nic" i irytowało mnie, że mój nadpobudliwy zwierz ma szansę na doświadczanie nadmiaru bodźców (obserwując lub nasłuchując co się dzieje poza halą). Obecnie widzę tego ogromne plusy i nie wyobrażam sobie tutaj pełnej hali. Dlaczego? Zimy nie są mroźne, więc nie trzeba się specjalnie przed nimi chronić. Tak naprawdę tutaj funkcja hali zimą to przede wszystkim osłona podłoża. Całą zimę mogłam jeździć bez rękawiczek, chociaż Szwajcarzy patrzyli na mnie jak na nienormalną.... ;) Niedawno zdałam sobie sprawę, że częściej korzystam z tej hali latem, bo upały są bardziej uciążliwe niż mrozy tutaj. Ponadto ten nadmiar bodźców pozwala systematycznie przyzwyczajać konie do "atrakcji" i niwelować ich "gorącą głowę", więc później wyjazdy w teren czy na zawody są dużo spokojniejsze i bezpieczniejsze. Niemniej konie młode lub nowicjusze danych warunków jak moje rude potrzebują trochę czasu. Szczególnie jeśli tuż koło hali jest warsztat samochodowy i towarzyszące mu dźwięki ;).

3.
Zapomniałam co to kontuzje i konflikty stajenne. Nie wiem czy to standard szwajcarski czy akurat moja stajnia, ale tfu tfu tfu nie musiałam od roku wzywać weterynarza do poza cyklicznych zagadnień. Tutaj - karmienie precyzyjnie co do zaleceń, pilnowanie jakości i regularności dostaw paszy, czystość, bezpieczny obrządek przy koniach w tym wyprowadzanie na uwiązie, pojedynczo; padokowanie według ustaleń - często indywidualnie; brak agresji stajennych wobec koni - np. polskie "widłami go, bo nie chce się przesunąć"; pilnowanie grafiku stajni; zmienianie derek; obserwowanie dobrostanu koni i nietypowego zachowania; bieżące naprawianie infrastruktury i inwestycje w nią; nieginięcie rzeczy (w PL uwiązy, kantary, baty i inne drobne przybory stajenne giną na potęgę) i wiele innych dla koniarza oczywistych rzeczy, ale niekoniecznie dla właścicieli i zarządców stajni w Polsce - są absolutnie oczywiste i normalne.

4.
Karmienie musli w standardzie. Na początku dziwiło mnie to i nie podobało mi się, że nie mogę sama sobie wybrać czym chcę karmić konia (w standardzie musli Purina, a jak chcę inne to muszę dopłacić). Efekt? Moje konisko zawsze było bardzo ekonomiczne pod względem karmienia (w kontekście efektywności wykorzystywania paszy) i zawsze było żarte za trzech, ale zawsze też miało dobry przemiał i jeden trening to były minimum 3 kupy - dość uciążliwe sprzątanie po nim. Od kiedy wcina stajenne musli:
- nie ptorzebuje suplementów
- mniej wydala i lepiej trawi - co tylko dorzuca do worka moich argumentów - "nie, to nie jest stres-kupa, ten typ tak ma" - okazuje się, że jego kwestie wydalnicze mogą być związane z problemami trawiennymi lub alergiami, które niweluje podawanie dobrze skomponowanego musli; nie wspominając już, że wygląda "jak milion monet".
Odobraziłam się na Purinę i nie kombinuję już jakie musli mu podawać, czy nie sprowadzić mojego ukochanego Pro-linen.

5.
Wielu koniarzy ma własne przyczepy. Na początku mnie to dziwiło, ale jak zdałam sobie sprawę, że w stosunku do zarobków i siły nabywczej franka, nabycie przyczepy to jak "zakup roweru", to już ten widok mnie nie dziwi. Tym bardziej, że jak już się ma prawo jazdy na B, to dość łatwo jest zrobić prawo jazdy na przyczepę.

6.
Wiele zawodów jest rozgrywanych w tygodniu, a nie tylko w weekend, a ostateczny termin zapisów jest na miesiąc przed zawodami. Pierwsza moja reakcja to był szok, ale teraz widzę, że:
- zawody są tanie i jest bardzo dużo chętnych - profesjonaliści w ogóle nie jeżdżą na weekendowe zawody, chyba że są bardzo ważne;
- dzięki wymogom co do zapisów wszystko przebiega gładko i terminowo (a w Polsce często jest chaos, chociaż fakt też, że ciężko jest w ogóle zebrać chętnych i wszystko dopiąć w PL) a w razie nieprzewidzianych okoliczności jak kontuzja patrz punkt pierwszy - i tak jest tanio, więc niewiele się traci.

