Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening. Pokaż wszystkie posty

Jak pracować nad galopem?

/ source: https://www.pinterest.fr/pin/541487555171332676/
Twój koń czterotaktuje? Boisz się galopować? Koń traci równowagę? Wpada łopatką / kładzie się w zakrętach? Pędzi? Uwala się na wędzidle? Masz wrażenie, że "zabrnąłeś w kozi róg" i nie możesz pójść dalej do przodu? A może po prostu potrzebujesz inspiracji do samodzielnych jazd? W tym artykule nie będę się skupiać na oczywistych oczywistościach, czyli bezwzględnej potrzebie prawidłowego dosiadu - usiądź w siodło i czytaj dalej ;), czyli tips & tricks do pracy z koniem.

Już na wstępie muszę wyraźnie zaznaczyć, że nie jestem ekspertem w sumie w żadnej dyscyplinie jeździeckiej. Nigdy nie miałam wystarczających środków żeby ten sport sensownie uprawiać i jak tylko osiągnęłam poziom ogarniętego podróżnika, aby zarobić na jazdy czy treningi - dostawałam do jazdy "trudne" lub młode konie, bądź pomagałam swoim instruktorom i trenerom w prowadzeniu jazd. Przewinęłam się przez różne stajnie, dzierżawy, luzakowanie, nawet zdecydowałam się na zdobycie doświadczenia zagranicznego - gdzie także miałam do czynienia głównie z końmi do zajeżdżenia i młodymi. Swojego konia też nie wybrałam do końca świadomie (gdybym wiedziała to co wiem dziś) i posiadłam zwierzę praktycznie surowe i nieidealne, mimo to o wielkim sercu i niemałym potencjale. Wiele z mojego rozwoju jeździeckiego musiałam bazować na wszystkim co dało się przeczytać, obejrzeć i sprawdzić samodzielnie w praktyce. (Choć między bogiem a prawdą, umiejętność samodzielnego wyczucia, intuicji i zastosowania wiedzy w praktyce jest jednym z ważniejszych aspektów jeździectwa i 100% jazd z trenerem nie daje nam gwarancji sukcesu. Ja jeżdżąc z trenerem się gubię i spinam, a niektórzy mają tak bez trenera ;) . Niemniej odpowiedni trener to katalizator rozwoju, czyli pozwala szybciej dojść do pożądanych efektów i pokazać nam to, co tym efektem być powinno, tak aby unaocznić nam cel pracy.)

Przygoda z moim zwierzem była dość koślawa, ponieważ wyszły nam już od momentu zajeżdżenia różne problemy zdrowotne i bardziej lub mniej udane próby konsultacji z różnymi trenerami. Ze względu na to musiałam się nauczyć także brać pod uwagę jego szczególne potrzeby i możliwości. Ze względu też na to i może też na moją mentalność jeździecką najbardziej pasowały mi treningi z WKKW-istami. Jazdy z ujeżdżeniowcami kończyły się na absolutnej frustracji i blokadzie konia (rudy, elektryczny, silny i nadambitny charrakter ;) - np. stawanie dęba zamiast stój), a skoczkowie nie mieli za dużo do powiedzenia na temat ujeżdżenia...

Wracając do meritum, jednym z naszych największych problemów był galop i dochodząc w końcu do wstępnie satysfakcjonującego jego poziomu, chciałabym się podzielić moimi przemyśleniami na temat najbardziej uniwersalnego i elementarnie kompleksowego sposobu pracy nad tym chodem.

Nie mamy niestety nic wspólnego z galopem ze zdjęcia powyżej, choć użyłam go, bo jest to moje ulubione zdjęcie "z internetów", dobitnie (nawet dla laików) prezentujące uphill. Marzy mi się aby któregoś dnia taki galop osiągnąć z tym konkretnym zwierzem, choć z dużym prawdopodobieństwem pozostanie to w strefie marzeń. Najważniejsze jest aby wyraźnie wiedzieć do czego się dąży.

Poniżej krok po kroku omówię najważniejsze elementy pracy nad galopem, które mogą Tobie pomóc zmienić zwierzaka z jazdy na jazdę. Rozwiną jego równowagę, posłuszeństwo, gibkość i miękkość (pod warunkiem przynajmniej w miarę poprawnego wykonania; nieprawidłowe doprowadzi do skutków odwrotnych) - jednym słowem pora by galop był przyjemnością, a nie walką o przetrwanie między koniem a jeźdźcem, a tak to bardzo często wygląda.

1. Galopuj do przodu!

Nic nie zrobisz z galopem... którego nie ma. Koń musi żywo i chętnie galopować, jakkolwiek, ale musi mieć tzw. dążność naprzód.

Buń był przypadkiem konia, wcale nie rzadkim, który pod jeźdźcem stęp miał bardzo leniwy (na szczęście obszerny), kłus pędzący, a galop... nie istniał. Upchnięcie go do galopu, 3 foule i gasł. Chody czterotaktowe są chodami trudniejszymi od dwutaktowego kłusa, więc kłus de facto jest najłatwiejszym chodem i dla konia i do pracy. Szczególnie konie młode, bez równowagi, albo nie będą w stanie ani się pchnąć ani ogarnąć swoich kłączy, albo tracąc równowagę będą "uciekać", "pędzić", "potykać się".

