Czy warto odwiedzić słynne Interlaken? Jakie atrakcje wybrać?

/Iseltwald

Rozluźnienie restrykcji związanych z covidem i bardziej elastyczny sposób pracy zachęcił nas do "prison break" aktywności czyli - jedziemy w Szwajcarię! W tym artykule chciałabym Wam zaprezentować czy Interlaken i jego okolica są warte swojej sławy i zebrać w jednym miejscu wyniki własnych poszukiwań atrakcji.

Wycieczkę do Interlaken chciałam zaplanować już od dawna. Paradoksalnie, najczęściej podróżujemy, gdy mamy do tego okazję, czyli np. odwiedzają nas goście albo jest jakiś festiwal, albo jak z St. Gallen - jedziemy obejrzeć samochód. Berno np. zwiedzaliśmy już wielokrotnie przy okazji załatwiania spraw w ambasadzie. Poniżej dla ciekawskich załączam orientacyjną mapkę gdzie nas nie było ;), którą zrobiłam "przy okazji" dla koleżanki, żeby łatwiej było nam planować wspólne podróże, chociaż i tak jest bardzo niedokładna.

/na żółto miejsca "przelotem"

Tak naprawdę Interlaken mieliśmy już zwiedzić jesienią 2018 przy okazji wizyty koleżanki z Polski. Byliśmy już tyle razy przewodnikami po okolicznych atrakcjach, że coraz bardziej musimy się wysilać aby pokazać coś z tej Szwajcarii i samemu nie dostać kota. W efekcie to był jeden z tych ambitniejszych planów zwiedzania. Niestety, w rodzinie miałam pogrzeb z poważnymi konsekwencjami (stąd też między innymi moja ograniczona aktywność na blogu). Musiałam z dnia na dzień lecieć do Polski w dacie wymarzonego wyjazdu.

Nie ma tego straconego, bomba atomowa na Interlaken tfu tfu nie spadła i trafiło na naszą listę jako wisienka na torcie wygranej z wirusem. Co ciekawe, gdy tylko zaczęłam się rozglądać za hotelami, było podejrzanie dużo ofert. Dość ciekawym okazało się dla mnie, że w zasadzie mimo lockdownu szwajcarskie hotele nie musiały i w dużej większości nie były zamknięte! KLIK Znajcie moją radość!

Jak znaleźć klimatyczny hotel z dala od kotła turystów?

Planując podróż od razu praktycznie wykluczyłam Interlaken z poszukiwań noclegu, nawet jeśli jest to maleńkie miasteczko, to nadal obawiałam się (chociaż bezpodstawnie, przecież granice nadal zamknięte) inwazji turystycznej. Niestety, w pełnym sezonie, bez ograniczeń, jest to number one "chińskich turystów", czyli dużych grup "zorganizowanych", w których rzadko kto porozumiewa się jakimś popularnym w tych rejonach językiem, w których wszyscy trzaskają selfie na potęgę i zakłócają w pewien sposób atmosferę i rytm danego miejsca.

Jeśli preferujesz bardziej ustronne, klimatyczne miejsca - poszukaj czegoś dalej, grozi Ci max 20 minut samochodem od tego miasta ;). Moim marzeniem był widok na zamek w Iseltwald, więc całym sercem mogę polecić Hotel Bellevue Iseltwald , który nie tylko ma cudownie przestrzenne balkony z widokiem na słynny zamek, ale cały jest zaprojektowany w modernistyczno-eklektyczny sposób z zachowaniem szwajcarskich smaczków a la "chalet" i jak na ten region jest przystępny cenowo.

recepcja
podglądacze

Najsłynniejszą atrakcją w regionie jest oczywiście Jungfraujoch, których uchodzi za przereklamowany i bardzo drogi. Z racji, że pogoda była niepewna i czerwiec był w maju, a maj w czerwcu (maj w naszej okolicy jest bardzo deszczowy), to nie braliśmy go pod uwagę, tym bardziej że byłaby to wielogodzinna wycieczka, a chcieliśmy bardziej pokręcić się po okolicy.

Szukasz recepty na ciekawy pobyt wokół Interlaken? 

Tak, zrobiłam już research między dwoma przewodnikami i kilkoma stronami na tematem "berner oberland", więc bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. Poniższe atrakcje spokojnie wypełnią dwa weekendy lub jeden dłuższy w zależności od czasu jaki spędzicie w danej lokalizacji.

Trasa zamkowa (min. 1 dzień)

Interlaken jest miejscowością wciśniętą pomiędzy jezioro Brienz i Thun. Robiąc "ósemkę" wokół tych jezior czeka Cię mnóstwo zachwytów. Wśród nich "zatrzęsienie" zamków.

/wybrane zamki wokół Interlaken, zdjęcia zaczerpnięte z zasobów google images

Większość ww. zamków jest czynna od 10-17, ale nie wszystkie da się zwiedzać.

Iseltwald (jak w zdjęciu tytułowym) służył jako ośrodek edukacyjny dla wysokiej klasy "houskeeping", a obecnie jest zamknięty, ewentualnie służy za scenerię do eventów.

Oberhofen uważam za najciekawszy z tych zamków, ponieważ ze względu na swoją historię jest fantastycznie zachowany i ma wiele ekspozycji. Najciekawsza wg mnie jest ta, poświęcona życiu służby zamkowej, co rzadko jest elementem muzealnym o takiej skali. Tłumaczy też szwajcarską renomę w zakresie szkół hotelarskich i edukacji owej służby. Ponadto, z racji, że jak to jedna z odwiedzających nas osób skwitowała "wytrawni z Was turyści, w dwa dni zwiedziłam z Wami tyle, że mam wrażenie że byłam tu tydzień i nawet nie czuję przesytu", wiele zamków już zwiedziłam, wiele z nich skupiających się na średniowieczu czy renesansie. Ten zamek jest dość "współczesny", ostatni mieszkańcy żyli w nim gdy zamki tak naprawdę wyszły już z mody, niemniej trudno im się dziwić, gdyż sceneria i ciągłe modernizacje sprawiły, że można by pewnie w nim żyć i dziś.

/oberhofen
/oberhofen

/oberhofen z widokiem na Niesen

/oberhofen


Hunegg to tak naprawdę hotel i centrum konferencyjne. Udostępnia jedynie kilka sal do zwiedzania.