7.
Niska popularność solarium. W Polsce owe urządzenie zaczyna być wysoko pożądanym w pensjonacie. Tutaj nie ma aż takiego popytu... bo jest bardzo łagodny klimat i dużo słońca. Mój koń sam "uprawia solarium" stojąc na swoim przystajennym padoczku. Cieszę się, że wybrałam mu taki boks, bo widzę, że do boksu wchodzi tylko na jedzenie :). Z bólem serca pozbawiłabym go tej możliwości wietrzenia się. Co więcej, moje zwierzę nie cierpiało deszczu i wiatru, a od kiedy to on decyduje kiedy wychodzi - może stać na deszczu ile wlezie (niestety ja mu to ograniczam, bo jego plecy nie są tak optymistyczne jak on).

Trzymanie konia w Szwajcarii można podsumować jako - zdjęcie wszelkich końskich problemów i zagwozdek z głowy. Usługi zdecydowanie wartej swojej ceny - płacisz i masz ... jak w zegarku.


Jak ogarnąć kopyta w Szwajcarii? Słowo o kowalach.



Gdzieniegdzie w internetach "straszo" kosztami kowala w Szwajcarii. Ja za to byłam mile zaskoczona.

Skąd wziąć kowala? W mojej stajni praktycznie codziennie jest jakiś kowal, więc standardowo, można "wziąć jakiegoś z łapanki" albo popytać ludzi. Dopóki się nikogo nie zna może być ciężko, nigdy nie wiadomo czy rekomendacjom właścicieli ośrodka ufać, bo z tym też różnie bywa.
Szukałam kowala, który nie tylko robi kopyta "normalnie" vel "klasycznie", ale też ma wiedzę i kompetencje z zakresu naturalnego strugania i potrafi te swoje umiejętności adekwatnie zastosować. Nie jestem ani za 100% naturalsowym struganiem ani za 100% klasycznym, tzw. "kopyta od linijki", niezależnie od tego jaki jest dany koń. Myślałam, że będzie to mission impossible.

I wisienka na torcie, co łatwo się domyślić - kowale nie szprechają po angielsku.

W związku z powyższym wybrałam najbardziej logiczną opcję i jak się okazuje - nie najgorszą. Poprosiłam manager stajni aby porozmawiała ze swoim kowalem, czy może rozczyścić mojego konia. Zachwalała go, że zajmuje się końmi jakiegoś olimpijczyka francuskiego, że ogółem robi głównie konie top sportowe i co za tym idzie - może być drogi.

Jak niewiele osób tutaj nie kuję konia z przyczyn praktycznych - to jest spory koszt, wymaga to regularności, a koń nie jest poddawany aż takim obciążeniom, ani nie ma tak złych kopyt, że musiałby być kuty. Chociaż ze względu na wszechobecne kamienie muszę się nad tym grubo zastanowić.

To jak jest z tymi cenami?

Byłam w ciężkim szoku, ale rozczyszczenie konia kosztowało "zaledwie" 50 franków gotówką (tyle co fryzjer męski), a 68 przelewem, przez podobno mega champion kowala... Ludzie rzucali kwotami w przedziale 80-150 w internetach lub w gadce, chociaż nikt o tym nie miał pojęcia, bo... wszyscy kują konie... Oczywiście kwota ta była chyba bez dojazdu, gdyż ten kowal jest w naszej stajni bardzo często.

Kucie konia jw. 80-200 w zależności od tego czy zakładane są nowe podkowy, czy jest to kucie korekcyjne, czy tylko przekuwanie.
Gdy przeliczy się te kwoty na złotówki, to może się zrobić słabo, ale w stosunku do cen usług tutaj i siły nabywczej potencjalnego dochodu są to bardzo miłe ceny. Tym bardziej, że w Polsce za super dobrego kowala z renomą i nazwiskiem za samo rozczyszczanie może być 100-200zł. A przeciętnie cena ta waha się od 40-80zł.

Jakość kowali w CH? Nie mam porównania, ale jeśli pierwszy z brzegu okazał się naprawdę dobry, to pewnie jak wszystko w Szwajcarii - poziom jest wysoki ogółem.

Z ciekawostek - ww. kowal, jak żaden robiący mojego konia do tej pory, nie ściął mu kątów ścienno-wspornikowych, które teoretycznie wyglądają jak krzywo kruszące się kopyto (nie jestem specem od kopyt, opisuję tylko swoje obserwacje), co może w końcu spowoduje, że mój koń nie będzie aż tak wrażliwy jak był do tej pory swoją podeszwą, np. na podłoże.