W efekcie pierwsze pół roku spędziliśmy dosłownie w terenie.

Pracując przy młodziakach także, jak tylko zaakceptowały sprzęt i jeźdźca - tereny i tor.

Na tym etapie nie interesuje nas ustawienie, "kadencja", nawet gimnastyka niekoniecznie - JAZDA DO PRZODU, ŻYWO! 

Rada nr 1: tereny, tor, otwarta przestrzeń - przede wszystkim jazda do przodu.

Boisz się, że Cię poniesie? No cóż, zdecydowana większość koni leniwych i/lub bez równowagi nie ponosi - nie mają do tego siły ani chęci. Raczej będziesz potrzebował "szybkiego, doświadczonego kolegi", który narzuci odpowiednie tempo. Mój w pierwszych samodzielnych terenach w reakcji na łydkę do kłusa lub galopu się... cofał. Dopiero rozbujało go ściganie się po łąkach, jak raz złapał wiatr w grzywę tak od tamtej pory w końcu jest koniem do przodu. Klepki znalazły swoje końskie miejsce :).

Masz doświadczonego konia, który nie idzie do przodu? A zagalopuj i rzuć, dosłownie RZUĆ wodze i zobacz co się dzieje. Żyjesz? No to najpierw odblokuj swoją głowę takimi właśnie luźnymi galopami bez oczekiwań. A może koń nie galopuje i przy tym jest ciężki na ręku? Jak rzucisz wodze takiej taczce betonu, to ... przestanie galopować, bo łapie równowagę na Twoich rękach! To Ty go cały czas blokujesz. Rada jw.

Polecam fragment 3:16-3:26


2. Reakcja na pomoce.

Kolejny etap lub problem to brak reakcji na pomoce.
Prawidłowa jazda, to jazda, która nie wymaga od nas nadludzkiego wysiłku. Im mniej się męczymy jeżdżąc, tym lepiej nasz koń reaguje na to, co od niego chcemy i tym więcej możemy z nim zrobić. Jeśli po dwóch kółkach galopu nie masz już siły, jeśli na myśl o zrobieniu czegoś więcej niż galopowaniu na wprost zgrzytają Ci zęby z wysiłku - tak nie może być.

Koń musi dynamicznie reagować na dosiad i lekką łydkę. Aby to osiągnąć trzeba zacząć bądź wrócić do wymagania wyłącznie podstawowych, prawidłowych reakcji na pomoce. Przejścia, przejścia, przejścia.

Mniej więcej od 5:00 :

Tak samo jak wymagasz (jw.) reakcji na pomoce do przodu, tak samo wymagaj reakcji na pomoce wstrzymujące. Najpierw wykonaj delikatny sygnał, przy braku reakcji wykonaj dynamiczny aż do osiągnięcia zamierzonego efektu i odpuść, pochwal konia. Stopniowo koń powinien być coraz delikatniejszy w reakcji jeśli nie zapomnimy, że zanim wzmocnimy sygnał, najpierw wymagamy reakcji na delikatny. Konie dla których jest to nowość, które nie są z natury elektryczne, będą potrzebowały przypomnienia bardzo często, możliwe że stanie się to treścią wielu kolejnych treningów, a każdy późniejszy będzie musiał się od takiego przypomnienia o pomocach zaczynać. Nawet konie na wysokim poziomie potrzebują od czasu do czasu przypomnienia o reakcji na pomoce.

Pamiętaj - nie ma czegoś takiego jak pompowanie konia, ciągłe stukanie łydką. Koń "raz uruchomiony" sygnałem ma się poruszać samodzielnie, zamknięty na pomocach, ale bez naszej ciągłej aktywności. Nie możesz biegać za konia siedząc mu na grzbiecie, chyba że się zamienicie ;).

To samo dotyczy pomocy wstrzymujących - nie możesz ciągle wisieć na wodzach oczekując ciągłego hamowania. Spróbuj w takim razie jeździć samochodem na ręcznym hamulcu ;). Jeśli czujesz, że koń nie reaguje na półparady bądź parady - rób przejścia do bólu, do skutku i nie raz na cały plac, tylko nawet kilka razy na jednej ścianie. Na początku nie muszą być "piękne" - oczekuj przede wszystkim reakcji. Jak już będziesz mieć reakcję, to resztę bardzo szybko doszlifujesz. Jeśli masz konia wyjątkowo opornego na pomoce wstrzymujące, a do takich zalicza się między innymi i mój - huśtawka. Np.: stęp-stój-> dobra reakcja, znowu stęp -> zła reakcja, cofnięcie i stęp; kłus-stój -> dobra reakcja, kłus -> zła reakcja, cofnięcie i kłus; galop-stój/stęp -> dobra reakcja -> galop lub długa wodza -> zła reakcja, cofnięcie i galop. Dla mojego konia stanie w miejscu i cofanie to rodzaj "kary", bo woli pozostawać w ruchu, więc najlepsza nagroda dla niego, to ruch naprzód na luźnej wodzy. Za każdym razem oczekuj coraz delikatniejszych reakcji, a żeby koń delikatnie reagował - ty musisz delikatnie działać.

Jak już masz dobre reakcje na pełne przejścia, zacznij półparady. Polecam filmik poniżej.