Thun to klasyczny średniowieczny zamek z lochami w wieżach, który przez długi czas służył za siedzibę berneńskich dygnitarzy w czasach bardziej współczesnych. Najciekawszym elementem jest konstrukcja dachu i cała poświęcona jej ekspozycja na samym szczycie oraz widoki z wież.

/thun
/dziedziniec thun

/thun widok z wieży


Spiez służy za centrum sztuki, więc warto wybrać się tam na bieżącą wystawę. Dotarliśmy tam już za późno, a na celowniku miałam

DÜRRENMATT AS AN ARTIST AND PAINTER
A creation between myth and science 4 July – 25 October 2020 
“I paint for the same reason that I write: because I think.” 
Friedrich Dürrenmatt, Personal remarks on my paintings and drawings, 1978
Może dojedziemy tam jeszcze przed końcem października.

/spiez

/spiez


Ponad wyżej wyselekcjonowane zamki jest jeszcze parę innych, ale te uznałam za najciekawsze i na łatwym poziomie zwiedzania (byliśmy ze znajomymi, więc planowałam "easy travel", tak żeby każdy znalazł coś dla siebie i odpoczął).

Widoki, kolejka parowa i skansen (propozycje te wypełnią 2 dni zwiedzania)

Okolica Interlaken jest słynna przede wszystkim z zachwycających, panoramicznych widoków. Wyjazd tam nie będzie pełny bez skorzystania z możliwości ich podziwiania. Zanim też zdecydujemy się na kolejki czy wyciągi warto sprawdzić czy w całości naszego zwiedzania nie opłacałoby się posiadać Swiss Pass. Kupuje się go na większej stacji kolejowej (konieczne zdjęcie) i uprawnia nas do 50% zniżki na przejazdy po większości szwajcarskich tras.

Mowa o kolejach, ponieważ w Brienz czeka na nas jedyna w Szwajcarii o ile nie w Europie(?) w pełni funkcjonująca "jak za dawnych czasów" turystyczna kolejka parowa wjeżdżająca na jeden ze szczytów. Ponadto samo Brienz uchodzi za cudownie tradycyjnie zachowane szwajcarskie miasteczko i jest atrakcją samą w sobie.

https://www.facebook.com/brienzrothornbahn/ 
Skoro też mowa o Brienz i wyjątkowej w regionie sztuce rzeźbienia w drewnie warto zajrzeć do Bonigen oraz wyjątkowego szwajcarskiego skansenu - Ballenberg. 66 hektarów z setką historycznych budowli i stadami zwierząt hodowlanych zapełni wiele godzin małym i dużym gościom.

Inna opcja dla nieprzepadających za trekkingiem bądź tych z ograniczonym czasem to wjazd na Niesen kolejką szynowo-linową.

/niesen funiculaire, sbb.ch
Pozostałe łatwo dostępne szczyty, ale pewnie z mniej panoramicznym kątem to Niederhorn czy Stockhorn.

Instagramowe destynacje

Uwieńczeniem Waszego dłuższego weekendu może być wycieczka do pobliskiego (30 minut od Interlaken) Lauterbrunnen aby wpaść w objęcia czułego uścisku łagodnie pochylających się nad nami olbrzymów.

/https://www.besttravelmonths.com/switzerland/lauterbrunnen-3613878/
 
Jeśli za to wybierzecie się w te rejony w zimie, nie możecie przegabić obiadu w ... ruskiej bani. Fondue w kąpieli? Może mniej idzie w boczki ;)

https://www.hotpot-brienz.ch/

https://www.hotpot-brienz.ch/
 
Czy już wiesz, co sprawia, że Interlaken jest takie słynne? Byłeś w tej okolicy? Masz swoje "tajemne miejsca", którymi chciałbyś się podzielić? 


___________________________________________
bardziej bieżące relacje fotograficzne z podróży i nie tylko na instagramie: https://www.instagram.com/konnowszwajcarie/?hl=pl 

Chleb na zakwasie z maszyny do pieczenia - lifehack - cz.2

/chleb na zakwasie

Z racji, że sporty w czasie "kwarantanny" przybierają nowych kształtów, moim stało się pieczenie chleba i zakwas (między wieloma innymi ;) ).
Pierwsze przygody z pieczeniem chleba, maszyną i drożdżami szwajcarskimi opisywałam tutaj: https://konnowszwajcarie.blogspot.com/2020/03/domowy-chleb-drozdze-i-zakwas-z-serii.html .

Teraz chciałam się podzielić różnymi sztuczkami i przemyśleniami wraz z rosnącą ilością doświadczenia i eksperymentów.

Drożdże

W instrukcji maszyny kolejność składników jest następująca i wynika z tego też aby drożdże nie dotykały wody, cukru ani soli, które na przestrzeni czasu mogą wpłynąć na cały proces:
suche drożdże, mąka, sól, cukier, oliwa/masło, woda

Z racji, że nie byłam w pełni zadowolona z tego jak ten chleb wyrasta, co też przeczytacie w zalinkowanym wyżej wpisie, przed programem do wypiekania włączam dodatkowo program do wyrabiania ciasta, co daje więcej czasu ciastu na wyrobienie się i urośnięcie.

Gdy skończyły się suche drożdże i nie mogłam ich nigdzie dostać, zaczęłam używać zwykłych i zauważyłam, że jednak dobrze jest te drożdże zalać wodą wsypując składniki do maszyny. Tak 1/4 lub 1/3 wody, którą i tak dodajemy do chleba, wlewam bezpośrednio na drożdże.

Zakwas

/zakwas po trzecim dokarmianiu, po dwóch godzinach, linia pokazuje poziom przed karmieniem

Pierwszy zakwas mi się niestety zepsuł. Po jakimś czasie woda, która się z niego wytrącała była brązowa, śmierdział jak zepsute mięso... Nastawiłam nowy i o dziwo, nie dość, że rósł codziennie od pierwszego dnia, to pachniał od początku drożdżami :). Gdy czytałam o tym, że zakwas ma ładnie pachnieć, to nie wierzyłam swoim oczom, bo mój pierwszy od początku pachniał lekko skwaśniałym mlekiem... a przecież nic złego nie zrobiłam...

Wnioski?