Jest tu ktoś z CH? Jak wygląda Wasze doświadczenie z kowalami?

By the way, przydatne słówko tu, kowal to: maréchal-ferrant
Na wyspach powszechnym było farrier, nikt nie wiedział co to blacksmith w pierwszym odruchu, zawsze mnie poprawiali.  

edit - tak wyglądają nasze kopyta po mniej więcej półtora tygodnia od kowala:


 

Jak ogolić konia w Szwajcarii?


Z serii niecodzienności dla polskiego koniarza.

W Polsce, gdy masz chęć ogolić konia (jakkolwiek to brzmi), to najprościej i najtaniej jest zamówić golenie u osoby zajmującej się tym lub poprosić kogoś, kto ma golarkę (co jest rzadkością).

Golarka zwierzęca, a nie daj boże końska (bo wszystko, co przeznaczone dla koni, przez dopisek "koń" jest dużo droższe), kosztuje w stosunku do siły nabywczej polskiego pieniądza straszne sumy. Najtańsze zaczynają się w granicach 1000zł, ale trzeba brać poprawkę, że będą się psuć, będą niedokładne, będą wymagały częstego serwisowania, mogą być niewygodne itd. Rozsądne golarki zaczynają się w przedziale 2-3 000zł.

Osoba goląca konia weźmie od 100-200zł. A Ty nie musisz się martwić czy masz dobre ostrza. Jeszcze same konie mają różne psychiki i może być tak, że ktoś doświadczony nie dość że zrobi to sprawnie i ładnie, to z odpowiednim podejściem do zwierzęcia nerwowego czy niedoświadczonego.

Biorąc pod uwagę, że koń żyje 15-30 lat, a nabywa się go najczęściej jako dorosłe zwierzę i nie zawsze ma się potrzebę golenia, może się okazać, że inwestycja w golarkę nie zdąży się nawet zwrócić. Dlatego też śmiałkowie często amortyzują sobie koszt goląc konie na zlecenie.

I tu następuje szwajcarski zonk.

W Szwajcarii prawie wszyscy mają swoje golarki. Skłoniło mnie to do dopytania jak to jest. Dobra golarka w Szwajcarii kosztuje 200-300 franków, a osoba, która goli konie bierze 100!!

Za to jak zapytasz czy możesz pożyczyć i ile masz zapłacić, opcje są dwie:
- typ Szwajcara 1 zrobi wielkie oczy i uda, że nie rozumie co do niego mówisz :D (nie wiem, nie spotkałam się z taką reakcją, ale słyszałam że są tacy Szwajcarzy, którzy nie są za bardzo otwarci czy skłonni do pomocy i wszystko jest "my precious")
- typ Szwajcara 2, z którym na razie najczęściej mam do czynienia, może też dlatego, że jest to francuska część: jasne, spoko, jaka kasa, daj znać kiedy chcesz golić.

Na razie w poście stare zdjęcie. Obecnie mój koń, z racji że goliłam go pierwszy raz, wygląda jak spod ręki rzeźnika. Poza tym z reguły golę go w wyżej widoczny, lekko zmodyfikowany "trace clip", który jest optymalny pod względem wygody i dla konia i dla właściciela - nie trzeba się zaopatrzać w derki z kapturem, klapą na brzuch itd., a koń się nie obciera i ma szansę na własną termoregulację zgodnie z porą roku. W tym roku jeszcze bardziej zmodyfikowałam owy trace clip, bo w zeszłym sezonie koń mi się obcierał od nowych sztylp i pewnie też pasków od ostróg (połączenie szorstkich, sztywnych materiałów). Teraz jest ogolony tylko na szyi i na zadzie i słabiźnie. Nie wiem czy to dobrze wygląda ;p. Ponadto na tę chwilę nie trenujemy i nie startujemy, tylko wdrażamy się do regularnego ruchu, więc jedyne co potrzebował, to "wywietrzniki".
I tak się pochwalę "pierwszym autorskim goleniem" jak uda mi się zrobić dobre zdjęcie ;p. A golarkę trzeba będzie w końcu nabyć.

A Wy golicie swoje konie? Jak? Macie swoje golarki?

edit, tegoroczna stylówa:

Jak znaleźć stajnię w Szwajcarii?