Koń idący do przodu i dobrze reagujący na pomoce to już naprawdę duża porcja sukcesu. Taki galop jest pod kontrolą, dzięki przejściom rozwija u konia równowagę, zaangażowanie końskiego zadu i pleców. Dzięki dobrze przepracowanym tym dwóm punktom koń może zaproponować nawet początki zebrania.
 
3. Miękkość.

Ok, koń już super idzie do przodu, jesteśmy w stanie go wydłużyć, skrócić, przejść do kłusa, stępa albo i zatrzymać z tego naszego galopu. Wydawałoby się, że cóż można chcieć więcej? No cóż, na pewno gdzieś tam po drodze realizowania wyżej wymienionych punktów zdarzyły się i koła i zakręty, ale pewnie nie były idealne, nie? Im mniejsze koło, tym bardziej koń się kładł w zakręcie, albo wpadał łopatką i tracił równowagę, usztywniał. Albo tak długo jeździliście po całym placu, że nie reaguje zbyt dziarsko na próbę jakiegokolwiek innego manewru niż jazda na wprost?

Skoro mamy dążność na przód i reakcję na pomoce, pora na uelastycznienie i zmiękczenie konia, co też wpłynie potem na możliwość ustawienia i zebrania w tym "nieszczęsnym" galopie.

Praca nad galopem zaczyna się już w stępie. Jeśli w niższych chodach jesteś w stanie poprawnie zrealizować woltę, łopatkę, zad do wewnątrz - wprowadź to w galopie pamiętając, że koń ma się zgiąć w żebrach, a nie w szyi. Ponadto, im delikatniej koń reaguje w niższych chodach na pomoce do ww. ćwiczeń tym delikatniej będzie na nie reagował w galopie.

"Pilates w galopie".
Dzięki uelastycznieniu bocznemu konia, będzie nam się dużo przyjemniej jeździło na wprost (koń będzie ćwiczył mięśnie, które ułatwią mu później wyprostowanie, a dzięki większemu zaangażowaniu zadu i pleców oraz większemu rozluźnieniu będzie bardziej miękko nosił) i lżej manewrowało w galopie. Masz problem z wyjechaniem narożnika w galopie? Koń się usztywnia i przyspiesza? Zmienia nogę, krzyżuje? Spróbuj wjechać w zakręt łopatką. Długo moim złudnym panaceum na problemy w zakrętach było skracanie konia, w efekcie traciliśmy rytm, dynamikę, jazda nie była równa, płynna. Łopatka nie tylko pozwoliła nam wypracować zgięcia w zakrętach, ale też spowodowała, że koń jeszcze bardziej podstawił zad i zrobił się bardziej miękki w pysku.





4. Różnorodność.

Nie rób codziennie tych samych ćwiczeń. Mój koń robiąc codziennie to samo frustruje się i nudzi i zaczyna zgadywać zamiast słuchać.

Jeśli jednego dnia stawiałeś wysokie wymagania i miałeś dość ciężki trening, następnego dnia najlepiej będzie pojechać na luzie w teren albo zrobić sobie lekką lonżę. Jeśli ciągle depczecie kapustę - zróbcie sobie dzień "zabawy z drągami", galopy kondycyjne lub mini przeszkody do skakania. Nawet jeśli nie umiesz skakać, potraktuj to dla siebie i dla konia jako zabawę (każda krowa skoczy te 50cm, c'mon).

Przy tych wszystkich naszych wysiłkach treningowych nie zapominajmy, że to ma być przede wszystkim fun :).

/

Niepoprawne politycznie przemyślenia co do treningu skokowego koni

/

Od kiedy pamiętam wpajano mi, że ujeżdżenie jest matką dyscyplin i że koń i jeździec jadący klasę x powinien jeździć ujeżdżenie na poziomie wyżej. Nadal się z tym zgadzam jako ideą i wprowadzam ją w życie w swoim wypadku, niemniej po latach doświadczeń i obserwacji dochodzę do wniosku, że jest to po prostu sympatyczna utopia wtłaczająca wielu jeźdźców w zamknięte koło samoniezadowolenia zamiast samodoskonalenia.

Wielu powie "co ta laska niewiadomo skąd gada". No cóż, może osobiście nie wdrapałam się na jeździeckie szczyty i jak wielu mam dobre alibi, niemniej: po maturze podreptałam do Irlandii, jako "bereiter" i luzak, zobaczyć ten "wielki zachodni świat" (do ostatniej chwili rozważałam też stajnię holenderską, ale trudniej było się z nimi dogadać) i pracując przy koniach doświadczyć się w może nowych, lepszych metodach treningowych, podpatrzeć lepszych jeźdźców; ponadto mam swoje kopyta niestety także z wieloma przygodami, w każdym razie raczej robimy dobre wrażenie na osobach postronnych; podglądam skrycie świat jeździecki w Szwajcarii i bywa że na youtube - np. filmiki treningowe, wśród których wiele jest niestety nic nie warta. Często filmiki treningowe pokazują niekompetencję jeźdźca lub jego chęć lansowania się zamiast realny aspekt treningowy... Po Irlandii moje wyobrażenie o "wielkim, zachodnim, jeździeckim świecie" runęło. Szara rzeczywistość jak wszędzie, a ja okazałam się świętym graalem w środowisku irlandzkich skoczków, bo "to ta co umie w ujeżdżenie".