Próbując porównać sytuację, następujące czynniki mogły zrobić różnicę:
*pierwszy zakwas
- robiłam gdy grzały kaloryfery (teraz jeśli w ogóle, to grzeją lekko i raczej w nocy),
- używałam jakiejś francuskiej mąki (complet)
- wlewałam wodę z kranu

*drugi zakwas
- kaloryfery nie grzeją lub bardzo lekko
- zrobiłam na jakiejś mące szwajcarskiej
- wlewam przegotowaną wodę
- zmieniam słoik przy karmieniu na czysty

Chleb na zakwasie w maszynie do pieczenia? Da się? 

Wcześniej dla lepszego efektu mieszałam drożdże z zakwasem, ale teraz widząc jak ładnie mi zakwas wyszedł, użyłam tylko zakwasu. Chleb wyszedł znakomity, mimo że w maszynie się ponoć nie udaje!

Instrukcję zasięgnęłam stąd: https://smakowitychleb.pl/chleb-pszenny-na-zakwasie-pszennym-z-automatu/ chociaż chodziło mi jedynie o ilość zakwasu vs. mąka i woda.

Podsumowując kolejność do maszyny, która się sprawdziła + mix mąki jaki użyłam (chociaż to ma mniejsze znaczenie):

1. woda - 380 ml (ale następnym razem dam mniej, bo w trakcie zauważyłam, że ciasto jest zbyt płynne i dosypałam ze 3 łyżki mąki w trakcie wyrabiania)
2. zakwas 180g
3. sól
4. cukier
5. olej (łyżka)
6. mąka - ja dałam około 150g owsianej, 150g pełnoziarnistej i 200g zwykłej białej (zbijam indeks glikemiczny)

Dlaczego tak? Skoro zakwas dokarmiamy wodą wraz z mąką żeby rósł i był aktywny, to najprawdopodobniej do maszyny trzeba go umieścić właśnie pomiędzy tymi składnikami. Chociaż zrobię niedługo eksperymenty w innych kolejnościach.

Maszyna w instrukcji straszy żeby nie dawać więcej niż 400g mąki/500g składników, ale jeśli miksujecie składniki w domu, to według mnie jest ok, nic Wam nie wybuchnie. Zabawa się zaczyna jak kupicie gotowy mix ze sklepu... Z racji, że mąka to także obecnie towar deficytowy, ostatnio mój facet dorwał jakiś mix bezglutenowy (mąka ryżowa i kukurydziana i jakieś ulepszacze...). Po wypieczeniu smakował jak wafel ryżowy, ale urósł tak, że prawie wyleciał mi z maszyny - uważajcie.
W każdym razie nie jestem za kupowaniem gotowych mixów, bo to prawie mija się z celem robienia chleba w domu, którym dla mnie jest to, żeby był zdrowszy i zawsze świeży i nie zsychał się lub nie pleśniał ledwo po kilku dniach.

Poniżej zdjęcia efektu końcowego :). Grudki wynikają z krojenia na gorąco, bo nie mogłam się doczekać żeby zobaczyć, czy nie wyszedł zakalec - nie wyszedł, mimo że się tego obawiałam (zakalec wyszedł mi przy pierwszej próbie na pierwszym zakwasie), bo bardzo słabo rósł w trakcie wyrabiania. Ale w ostatnim momencie i w trakcie pieczenia zaskoczył. Mam nadzieję, że komuś pomogłam.

/chleb na zakwasie z maszyny
/ chleb na zakwasie z maszyny



Nowozelandzkie wina warte uwagi

/wina nowa zelandia

Zrealizowaliśmy swoje marzenie - zwiedziliśmy Nową Zelandię od południa do północy. Zdjęcia z wycieczki możecie przejrzeć na instagramie KonnowSzwajcarię - KLIK. Jeszcze nie raz pojawi się artykuł nawiązujący do tego wspaniałego kraju i jakże bliskiego Szwajcarii. Są Alpy (tak Nowa Zelandia też ma alpejskie pasmo górskie), jeziora, winnice, a słynne kurorty zapożyczają nawet z CH nazewnictwo (np. hotel st moritz).

Tym razem chciałam wspomnieć co nieco o winach, które może nie były optyką mojej wycieczki, ale jak pewnie się domyślacie - mają niewiele wspólnego z winami eksportowymi. Nie jestem też wielkim znawcą wina, ale już Szwajcaria mnie trochę na ten temat przetrenowała, o czym przeczytacie np. TU - KLIK. Byliśmy raptem może w dwóch winnicach i to zupełnie przypadkiem, a większość zaopatrzenia i tak robiliśmy w zwykłych sklepach typu Countdown, 4square i inne delikatesopodobne. W Queenstown za to skorzystaliśmy z chwili na spacer po mieście, aby zajrzeć do profesjonalnego sklepu z winami. 

Wnioski? 
Wina Nowozelandzkie są bardzo podobne do Szwajcarskich, zarówno wytrawnością, głębią, bukietem, jak i ... ceną. Możliwe, że wynika to z podobnego klimatu, niskiego zanieczyszczenia, jak i wyspiarskiej izolacji. No, może mają więcej bryzy morskiej ;).
Wracając do cen i cytując samą siebie z artykułu o Szwajcarskich winach:

Zasada podstawowa jest chyba już większości znana, ale jeśli nie, to przytoczę ponownie: do 10chf - wina stołowe, niezbyt lotnej jakości; 10-15chf wina stołowe zdatne do użytku, 15-25 chf - nieważne co kupisz powinno być dobre, powyżej 25chf - klasa. Na przekór Szwajcarom - nie trzeba kupować wina za 100chf żeby było dobre. Na przekór Francuzom i Włochom - tak, wino szwajcarskie jest dobre. Na przekór Polakom - niestety, 10chf to "najtańsze" wino.

Przypominam, że NZD do CHF to jakieś 0,6, więc dosłownie można przyjąć podobne założenia jak wyżej. Co to dla nas znaczy?

"Myth busters" nowozelandzkiego wina:
- jeśli gdziekolwiek na świecie kupisz nowozelandzkie wino wartości 10 euro czy 40zł nie spodziewaj się, że będzie dobre - ono musiało przelecieć do Ciebie kilkanaście tysięcy kilometrów, przejść wszelkie cła i akcyzy...
- nowozelandzkie wino jest genialne i trzyma standard jakościowy (tak jak i szwajcarskie), jednak nie należy do tanich, bo i ceny ma szwajcarskie,
- nawet w zwykłym sklepie czy dyskoncie można kupić bardzo dobre wino,
- nawet najdroższe wina potrafią być na zakrętkę, a nie na korek co nie świadczy o jakości - Nowozelandczycy nie mają korka, sprowadzają go z Portugalii... razem z kornikami... Wiele winnic straciło niesamowite ilości wina, które zepsuło się przez trefne korki, więc dali sobie spokój z pozoranctwem.