Pensjonaty to udręka każdego posiadacza konia, szczególnie w Polsce. A jak znaleźć rozsądny pensjonat w Szwajcarii? Można Googlować, ale przy mojej podstawowej znajomości francuskiego i biegłej angielskiego nie szło mi to za dobrze. W Polsce cudownym rozwiązaniem jest mapa wszystkich stajni w PL na re-volcie, która pokrywa się z rzeczywistością spokojnie w 90% (czyli, że większość stajni tam jest i dane są w miarę aktualne). W Szwajcarii takiego rozwiązania nie znalazłam, choć znalazłam takowe na Francję, ale chyba niezbyt rzetelne.

To jak szukać?
Miałam to szczęście, że przed przeprowadzką wybraliśmy się na weekend do Genewy i fart chciał, że tuż przy naszym hotelu był sklep jeździecki Felix Bühler. Niewiele myśląc wstąpiłam tam i zapytałam, czy są w stanie polecić jakieś stajnie. Co by nie mówić, ale sklepy jeździeckie to najczęściej kopalnie wiedzy, a środowisko jeździeckie jest na tyle hermetyczne, że wszyscy wszystko wiedzą.

Bingo! Przemiłe Panie pokazały mi mapę rekomendowanych stajni:
Mapa prezentuje stajnie rekreacyjne i sportowe w rejonie Genewy, Vaud, Fribourg, Jura. Jeśli masz się gdzieś tu przeprowadzić, to będzie bardzo pomocna. Książeczka ta zawierała mapę całej Szwajcarii, ale reszta kantonów mnie nie interesowała. Jeśli szukasz w innym kantonie, to zawsze możesz zadzwonić lub przejść się do ww. sklepu i zapytać. Widoczne na zdjęciu stajnie wypiszę na końcu posta dla łatwiejszego przeszukiwania.

A teraz, jak przeprowadzić konia i nie zbankrutować?
Po pierwsze: nie przeliczaj kwot na złotówki. Z założenia trzeba przyjąć, że tutaj ceny są jak w Polsce... tylko w innej walucie. Jeśli coś w Polsce kosztuje 100 PLN, to tu może kosztować 100CHF. Tylko zarobki są inne i poziom życia i usług też. Lepiej przyjąć punkty odniesienia.

Jeżeli szukasz stajni z dobrą infrastrukturą i opieką, BEZ ZŁOTYCH KLAMEK, ale też bez kompromisów, to musisz przyjąć budżet +/- 1000 franków. Przy czym w Polsce w okolicach Warszawy podobny standard uzyskasz w granicy 1200-2000zł i też może się okazać, że nie jest różowo.

Dhogo! Jakie punkty odniesienia, Pani! A no takie, że w Polsce minimalna płaca to około 1300zł netto i tyle kosztuje przeciętna stajnia; a średnie zarobki w okolicy Warszawy to około 3500. W Szwajcarii płaca minimalna to 2200 franków a 2000 franków na rodzinę to granica biedy. Czyli pensjonat dla konia kosztuje połowę lub mniej niż połowę płacy minimalnej!! A średnia pensja w CH to ponad 5 000 franków netto...

Są droższe i ekskluzywne pensjonaty, są tańsze i wątpliwe pensjonaty. Trzepiąc internety zauważyłam, że dość modny jest tu chów wolnowybiegowy (klimat jest zdecydowanie łagodniejszy niż w Polsce). Jest też sporo stajni bez specjalnej infrastruktury. Takie stajnie zaczynają się od 600-700 franków, ale jeśli masz taki budżet, to lepiej pomyśleć o dużo lepszej stajni we Francji/Niemczech/Włoszech - w zależności od rejonu, w który trafisz. Niemcy wypadają w tym zestawieniu najkorzystniej, bo tam rynek jeździecki jest tak wysoko rozwinięty, że czasem bardzo wypasione stajnie potrafią być tańsze albo porównywalne z polskimi cenami.

Nie ma tego złego. Może na początku cena stajni w Szwajcarii boli, ale tutaj zdecydowanie wiesz za co płacisz. Zanim podjęłam decyzję o wstawieniu się w obecny pensjonat porównywałam trzy stajnie w tej okolicy i wszystkie w sumie miały porównywalny standard.
Decyzja zapadła ze względu na:
- aspekty komunikacyjne - manager obecnej stajni dobrze mówi po angielsku i jest responsywna,
- cenę - wypada trochę taniej niż pozostałe i ma więcej usług "w cenie"
- dostępność - rezerwowałam boks półtora miesiąca wcześniej i zagwarantowali mi miejsce bez opłat/umów itd.