Nie rzucam nazwiskami, żeby nikogo nie obrażać, ale uwierzcie mi, że wielu jeźdźców z czołówek - niezależnie, czy to kadra juniorów czy seniorów czy nawet 5* zawody - nie ma zielonego pojęcia o ujeżdżeniu. Jedni się tego trochę wstydzą, inni tak bardzo nie lubią ujeżdżenia, że mają to gdzieś. Wydaje się to być niewyobrażalne, bo przecież każdy "ujeżdżeniowy trik" czy ćwiczenie wpływa chociażby na jezdność konia, co jest coraz bardziej istotne przy tak wysoko zaawansowanych technicznie zawodach jakimi się progresywnie stają zawody skokowe, a najmniejszy błąd nie spowoduje, że spadnie nam berecik tylko wywoła realne zagrożenie życia...

Zapytacie, jak to jest możliwe, że ktoś kto nie ogarnia ujeżdżenia może zajść nawet na sam szczyt w skokach? W takim razie gdzie tkwi sedno treningu konia skokowego?

Między bogiem a prawdą koń skokowy MUSI:
- dodawać (w każdym chodzie)
- skracać (w każdym chodzie)
- sprawnie zmieniać nogi
- być zwrotnym
- lubić skakać
- wydajnie galopować 

Dodawanie, skracanie i zmianę nóg, dla wybitnych antytalentów pracy na płasko, można wyćwiczyć na drągach i przeszkodach. Wydajny galop można uzyskać między innymi galopami kondycyjnymi. W sumie to wszystko to też są elementy ujeżdżenia w kontekście definicji, ale często nie są ćwiczone tak jak zrobiłby to jeździec ujeżdżeniowy.

Do zwrotności wystarczy powyginać konia na boki (nie zawsze da się to nazwać np.: łopatką, a przynajmniej w wykonaniu skoczków jest ona często daleka od dresażowego ideału, tyle że dla skoczka to nie łopatka jest celem samym w sobie, a uelastycznienie konia - więc mamy gdzieś jak to finalnie wygląda; często też widzi się jazdę w odwrotnym ustawieniu w ramach tego typu ćwiczeń), jeździć serpentyny i ósemki pilnując równowagi.

Lubić skakać - można w koniu to wywołać, ale end of day musi mieć do tego po prostu serce i predyspozycje. Trenując konie do skoków najważniejsze, co pozwala je "bezstresowo" przekonać do "wesołego", "chętnego" skakania, to:
- kończyć trening na niezmęczonym koniu,
- po każdym skoku nagradzać głosem, dotykiem, (pamiętaj, że większość błędów popełniłeś Ty, a nie koń, a większość koni nie robi błędów celowo, więc dopóki nie są to poważne problemy, nie można za nie konia karać, można za to powtórzyć aż skok będzie czysty)
- pozwolić się wybrykać, wybiegać w trakcie skoków (pod kontrolą ofc). Nigdy swojego zwierza nie barowałam, nie rozpędzałam na przeszkody - żadnych specjalnych technik poprawiania skoczności poza uspokajaniem i utrzymywaniem rytmu ;) - po prostu siedzę i mu nie przeszkadzam (no dobra, czasem przeszkadzam, ale staram się nie), a jego zapał do skoków jest jak na zdjęciu do tego postu.

I dlatego właśnie za wiele od skoczków na temat treningu skokowego nie usłyszycie, bo w skokach ogromną rolę odgrywa instynkt, wyczucie, zaufanie do konia, samodzielne MYŚLENIE przez konia (co jest ograniczane w ujeżdżeniu, a ćwiczone w skokach) i tzw. "po prostu siedź". Tak naprawdę skoczek często lepiej wie jak rozstawić drągi i przeszkody, żeby poradzić sobie z problemami "ujeżdżeniowymi" niż jak je rozwiązać na płasko. Lepiej, wielu skoczków zagranicznych rzadko skacze w domu, bo praktycznie co tydzień są na zawodach i obskakują konie na zawodach...

Wielu koniom skokowym przydałoby się więcej ujeżdżenia niż widzimy - chociażby dla ich zdrowia, kręgosłupa, lepszej równowagi, ROZLUŹNIENIA (o którym wielu skoczków zapomina), ale np. w Szwajcarii tym koniom, które widziałam, krzywda się nie dzieje, a jeździec może ujeżdżeniowcem nie jest, ale tzw. "przyjemnym podróżnikiem". Gorzej wyglądało to w Irlandii, gdzie wtedy było 8x więcej koni niż ludzi na wyspie i obrazki par jeździec-koń czasem przerażały...

Najważniejsze u jeźdźca skokowego, to:
- mieć dobrą równowagę,
- nie klepać się po siodle (czyli opanowany dosiad we wszystkich klasycznych wariantach)
- lekka ręka - czyli stabilny, lekki kontakt, podążający za głową konia
- umiejętność oceny odległości, swoich i konia możliwości

Reszta przychodzi właściwie sama lub w ramach rozwiązywania szczegółowych problemów. No cóż, gdyby jeździectwo było takie proste jak to opisałam powyżej, to nie byłoby jednak tak rozbudowaną dziedziną. W każdym razie biorąc poprawkę na sporą dozę generalizacji pryncypia prezentują się według mnie jak wyżej.