Zanim przejdę do listy polecanych win (dla niecierpliwych - scroll do końca), chciałabym jeszcze wspomnieć o tym, gdzie to wino w Nowej Zelandii rośnie, skoro południe to baza wypadowa na Antarktykę z ogromną ilością opadów deszczu przez zderzające się fronty oceaniczne hamowane górami, a północ to "suche" wulkany i gejzery. Ponadto, Nowa Zelandia przez swoją izolację ma zupełnie inną gamę roślinności, niż ta znana nam w Europie, więc wszystko "zachodnie", co tam znajdziemy, zostało tam sprowadzone ("na siłę"). Ma też dość trudne, pagórkowate bądź górzyste ukształtowanie terenu i polega na imporcie materiałów. W rolnictwie przeważają bardziej praktyczne branże jak owczarstwo (i futro, i mięso, i mleko, i wystarczy wypaść...). No to gdzie to wino?

Najsłynniejsze regiony winne to: Marlborough, Martinborough, Hawke's Bay, pozostałe pięknie przedstawia poniższa mapa. Wyżej wymienione mają najbardziej sprzyjający klimat do uprawy wina, największe nasłonecznienie, sympatyczne ukształtowanie terenu i mniejsze ryzyko trzęsienia ziemi czy wybuchu wulkanu niż inne teoretycznie sprzyjające tereny.

Marlborough - w skład tego regionu wchodzi Wairau Valley, którą Maori nazywali "dziurą w chmurach". Jest to jeden z najbardziej nasłonecznionych regionów z bardzo bogatą i zróżnicowaną glebą, która pozwala na uprawianie różnorodnych odmian wina. Stał się słynny w 1980 roku za swoje Sauvignon Blanc.

Martinborough - osada z czasów kolonialnych porównywana klimatem i glebą do francuskiej Burgundii. Jak możecie się domyślać pozwala im to na produkcję doskonałych Pinot Noir,  Sauvignon Blanc i Syrah.

Hawke's Bay - jeden z najstarszych i największych regionów winiarskich w Nowej Zelandii słynący z Merlot i Cabernet. Biorąc pod uwagę, że osobiście Merlot kojarzy się z szwajcarskim Ticino, bądź północnymi Włochami, domyślam się, że tak można porównać tamtejsze warunki do naszych, dla lepszego ich zrozumienia.

źródło: https://www.nzwine.com/en/our-regions/


Do rzeczy, w zakresie 15-40 chf, z wyjątkiem jednego wina, gorąco polecam poniższe pozycje i jestem ciekawa, czy da się je znaleźć w Europie, kolejność alfabetyczna:

/

Próbowaliście już win z Nowej Zelandii? Macie swoje ulubione?


Shingle Peak Sauvignon Blanc

Vidal Reserve Syrah

Palliser Estate Sauvignon Blanc

Mills Reef Elspeth Chardonnay

Te Awa Single Estate Syrah

Paroa Bay Chardonnay


Jak przewieźć alkohol z Szwajcarii do Polski?

/

Jak już wspominałam w artykule o szwajcarskich winach - KLIK, w którym podpowiadam też na jakie wina warto zwrócić uwagę, mieliśmy ambitny plan, aby na każdym stole weselnym stanęło inne czerwone i białe wino szwajcarskie. Wina te za granicą są jeszcze rzadziej spotykane niż te z niemieckich kantonów w francuskich... Więc powstał problem - jak je przewieźć? Mówimy o zdrowo ponad 20 butelkach...

Ogólne zasady celne dotyczące wwozu do Szwajcarii znajdziecie tutaj - KLIK, artykuł ten powstał z myślą o zakupach przez granicę, więc limity są wymienione na samym końcu. Wśród nich max 5 litrów alkoholu poniżej 18% na osobę. W kolejnym za to znajdziecie mini porady co do przesyłek zagranicznych - KLIK. 

To nadal nie rozwiązuje problemu, ponieważ w tej sytuacji chcemy wywieźć alkohol ze Szwajcarii, a nie wwieźć. 


To ile można tego alkoholu wywieźć? 

Zgodnie z informacją na stronie rządowej, nie ma żadnych ograniczeń ani cła wobec rzeczy wywożonych ze Szwajcarii: KLIK.

Zgodnie z informacją na temat polskich przepisów na dość rzetelnym portalu o księgowości - KLIK:

"W przypadku przyjazdu do Polski spoza UE, tj. np. z Białorusi czy Ukrainy, możemy przywieźć ze sobą, bez konieczności płacenia cła, akcyzy i podatku VAT, łącznie:
- 1 litr mocnego alkoholu (powyżej 22%) lub 2 litry słabszych alkoholi (bez win niemusujących),
- 4 litry wina niemusującego,
- 16 litrów piwa.
Od nadwyżki alkoholi ponad te limity musimy zapłacić wszelkie należności."
"Jeżeli natomiast wracamy do Polski z podróży po krajach Unii Europejskiej, to możemy przewieźć ze sobą w bagażu, bez konieczności płacenia akcyzy i VAT, łącznie:
- 10 litrów mocnego alkoholu (powyżej 22%),
- 90 litrów wina i innych napojów fermentowanych (ale maksymalnie 60 litrów wina musującego),
- 110 litrów piwa,
- 20 litrów produktów pośrednich, czyli win lub napojów fermentowanych, które doalkoholizowano poprzez dolanie do nich innego alkoholu (spirytusu).
Ewentualne podatki płacimy również wyłącznie od nadwyżek, chyba że potrafimy udowodnić, iż są one przeznaczone na nasz użytek osobisty (np. organizujemy dziecku wesele)."

Cudownie! na wesele możemy przewieźć ile chcemy! Genialnie.

Jest tylko mały problem, żeby wyjechać z Szwajcarii (bez ograniczeń) i wjechać do Polski (dowód że to na wesele) teoretycznie musimy:
- zgłosić wywóz w urzędzie celnym w Szwajcarii i/lub zachować dowód zakupu (aby znane było pochodzenie alkoholu i data zakupu),
- alkohol ten musi być w oryginalnym, zamkniętym opakowaniu,
- musimy przejechać przez kraj tranzytowy.