To jaki jest ten podstawowy standard?
- boksy w zwykłej stajni murowanej (tańsze) lub boksy z zewnętrznym padoczkiem (za lekką dopłatą)
- ścielenie słomą, trocinami lub pelletem; dwa ostatnie za lekką dopłatą (w Polsce jak się chce coś innego niż słoma, to najczęściej trzeba organizować samodzielnie, a i najlepiej sprzątać samodzielnie, bo stajenni nie wiedzą jak utrzymać czystość na innym podłożu)
- zielone padoki - w większości stajni trzeba dopłacić za padokowanie lub padokować samodzielnie, w stajniach blisko miasta lub w mieście może zielonych padoków w ogóle nie być; w obecnej w pakiecie mam padokowanie 1,5h dziennie bez weekendów, indywidualnie i wybrałam boks z padoczkiem, więc koń wychodzi się wietrzyć kiedy chce. ŚWIETNE rozwiązanie. Jeśli miałabym trzymać konia w zamkniętym boksie i dopłacać za padokowanie np. cały dzień lub chociaż pół dnia, to bym popłynęła z kasą, a tak w sumie wychodzi taniej jak dopłacisz za boks z padokiem.
- opieka - przegenialna - gdy mój koń stwierdzi, że weźmie prysznic na deszczu stajenni zdejmują mu derkę jak przemoknie!!! Nie ogarniam tego konia, nigdy nie lubił wiatru ani deszczu, a tu kozaczy... Niemniej za derkowanie na życzenie trzeba dopłacić, ale zdroworozsądkowe rzeczy wykonują sami bez pytania i proszenia i tłumaczenia.
- karmienie zgodnie z zaleceniami - I mean it! W Polsce stajnie mówią, że karmią zgodnie z wytycznymi, a byłam już w 8-iu i tylko w 2 rzeczywiście tego pilnowali... Tutaj jak powiedziałam, że jak mnie nie ma (bo i tak przygotowuję jedzenie sama w pudełkach), to mają dać pół miarki owsa czyli +/- 300g, to KUPILI SPECJALNĄ MIARKĘ do odmierzania 300g <wow!>; jak powiedziałam że przepraszam, że pudełka są po polsku, nie zdążyłam zmienić opisów, ale żeby dawali po kolei (1,2,3) to ani razu się jeszcze nie pomylili! A we wszystkich stajniach, w których byłam, mimo że pudełka są opisane imieniem konia, porą karmienia i cyferkami, to zawsze się mylili, albo O ZGROZO! inny koń dostawał moje pudełka :/
- karmienie czym chcesz - moja obecna stajnia w cenie oferuje musli, owies, jęczmień, mesz, sieczkę, świetnej jakości siano w opór, kiszonkę, wysłodki... czego tylko dusza zapragnie. Co prawda nie przekonałam się jeszcze do musli Purina, ale jak dają za darmo... ;)  Zdecydowanie kocham nasze polskie, swojskie Pro-linen, ale sprowadzanie paszy odłożę na później, bo muszę jeszcze ogarnąć cło.
- infrastruktura - karuzela, lonżownik, pełnowymiarowa hala z kwarcem i lustrami, ogromny plac z kwarcem. Wszystko codziennie nawadniane i równane (z tym też jest w Polsce problem). Komplet przeszkód.
- lokalizacja - in the middle of nowhere, but... Taka oferta w takiej cenie to niestety jak najdalej od miasta, chociaż i tak nie jest źle: Szwajcaria ma świetną infrastrukturę zarówno transportu publicznego jak i autostrad, więc bez auta także można przebierać w stajniach, bo przystanki "czegokolwiek" będą w miarę blisko. A że i mieszkać poza miastem też jest korzystniej to de facto mam do stajni rzut beretem z domu.


A teraz lista stajni ze zdjęcia, od dołu do góry, kantonami:

 

Genewa

Laconnex
Manège & Poney Club de la Gambade
http://www.lagambade.com/ 

Centre hippique de la Chaumaz Sàrl

Manège d'Onex

Manège des Hauts de Corsinge

Poney Club de Presinge

SA la Pallanterie - Manège de Gèneve

 

Vaud

Manège de la Sallivaz

Manège de Maison Neuve

Ecurie Denogent

Begnins
Manège de Begnins

Manège Chalet-à-Gobet
Ecurie de la Prélaz

Manège de la Vallée

Ecuries de la Rossat SA

Manège de Sassel

 

Fribourg

Horse Lodge

Centre équestre d'Yverdon-les-Bains

Houteville
Centre équestre du Plan

Centre équestre d'Ependes

Ecurie Dolivo

 

Jura

Manège de Reussilles


A już tak na marginesie - konie tu są wszędzie ;). Jak szukaliśmy mieszkania pod Genewą, to na 12 oglądanych, przy 4 była jakaś stajnia "przez płot".