A teraz pewnie mogę się schować do piwnicy zanim zjedzą mnie inni koniarze ;).

Po co Ci koń w Szwajcarii?? Czyli trochę faktów i mitów o posiadaniu konia.

/

Jest to najczęściej zadawane pytanie gdy ktoś się dowiaduje, że mam konia. I to jeszcze w Szwajcarii...

Jak wszędzie - nie jest to tania zabawa, choć w stosunku do nieoficjalnej minimalnej płacy i siły nabywczej pieniądza paradoksalnie nie jest zabójczo drogo.

To po co mi ten koń? Gdy zależy mi na szybkim zrozumieniu i krótkim tłumaczeniu laikom, mówię:
"Dowiadujesz się, że masz się przeprowadzić i w poprzedniej sytuacji życiowej miałeś psa. Co robisz z psem?"

Oczywiście konie z racji swojego charakteru, gabarytu, ceny, kosztu i komplikacji związanych z utrzymaniem i obrządkiem są dość mocno uprzedmiotowione i zawsze można pomyśleć o sprzedaży, dzierżawie lub oddaniu w trening. Ale nie uniknie się też faktu, że "pańskie oko konia tuczy"

Nabyłam to stworzenie świadomie, z pełną odpowiedzialnością zalet i wad tego rozwiązania. "Koniaruję" już ponad 20 lat i trochę wiem jaka to jest wbrew pozorom łyżka dziegciu do zjedzenia...

Sprzedaż konia z jednej strony rozwiązuje problem, z drugiej strony rozłamuje serce na ćwiartki, a też nie jest taka łatwa. Ponadto czasem długo trwa, szczególnie poza sezonem. Można czasami czekać na kupca miesiącami. W sytuacji przeprowadzki nie zawsze masz na to czas, a oddanie konia handlarzowi nie zawsze dobrze się kończy i także generuje koszty.

Dzierżawa jest wyjściem środka. Stety niestety miałam już doświadczenie z półdzierżawieniem swojego zwierza i wiem, że nie jest on stworzony do takich historii. Nie obwiniam "moich dzierżawców" za nic, a raczej bliżej nieokreślony los i energię, która doprowadzała do różnych chorób i kontuzji... I niestety od znajomych właścicieli także się wiele nasłuchałam historii z pół- i pełnych dzierżaw. Nawet przy najszczerszych chęciach i pełnym miłości sercu dzierżawcy bywa tak, że koń pozostaje "koniem jednego jeźdźca", a równie często tego szczerego serca nie ma i pozostaje "przedmiotem w leasingu", który jak się popsuje, to się zwraca do właściciela. A konie są tak trudne w diagnozowaniu, że potem często ciężko jest znaleźć przyczynę lub winnego i dochodzić swoich racji.

Oddanie w trening brzmi dumnie, ale nadal jest to bardzo tymczasowe i kosztochłonne rozwiązanie. Przecież koń nie będzie się wiecznie trenował za nasze pieniądze, chyba że jesteśmy szejkami arabskimi i naprawdę liczymy na to, że ktoś na tym zwierzaku coś osiągnie za nasze pieniądze...

Sęk w tym, że zainwestowałam w to zwierzę z pasji, a nie z faktu, że mam nieograniczony budżet. Moim życiowym marzeniem było stworzenie duetu marzeń: zajeżdżenie i wytrenowanie konia od zera, własnodupnie, aby z jednej strony w końcu realnie zweryfikować swoje umiejętności oraz aby mieć szansę na dalszy rozwój. Ponadto chciałam móc decydować o swoim i swojego końskiego partnera losie i wytworzyć stabilną relację pełną zrozumienia. Ani trenowanie na obcych koniach ani praca jako bereiter nie dały mi takiej możliwości. Charlotte Dujardin to trochę historia z bajek o księżniczkach... Zdarza się, ale... A też nie ma nic gorszego, gdy po 3 miesiącach Twojej ciężkiej pracy z jakimś zwierzęciem skrzywdzonym przez człowieka dowiadujesz się, że nikt inny poza Tobą w to zwierzę nie wierzy, mimo wyraźnych postępów, więc idzie ono na rzeź...

Jazda konna to nie jest wożenie się na koniku. To właśnie ta relacja między jeźdźcem i zwierzęciem, i to ona jest decydująca, także w zmaganiach sportowych. I to też dlatego w jeździectwie XXI wieku, kiedy to zasady konkursów stały się wyjątkowo wysublimowane, a jeździectwo spopularyzowane, to kobiety zdominowały ten sport, mimo że jeszcze do lat 80 w wielu szkołach jeździeckich odsyłano panny z kwitkiem...

No to pewnie jesteś bogata, bo u mnie/w moim kraju to jest sport elit.
You talking to me? Nie, jestem po prostu zdrowo jebnięta. Też się czasami zastanawiam co ja robię w stajni parkując złomem między SUVami ;).
W Polsce jeszcze tak bardzo tego nie widać, tego sportu elit, bo u nas do niedawna "wszyscy mieli po równo" poza wyjątkami, a wiele stajni było państwowych (wraz z prywatyzacją zaczęła się elitarność) i rzeczywiście, jak ktoś coś robił, to robił to z pasji. Za granicą chyba jest mniej takich osób, które wiele sobie odmówią dla pasji, choć spotkałam osoby o takim profilu. Ale raczej po prostu aż tak bardzo tego nie widać, bo tu z założenia jak masz pracę, to na wiele Cię stać. Nie to co w Polsce, że masz pracę i dalej dziadujesz. Niezależnie od tego jaką.