Skontaktowałam się z niemieckim urzędem celnym (mailowo), aby dowiedzieć się jak oni traktują tego typu tematy. Odpowiedź dostałam natychmiast (brawa dla nich!). Niestety stosują wyłącznie przepisy europejskie o limitach, PRAWIE bez wyjątków. 
Jedyny wyjątek sytuacji tranzytowej, to taki, w którym jedziesz ciurkiem i nigdzie się nie zatrzymujesz (odpada np. nocleg po trasie). Niemniej, jeśli trafi nam się niezbyt przychylny służbista w ramach wyrywkowej kontroli po trasie, może nie zaakceptować takiej sytuacji. 

Jak maksymalizować szanse na legalne przewiezienie alkoholu w tak nietypowej sytuacji? 

- część butelek w ramach limitów przewieźliśmy latając do Polski w bagażu, warto jednak pamiętać, że:
* powyżej 100ml nie da się w podręcznym
* jeśli w jednej walizce będzie więcej butelek niż w innej to może wzbudzić to podejrzenia (zakładając że lecą dwie osoby i biorą alkohol dla dwóch osób)
Potem odwiedziła nas rodzina, która przewiozła pozostałe butelki w ramach limitu na głowę samochodem. W akcie desperacji rozważaliśmy też czy limit na osobę liczy się gdy weźmiemy kogoś na blablacar :D .
Kolejny problem to temperatury. Wino, nie za długo, toleruje wszystko pomiędzy 2-30 stopni, ale nie lubi dużej częstotliwości zmian tejże temperatury. Oczywiście, im wyższa temperatura, tym szybciej się zepsuje. Ostatnia i największa partia naszych win była przewożona w sierpniu! 
Środki ostrożności, aby wino się nie zepsuło jeśli przewozimy je latem, autem:
- jeśli nie masz klimatyzacji, a trasa trwa więcej niż 10h - zapomnij,
- zapakuj butelki w przenośne lodówki: jeśli masz gdzie podpiąć w bagażniku elektryczną - super; jeśli nie - zaopatrz się w wkłady chłodzące w dużej ilości, ale takie, które wejdą do lodówki po zapakowaniu butelkami (u nas 6 wchodziło na ścisk, a najlepiej sprawdził się płaski wkład wielkości większej ściany lodówki wsadzony pomiędzy nie),
- na postoju zaparkuj koniecznie w cieniu lub na parkingu podziemnym,
- jeśli nocujesz po trasie - poproś obsługę hotelu, aby schłodzili wkłady przez noc; jeśli temperatura na zewnątrz w nocy będzie poniżej 20 stopni to ok; zapytaj też obsługę czy rano, tam gdzie zaparkowałeś, będzie cień, aby auto nie nagrzało się przed odjazdem; w przeciwnym razie lepiej zabrać lodówki z butelkami do pokoju.
Mam nadzieję, że Wasze wątpliwości co do przepisów celnych zostały rozwiane, a środki ostrożności pomogą zaplanować podróż w optymalny sposób. Wina szwajcarskie są bardzo rzadkie i bardzo dobre, więc polecam się zaopatrzyć, jeśli macie taką możliwość :).
Dajcie znać, jakie są wasze doświadczenia celne. 

Jak szwajcarskie stajnie radzą sobie w czasie koronawirusa?

//

Jak już wspominałam w artykule o tym, czy konie mogą mieć koronawirusa: KLIK jeżdżę do stajni "mimo izolacji", bo muszę - koń się sam sobą nie zajmie, a stajnia nie dysponuje wystarczającą ilością obsługi ani nie wyszła z propozycją aby zdjąć nam koński problem z głowy, co jest zrozumiałe. W poście tym też dowiecie się jakie środki ostrożności powzięłam.

W końcu też widzę reakcję naszej stajni na zaistniałą sytuację, choć może wydarzyła się ona już 2 dni temu, bo mniej więcej co dwa-trzy dni ukradkiem przybywam. Nie zauważyłabym ogłoszenia na tablicy, gdyby miejsce do czyszczenia i siodłania koni (na zdjęciu) nie było zablokowane taśmą. Jak tylko to zauważyłam, to wzięłam latarkę i się przeszłam zobaczyć, czy są może nowe instrukcje.

Przetłumaczę Wam zalecenia uwzględnione w ogłoszonej informacji. Weźcie pod uwagę, że Szwajcaria jest jednym z krajów najbardziej dotkniętych epidemią w skali populacji, i i tak mam wrażenie, że doskonale sobie radzi, co tylko zwiększa moje zaufanie do tutejszego systemu.

W związku z instrukcjami konfederacji, zaleca się co następuje:
1. do stajni przyjeżdżamy sami (bez towarzystwa)
2. zajmujemy się wyłącznie własnymi końmi
3. osoby nie posiadające konia w stajni mają zakaz wstępu, poza np.: weterynarzami
4. kawiarnia i pokoiki socjalne zostają zamknięte
5. w siodlarni i innych pomieszczeniach wspólnych może przebywać maksymalnie 1 osoba na raz
6. prosimy pensjonariuszy o spędzanie jak najmniejszej możliwej ilości czasu w stajni, tak aby w jednym czasie nie było za dużo osób w stajni
7. kursy, treningi i jazdy są odwołane; ewentualnie właściciele mogą umówić trening, ale zostaną im przedstawione szczególne warunki zapobiegawcze, indywidualnie
8. zachowanie higieny wg zaleceń jest konieczne: mycie rąk przynajmniej przychodząc i wychodząc ze stajni, utrzymanie 2 metrów dystansu od innych osób, kasłanie i kichanie w łokieć
9. nie dotykać nieswoich rzeczy
10. nie zbierać się w grupki

i punkt najważniejszy:

11. szwajcarski związek jeździecki przypomina, że jeździectwo jest sportem ekstremalnym, więc zaleca się wyjątkową ostrożność i ograniczenie aktywności sportowej aby nie przeciążać szpitali w obecnej sytuacji 

Jak Wasze stajnie radzą sobie z wirusem?

Czy konie mogą mieć koronawirusa?


/bunio

EDIT: ponieważ nie wszyscy mają ochotę lub siłę czytać do końca: wg stowarzyszeń jeździeckich, stowarzyszeń weterynaryjnych na całym świecie oraz WHO zwierzęta nie zarażają się ani ludzi wirusem. Reszta osobistej historii i opinii poniżej, która ma na celu to udowodnić, ale też zaprezentować racjonalne środki ostrożności.


Widząc zapewne coraz bardziej drastyczne informacje w internecie, a szczególnie przebywając ze zwierzętami bardziej lub mniej domowymi, zastanawiacie się co robić? Mi też temat konia spędzał sen z powiek. W przeciwieństwie do niektórych polskich stajni, gdzie ogromny ukłon należy się np. Centurionowi (post poniżej), który zaoferował opiekę na pociechami, aby właściciele i pracownicy jednak pozostali w izolacji i nie roznosili wirusa między sobą, moja stajnia takiego wsparcia nie oferuje. Co z tego że pozostajesz w izolacji, skoro koń się sam sobą nie zajmie?




Wpierw pozwoliłam przetrzepać internet swojemu facetowi i skutek był marny jak się okazało. Znalazł sporo artykułów na temat koronawirusów, rzetelnych i prawdziwych, w których były opisane drogi przenoszenia się wirusa (kał), objawy (biegunka, apatia) i możliwość przeniesienia na człowieka, choć wyjątkowo rzadka. Zdecydowałam więc w związku z tą informacją, że konia ograniczę do minimum.

Z racji, że sytuacja z wirusem zmienia się z dnia na dzień po paru dniach postanowiłam jednak poszukać sama i okazuje się, że nie ma to jak koniarz poszuka jednak sam.

Według oficjalnego stanowiska szwajcarskiego związku jeździeckiego konie COVID-19 nie łapią i nie przenoszą.

STANOWISKO SZWAJCARSKIEGO ZWIĄZKU JEŹDZIECKIEGO - klik

STANOWISKO MIĘDZYNARODOWEGO ŚRODOWISKA JEŹDZIECKIEGO - klik

Chłop znalazł informacje o innych rodzajach koronawirusa, ale na fali nieznajomości tematu nie sprawdził, czy to o czym czyta, to właściwe informacje, z oczywistych względów nie rozumiejąc tematu.

Poniżej krótka ściąga informacji dostępnych na dzień dzisiejszy, będę aktualizować jak tylko znajdę więcej źródeł i bardziej aktualne informacje:

1. czy konie mogą mieć koronawirusa? 

Tak, ale nie covid-19.

edit po sugestiach w komentarzach na fb: istnieje wiele rodzajów koronawirusa, te na które konie chorują nie przenoszą się na człowieka. Te, na które choruje człowiek, nie przenoszą się na konia. Niemniej COVID-19 to m.in. choroba niemytych rąk, więc koń może być tymczasową powierzchnią, na której wirus przebywa.

2. czy konie przenoszą covid-19 na człowieka?

Nie.

3. jakie są objawy koronawirusów u konia?

Apatia, biegunka.

4. czy konie są szczepione na koronawirusa?

Teoretycznie każdy właściciel konia ma obowiązek szczepić go na grypę (końską, sezonową, nie ludzką) minimum raz na rok. Nie istnieje jeszcze szczepionka na covid-19, nawet dla koni. Ponadto, niektóre stajnie ujmują w swoim regulaminie dodatkowe szczepienia na inne popularne lub bardzo groźne końskie choroby jak np. herpes.

5. czy mogę zajmować się koniem będąc w izolacji/home office?

Tu pozostawałabym mimo wszystko ostrożna, ponieważ:

  • - należy unikać innych ludzi w stajni
  • - inni ludzie w stajni mogą dotykać Twojego konia i wirus może pozostać na jego powierzchni (nawet bez zakażenia)
  • - nie powinno się dotykać rzeczy w stajni, które dotykają inni ludzie, (zalecam częste odkażanie lub rękawiczki), np.:
    • *zmiotki
    • *kopystki na hali lub karuzeli
    • *przyciski do światła
    • *klamki
    • *uwiązy
    • *miarki w paszarni
    • *zbieraczki do odchodów
    • *uchwyty od boksu
    • *derki

Wiadomo, koń się sam sobą nie zajmie. Pies się sam nie wyprowadzi.
Moje własne podejście jest takie:

  • - przychodzę do stajni jak nikogo nie ma (późno) i unikam ludzi (w sumie niewiele to zmienia, bo zawsze jestem późno ;) )
  • - od momentu dojścia do własnej szafki zakładam jednorazowe rękawiczki (akurat mam zapas, bo kiedyś musiałam leczyć gnijące strzałki, a nie dało się kupić jednej pary, tylko całe pudełko).
  • - jeśli nie miałabym rękawiczek - odkażam i myję ręce (jeszcze przed wejściem do samochodu z powrotem!! to, czego dotknąłeś, zostaje na kierownicy!).
  • - ograniczam czas w stajni do koniecznego minimum, nawet nie czyszczę konia, tylko kopyta i szybka lonża rozruchowa.
  • - koń chodzi na karuzelę 2 razy w tygodniu.
  • - po wejściu do domu od razu wszystkie ciuchy stajenne wrzucam do pralki, myję ręce, twarz i wszystko "co wystaje".
  • - ograniczam też mizianie się z koniem. Jak każde zwierzę, bardzo potrzebuje uwagi, czułości i po prostu odmiany dla nudy, socjalizacji, ale niestety. Staram się rekompensować jego emocje głaszcząc np. tam gdzie była derka i nikt go nie dotknął i omijając ślinę i miejsca, które mogły mieć kontakt z odchodami (np. przy tarzaniu się). Końska depresja, kolka czy ochwat to też nie są schorzenia, które są nam teraz potrzebne, prawda? 

6. czy mogę zajmować się koniem pozostając zdrowy, ale w kwarantannie? 

W mojej opinii - nie, ponieważ "prawdziwa" kwarantanna, czyli wynikająca z podróży zagranicznych, kontaktu z chorym, wynika z uzasadnianych obaw co do nosicielstwa wirusa. Zasięgnij opinii sanepidu właściwego dla Twojego rejonu lub policji. Poproś o pomoc kogoś, kto może dojechać do stajni lub jej obsługę.

7. czy zwierzęta domowe przenoszą covid-19?