No i wisienka na torcie w kontekście dylematu: koń w CH czy koń frontalier?
W każdym kraju stajnia to swojego rodzaju społeczność. Jeśli chcesz tu znaleźć pracę, nawiązać znajomości itd., to lepiej trzymać kopyta w Szwajcarii ;). Szwajcarzy są w Romandii niestety mniejszością populacji i już sam fakt, że jakichś się poznało (nie mając np. partnera Szwajcara), to jak zdobycie Nobla :D.

W ramach podsumowania mogę powiedzieć tyle, że dopóki mam dach nad głową i miskę, to moja osoba jest w pakiecie z kopytami i mniej ekstrawaganckie pomysły na życie przemyślę w ramach kryzysu lub kolejnych generalnych zmian. Nie ukrywam, że jak bym zaczęła myśleć o dziecku, to niestety z koniem musiałabym się co najmniej rozdwoić... Na razie wiele zawdzięczam temu zwierzęciu - między innymi zweryfikowanie toksycznych związków i znalezienie tego jedynego (żaden nie był koniarzem) i ogólne przewartościowanie życia, więc ta relacja jest obarczona zbyt wielkim ładunkiem emocjonalnym, absolutnie nieracjonalnym.

Zasady poruszania się po ujeżdżalni po szwajcarsku...

/pexels
Moje spostrzeżenie może być na razie niemiarodajne, bo nie ruszyłam się poza swój pensjonat na razie, ale na pewno ciekawe.

W jeździeckim świecie podstawy poruszania się po placu do jazdy, gdy jest więcej koni, są następujące:
- mijamy się lewą ręką (ruch prawostronny)
- wyższy chód ma pierwszeństwo (czyli kłusujący ustępuje galopującemu, a stęp z zasady na drugim śladzie)
- jeździec na pierwszym śladzie/jadący na wprost przed jeźdźcem wykonującym figurę
+ wchodząc na halę trzeba o tym fakcie uprzedzić aby jeźdźcy na płochliwych koniach mogli się przygotować na ewentualne atrakcje

W Polsce też normalnym jest, że każdy jeździec łamiący te zasady zostanie srogo zrugany i dogłębnie wyedukowany o "mojszej racji" bardziej ogarniętych lub bardziej kłótliwych jeźdźców.
Jedynym odstępstwem od tych zasad jest sytuacja, w której wśród jeżdżących jest ewidentnie słabszy jeździec, słabiej panujący nad swoim wierzchowcem, i wtedy się mu ustępuje, po prostu.

Zasady poruszania się na placu w Szwajcarii?

Eeeee... istnieją?

Nie wiem na ile to wpływ francuskiego luzu, a na ile faktu, że w obecnej stajni mam raczej dobrych jeźdźców, ale:
- na prośbę o wytłumaczenie mi tutejszych zasad/regulaminu stajni rozkładają ręce (może są dla nich tak oczywiste, że aż nieświadome)
- ani razu nie miałam kolizyjnej lub konfliktowej sytuacji, a ruch na placu przebiega płynnie
- zasady ręki i chodów prawie w ogóle nie mają znaczenia
- nikt nie uprzedza o zamiarze wejścia na halę, nikt nie pilnuje psów, nikt nie narzeka na to, że tuż koło placu potrafią się dziać dziwne, nagłe, hałaśliwe, przeszkadzające teoretycznie treningowi sytuacje (tuż za drzwiami jest warsztat przyczep).

To są jakieś zasady?
Jedyna logika jaka rządzi tym, co się dzieje w stajni to ... zdrowy rozsądek.

Na hali mijamy się tak jakie mamy możliwości - komu będzie wygodniej, szybciej.

Hałas różnych maszyn, spawarek, czy rozsuwanych drzwi do hali też jest normalnym zjawiskiem, a konie mają się do niego przyzwyczaić. Jak wyjedziesz na zawody będzie gorzej. Jeździec jak nad koniem nie panuje, to niech się weźmie za lekcje jazdy konnej i odda niepokornego wierzchowca komuś, kto sobie z nim poradzi, w trening.

Kropka, po żołniersku.

Jedyną nieprzyjemną sytuację miałam, gdy na hali była osoba bawiąca się w naturals i sznurki mimo ogólnego zakazu lonżowania na placach (no niby nie lonżuje, ale...). Bardzo ją lubię, bo jest sympatyczna, ludzka, pomocna, ale niestety ... nieświadomie przeszkadzająca, choć stara się nie. Ona + sznurki + koń tworzą zestaw zajmujący przestrzeń 3 koni w zastępie, a na hali dodatkowo są rozstawione przeszkody... (Co robi z koniem? Absolutnie nie mam pojęcia. Coś, co dla klasyka wygląda jak jakiś totalny bezsens, ale każdy lubi, to co lubi, skoro ma z tego przyjemność...)
Możecie sobie wyobrazić jak trudno się wtedy manewruje, szczególnie z koniem, który ze względu na oblodzenie nie wychodzi na padok (jak i większość) i para bucha mu uszami. Mimo że pierwsza wjechałam na linię prostą, to z krótkiej ściany z naprzeciwka wjechała mi druga galopująca osoba. Niby z pierwszeństwem, ale skoro obowiązuje logika i ja prawie cwałuję, to zanim wjechała na tę ścianę, to mogła się rozejrzeć i zobaczyć, że nawet jak bym chciała, to nie miałabym jej gdzie zjechać, bo mijam "sznurki" i jedzie na elegancką czołówkę xD. Nic to, moje konisko na szczęście głupie nie jest, a i zwrotność w awaryjnych sytuacjach ma dobrą, więc jakimś bliżej nieokreślonym półpiruetem wybrnęliśmy z sytuacji xD.

Jeździcie za granicą? Jakie różnice między polskimi zwyczajami zasad a zagranicznymi widzicie?

Jak znaleźć stajnię w Szwajcarii?


Pensjonaty to udręka każdego posiadacza konia, szczególnie w Polsce. A jak znaleźć rozsądny pensjonat w Szwajcarii? Można Googlować, ale przy mojej podstawowej znajomości francuskiego i biegłej angielskiego nie szło mi to za dobrze. W Polsce cudownym rozwiązaniem jest mapa wszystkich stajni w PL na re-volcie, która pokrywa się z rzeczywistością spokojnie w 90% (czyli, że większość stajni tam jest i dane są w miarę aktualne). W Szwajcarii takiego rozwiązania nie znalazłam, choć znalazłam takowe na Francję, ale chyba niezbyt rzetelne.

To jak szukać?
Miałam to szczęście, że przed przeprowadzką wybraliśmy się na weekend do Genewy i fart chciał, że tuż przy naszym hotelu był sklep jeździecki Felix Bühler. Niewiele myśląc wstąpiłam tam i zapytałam, czy są w stanie polecić jakieś stajnie. Co by nie mówić, ale sklepy jeździeckie to najczęściej kopalnie wiedzy, a środowisko jeździeckie jest na tyle hermetyczne, że wszyscy wszystko wiedzą.

Bingo! Przemiłe Panie pokazały mi mapę rekomendowanych stajni:
Mapa prezentuje stajnie rekreacyjne i sportowe w rejonie Genewy, Vaud, Fribourg, Jura. Jeśli masz się gdzieś tu przeprowadzić, to będzie bardzo pomocna. Książeczka ta zawierała mapę całej Szwajcarii, ale reszta kantonów mnie nie interesowała. Jeśli szukasz w innym kantonie, to zawsze możesz zadzwonić lub przejść się do ww. sklepu i zapytać. Widoczne na zdjęciu stajnie wypiszę na końcu posta dla łatwiejszego przeszukiwania.

A teraz, jak przeprowadzić konia i nie zbankrutować?
Po pierwsze: nie przeliczaj kwot na złotówki. Z założenia trzeba przyjąć, że tutaj ceny są jak w Polsce... tylko w innej walucie. Jeśli coś w Polsce kosztuje 100 PLN, to tu może kosztować 100CHF. Tylko zarobki są inne i poziom życia i usług też. Lepiej przyjąć punkty odniesienia.

Jeżeli szukasz stajni z dobrą infrastrukturą i opieką, BEZ ZŁOTYCH KLAMEK, ale też bez kompromisów, to musisz przyjąć budżet +/- 1000 franków. Przy czym w Polsce w okolicach Warszawy podobny standard uzyskasz w granicy 1200-2000zł i też może się okazać, że nie jest różowo.

Dhogo! Jakie punkty odniesienia, Pani! A no takie, że w Polsce minimalna płaca to około 1300zł netto i tyle kosztuje przeciętna stajnia; a średnie zarobki w okolicy Warszawy to około 3500. W Szwajcarii płaca minimalna to 2200 franków a 2000 franków na rodzinę to granica biedy. Czyli pensjonat dla konia kosztuje połowę lub mniej niż połowę płacy minimalnej!! A średnia pensja w CH to ponad 5 000 franków netto...

Są droższe i ekskluzywne pensjonaty, są tańsze i wątpliwe pensjonaty. Trzepiąc internety zauważyłam, że dość modny jest tu chów wolnowybiegowy (klimat jest zdecydowanie łagodniejszy niż w Polsce). Jest też sporo stajni bez specjalnej infrastruktury. Takie stajnie zaczynają się od 600-700 franków, ale jeśli masz taki budżet, to lepiej pomyśleć o dużo lepszej stajni we Francji/Niemczech/Włoszech - w zależności od rejonu, w który trafisz. Niemcy wypadają w tym zestawieniu najkorzystniej, bo tam rynek jeździecki jest tak wysoko rozwinięty, że czasem bardzo wypasione stajnie potrafią być tańsze albo porównywalne z polskimi cenami.