Dotychczas był tylko jeden przypadek psa w Chinach, który najprawdopodobniej zaraził się od swoich właścicieli.
edit po merytorycznych komentarzach na fb: zarażenie to rzeczywiście niewłaściwe słowo gdyż sugeruje, że wirus przebył barierę odporności. Wg amerykańskiego stowarzyszenia weterynarzy na razie zwierzę wykazało jedynie ZNIKOMĄ obecność wirusa w próbkach śliny, trwają dalsze badania: https://www.avma.org/resources-tools/animal-health-and-welfare/covid-19

Oficjalne stanowisko weterynaryjne jest takie, że zwierzęta domowe nie zarażają ludzi.






Errata:
Z racji, że nie jestem ani weterynarzem ani epidemiologiem, mimo wszystko traktujcie ten wpis jako opinia, a nie jako źródło wiedzy. Zawsze mogę się mylić i jak znajdziecie dokładniejsze informacje, to dajcie mi znać koniecznie!




Domowy chleb, drożdże i zakwas; z serii - co człowiek robi w autoizolacji wirusowej :) lifehack!

/chlebek pełnoziarnisty z dodatkiem mąki owsianej i kokosowej

Wirus spędza Europie sen z powiek. W Szwajcarii mimo wielu przypadków nie było jeszcze mowy o pełnej kwarantannie. Niektóre firmy, tak jak nasze, decydują się wysłać pracowników na "home office" wraz z przykazem stosowania się do zaleceń WHO i możliwie jak największej autoizolacji.
Już od ponad miesiąca podróże służbowe były zakazane, a prywatne miały być raportowane do HR. W efekcie ani ja ani mój facet nie ruszaliśmy się poza Szwajcarię od powrotu z Nowej Zelandii - o tym kolejne posty :) - czyli od końca stycznia. Z racji, że raczej z natury jesteśmy lekkimi odludkami, które lubią zająć się swoim światem, siedzenie w domu to dla nas ogromna przyjemność (gorzej z koniem). Niemniej trzeba przyznać, że jest to większa intensywność niż do tej pory. Zdążyliśmy zrobić już całkiem niezłe porządki i na pewno zrealizujemy listę znalezioną tutaj:



Szwajcarzy mimo dość ryzykownego położenia geopolitycznego i sporej ilości przypadków wirusa w stosunku do populacji pozostają dość wyluzowani w temacie. Dumając nad tym intensywnie doszłam do wniosku, że można ich stosunek do pandemii podsumować jednym zdaniem:

"mają hajs i nie zawahają się go użyć oraz zaufanie do systemu", 

którego niestety w Polsce nie ma z jasnych przyczyn.

Dobra, o co kaman z tym chlebem?

Wracając do meritum: historia z chlebem zaczęła się u nas jeszcze przed wirusem i z zupełnie innych powodów. Z racji że już młodsza i piękniejsza nie będę, z wiekiem aktywność fizyczna spada, a ja raczej należę do niejadków i zaczęłam mieć problemy z żołądkiem - zgłosiłam się w końcu do dietetyka. Nie mam żadnych alergii, przynajmniej wg podstawowych badań i raczej wyniki ogółem mam ok, więc możemy szaleć. Dieta ma na celu ogółem poprawienie mojego metabolizmu, gospodarki cukrowej (biorytm to mit, guys), lepsze samopoczucie i przede wszystkim "żreć więcej" a nie tyć :). W razie czego "rzetelna firma" do konsultacji online tutaj: http://4line.pl/

Pierwsze przymiarki do programu żywieniowego zakładały wykluczenie chleba lub zastąpienie ciemnym, na co się absolutnie nie zgodziłam, ponieważ KOCHAM chlebek. W odwecie zdecydowałam się zakupić maszynę do pieczenia chleba (jestem absolutnie ułomna w kuchni) i piec sama.

Maszyna do pieczenia chleba

No właśnie, jaką maszynę wybrać? Nie jestem w tym zakresie ekspertem i nie testowałam różnych rozwiązań. Bazując na opiniach, ilości programów do pieczenia, solidności wykonania i - ładnym wyglądzie :) postawiliśmy na Panasonic Croustina.




Upiekłam już około 6 chlebków i chciałam się z Wami podzielić spostrzeżeniami, bo okazuje się, że nawet tak błaha rzecz pokazuje nam różnice kulturowe i pomiędzy krajami.


/chlebek pełnoziarnisty ze słonecznikiem, chia i ziarnami lnu 


Czy drożdże mówią po francusku?

Chleb, to nic innego jak mąka, woda i "spulchniacz". Najlepsze do tego celu są drożdże lub zakwas.
Z racji zaopatrzenia w ogóle w dietetyczne rzeczy, ponieważ w okolicznych sklepach nie ma zbyt zacnego wyboru kasz, przy okazji zamówiłam też drożdże, z polskiego sklepu online w Szwajcarii. Jeszcze nie wiedziałam jakich będę potrzebować, więc wzięłam i suche instant i mokre.

Jak już maszyna do nas dotarła w instrukcji okazało się, że wszystkie przepisy wymagają suchych drożdży instant, więc częściowo trafiłam, ale to nie koniec historii. Pierwsze trzy chlebki (a używam dużo niestandardowych mąk od pełnoziarnistej przez owsianą po kokosową itd, więc challenge accepted) wyszły znakomicie i nie spodziewałam się, że mam taki talent :D. Niestety polskie drożdże się w końcu skończyły i tu się zaczął dramat i kombinacje... Szwajcarskie i francuskie drożdże instant absolutnie nie nadają się do pieczenia chleba w maszynie, worek złota temu, kto wie czemu. Podejrzewam różnice w kuchni jako takiej, w której prawie nie występują takie cuda jak babki drożdżowe, czy inne wypieki, które chcielibyśmy, żeby pięknie, puszyście rosły, a przeważa ciasto francuskie i wszelkie kruszonki, tarty... Znajomi Włosi także potwierdzają, że w najbliższej okolicy dobrych drożdży nie znaleźli (panettone).

Chleb na szwajcarskich/francuskich drożdżach w ramach automatycznych programów do wyrabiania i pieczenia tegoż chleba, w trakcie pieczenia rozpada się na kawałki, a moja konsternacja rośnie i ilość eksperymentów.