Nie ma tego złego. Może na początku cena stajni w Szwajcarii boli, ale tutaj zdecydowanie wiesz za co płacisz. Zanim podjęłam decyzję o wstawieniu się w obecny pensjonat porównywałam trzy stajnie w tej okolicy i wszystkie w sumie miały porównywalny standard.
Decyzja zapadła ze względu na:
- aspekty komunikacyjne - manager obecnej stajni dobrze mówi po angielsku i jest responsywna,
- cenę - wypada trochę taniej niż pozostałe i ma więcej usług "w cenie"
- dostępność - rezerwowałam boks półtora miesiąca wcześniej i zagwarantowali mi miejsce bez opłat/umów itd.

To jaki jest ten podstawowy standard?
- boksy w zwykłej stajni murowanej (tańsze) lub boksy z zewnętrznym padoczkiem (za lekką dopłatą)
- ścielenie słomą, trocinami lub pelletem; dwa ostatnie za lekką dopłatą (w Polsce jak się chce coś innego niż słoma, to najczęściej trzeba organizować samodzielnie, a i najlepiej sprzątać samodzielnie, bo stajenni nie wiedzą jak utrzymać czystość na innym podłożu)
- zielone padoki - w większości stajni trzeba dopłacić za padokowanie lub padokować samodzielnie, w stajniach blisko miasta lub w mieście może zielonych padoków w ogóle nie być; w obecnej w pakiecie mam padokowanie 1,5h dziennie bez weekendów, indywidualnie i wybrałam boks z padoczkiem, więc koń wychodzi się wietrzyć kiedy chce. ŚWIETNE rozwiązanie. Jeśli miałabym trzymać konia w zamkniętym boksie i dopłacać za padokowanie np. cały dzień lub chociaż pół dnia, to bym popłynęła z kasą, a tak w sumie wychodzi taniej jak dopłacisz za boks z padokiem.
- opieka - przegenialna - gdy mój koń stwierdzi, że weźmie prysznic na deszczu stajenni zdejmują mu derkę jak przemoknie!!! Nie ogarniam tego konia, nigdy nie lubił wiatru ani deszczu, a tu kozaczy... Niemniej za derkowanie na życzenie trzeba dopłacić, ale zdroworozsądkowe rzeczy wykonują sami bez pytania i proszenia i tłumaczenia.
- karmienie zgodnie z zaleceniami - I mean it! W Polsce stajnie mówią, że karmią zgodnie z wytycznymi, a byłam już w 8-iu i tylko w 2 rzeczywiście tego pilnowali... Tutaj jak powiedziałam, że jak mnie nie ma (bo i tak przygotowuję jedzenie sama w pudełkach), to mają dać pół miarki owsa czyli +/- 300g, to KUPILI SPECJALNĄ MIARKĘ do odmierzania 300g <wow!>; jak powiedziałam że przepraszam, że pudełka są po polsku, nie zdążyłam zmienić opisów, ale żeby dawali po kolei (1,2,3) to ani razu się jeszcze nie pomylili! A we wszystkich stajniach, w których byłam, mimo że pudełka są opisane imieniem konia, porą karmienia i cyferkami, to zawsze się mylili, albo O ZGROZO! inny koń dostawał moje pudełka :/
- karmienie czym chcesz - moja obecna stajnia w cenie oferuje musli, owies, jęczmień, mesz, sieczkę, świetnej jakości siano w opór, kiszonkę, wysłodki... czego tylko dusza zapragnie. Co prawda nie przekonałam się jeszcze do musli Purina, ale jak dają za darmo... ;)  Zdecydowanie kocham nasze polskie, swojskie Pro-linen, ale sprowadzanie paszy odłożę na później, bo muszę jeszcze ogarnąć cło.
- infrastruktura - karuzela, lonżownik, pełnowymiarowa hala z kwarcem i lustrami, ogromny plac z kwarcem. Wszystko codziennie nawadniane i równane (z tym też jest w Polsce problem). Komplet przeszkód.
- lokalizacja - in the middle of nowhere, but... Taka oferta w takiej cenie to niestety jak najdalej od miasta, chociaż i tak nie jest źle: Szwajcaria ma świetną infrastrukturę zarówno transportu publicznego jak i autostrad, więc bez auta także można przebierać w stajniach, bo przystanki "czegokolwiek" będą w miarę blisko. A że i mieszkać poza miastem też jest korzystniej to de facto mam do stajni rzut beretem z domu.


A teraz lista stajni ze zdjęcia, od dołu do góry, kantonami:

 

Genewa

Laconnex
Manège & Poney Club de la Gambade
http://www.lagambade.com/ 

Centre hippique de la Chaumaz Sàrl

Manège d'Onex

Manège des Hauts de Corsinge

Poney Club de Presinge

SA la Pallanterie - Manège de Gèneve

 

Vaud

Manège de la Sallivaz

Manège de Maison Neuve

Ecurie Denogent

Begnins
Manège de Begnins

Manège Chalet-à-Gobet
Ecurie de la Prélaz

Manège de la Vallée

Ecuries de la Rossat SA

Manège de Sassel

 

Fribourg

Horse Lodge

Centre équestre d'Yverdon-les-Bains

Houteville
Centre équestre du Plan

Centre équestre d'Ependes

Ecurie Dolivo

 

Jura

Manège de Reussilles


A już tak na marginesie - konie tu są wszędzie ;). Jak szukaliśmy mieszkania pod Genewą, to na 12 oglądanych, przy 4 była jakaś stajnia "przez płot".