Lifehack na pieczenie na kijowych drożdżach

Doedukowałam się trochę na temat pieczenia chleba w ogóle i wykonałam następujący eksperyment, który sprawdza się świetnie zarówno na lewych drożdżach jak i na pieczeniu na mokrych:
  1. najpierw włączam program do samego wyrabiania chleba, który trwa mniej więcej 2h20m 
  2. potem włączam program do pieczenia chleba (3-5h), można go też opóźnić

W ten sposób chlebek wyrasta jak szalony :)
Niestety ani ta ani pewnie żadna inna maszyna nie przewiduje osobnego wyrabiania ciasta i osobnego pieczenia, bo tak byłoby optymalnie. Wszystkie programy, poza tymi do wyrabiania ciasta, robią full service z mieszaniem, leżakowaniem itd. co powoduje tylko, że musimy częściej klikać guzik i kombinować, ale już zrobiłam to za Was :).

A może zakwasik?

Oczywiście! Biorąc pod uwagę niepewność dostaw drożdży albo ogólnych stanów półek sklepowych w końcu postawiłam na zakwas. Na razie wygląda i śmierdzi dobrze :) Przepis, z którego korzystam, znajdziecie tutaj: https://www.mojewypieki.com/przepis/zakwas niemniej znowu jest to po prostu ... mąka i woda :). 

dzień 0

po 24h, tuż przed dokarmianiem


Jak się nie otruję, to dam Wam znać czy wyszło ;).


Pieczecie chleb sami? Macie maszynę? Dajcie znać jakie są Wasz spostrzeżenia, albo ulubione przepisy i czy Wam też nie wychodzi na szwajcarskich drożdżach, czy mam się zgłosić do ChPd?

Szwajcarskie wina z różnych kantonów - mini przewodnik



Minęły prawie dwa lata od mojego ostatniego wpisu. Patrząc po statystykach - na szczęście komuś się przydają informacje tutaj zamieszczone. Niemniej, pora wylać na siebie wiadro wstydu, przełknąć  je i pójść dalej. Niestety, ostatni ponad rok był ogromnym wyzwaniem logistycznym i psychicznym w moim życiu. Miałam wiele spraw rodzinnych i formalnych do uprzątnięcia nie wspominając o dość mocno angażującym życiu zawodowym. Mój rekord pobytu w Polsce to 15 godzin. Mój rekord nie bycia w domu choćby przez jeden dzień weekendu o ile w ogóle to 4 miesiące. Jeśli ktokolwiek jest na tyle szalony, że namiętnie czeka na moje nowe artykuły, to polecam mu się zgłosić do lekarza :) niemniej dziękuję i szanuję.

Wracając do inspiracji dnia, a raczej inspiracji kołującej mi po głowie już od wielu miesięcy, ale nie znajdującej ujścia - mieliśmy szalony pomysł na nasze wesele :) i dzięki niemu zdobyliśmy chyba dozgonny order szacunku wśród szwajcarskiej społeczności.

Wymarzyliśmy sobie, aby na każdym stole weselnym stanęło inne wino z innego szwajcarskiego kantonu. Dokonaliśmy tego, ale było to nie lada wyzwanie.



Otóż, o ile wina z francuskiej czy włoskiej części Szwajcarii są znane i lubiane: Valais, Vaud, Ticino, o tyle te z pozostałych kantonów są owiane mgiełką... braku marketingu. 

Do końca życia zapamiętam, jak pojechaliśmy w góry ze znajomymi Szwajcarami, do St. Luc - niewielkiej, ale jakże prężnej, bardzo lokalsowo-urlopowej miejscowości (coś jak u nas "wyjazd na działkę" tylko że w całkiem poważne Alpy z całkiem poważnymi stokami). Znajomi oczywiście śmigają po czarnych szlakach, a ja co najwyżej po barach, więc trafiłam do takiego baru na stoku, gdzie właścicielka na pytanie o "aperol spritz" została poważnie obrażona i oświadczyła, że jesteśmy w Valais, a w Valais pije się wino z Valais i w tymże poważnym tonie wyciągnęła butelkę wina spod lady stawiając ją przede mną z groźbą wspólnego obalenia na koszt firmy. Znajcie moje polskie, uradowane serce.

Znanym już faktem jest, że niewielka część produkcji szwajcarskiej trafia na zagraniczne rynki, ponieważ... mieszkańcy Szwajcarii wszystko wypijają ;) Zachęcam do lekkiej lektury tutaj: 19 faktów o szwajcarskim winie (po angielsku). W związku z tym obiegowa opinia, z którą się też zgadzam, jest taka, że wina szwajcarskie są znakomite, ale nieznane/nieodkryte. 

Niesamowitym zaskoczeniem było dla mnie uczestniczenie w "fete de vendanges" w Neuchatel. O ile w naszej (3 000 mieszkańców) wiosce, w ramach takiej okazji wystawia swoje wina 9 winiarni, o tyle w Neuchatel wina raczej, poza grzańcem, uświadczyć się nie dało, za to festyn w skali niespotykanej na tej ziemi. 

Naiwnym przekonaniem o tym, że wszystko da się załatwić przez internet (jak to w Polsce) w początkowym etapie naszych przygotowań poszukiwaliśmy win z różnych kantonów online. Np. osławione Mondovino należące do sieci Coop. Na etapie naszych poszukiwań, przy zachwycie różnorodności - okazało się że większości z naszego koszyka nie dostarczają w naszym regionie. Na późniejszym etapie dobierania brakujących - udało się coś tam zakupić, ale większość z tych win do naszych już wstępnie wytrenowanych kubków smakowych po prostu nie przemawiała. 

Zapadła decyzja - jedziemy w Szwajcarię! Skoro nie da się zamówić takich win, jak byśmy chcieli przez internet, prościej będzie zrobić objazd po kantonach i znaleźć je własnoręcznie. Jak zaplanowali - tak zrobili. Nie dość, że przeżyliśmy niesamowitą wycieczkę, to udało nam się wiele dowiedzieć na temat szwajcarskich win w ogóle.  

Spostrzeżenia? Np. wina z niemieckojęzycznej części Szwajcarii nie są znane, ponieważ winnice są tak małe, że produkują głównie dla gastronomii (tak tłumaczył nam sytuację Pan z Movenpick Wines na granicy Zurychu z St. Gallen). 
Wielokrotnie odbiliśmy się od drzwi wielu sklepów z winami. Ostatecznie jedyne co faktycznie możemy polecić w kontekście "skali", a nie prób i błędów od winnicy do winnicy, to lokalne sklepy z winami, gdzie nawet znaleźliśmy szwajcarskie wina bezalkoholowe, lub bardzo lokalne sklepy Coop. 

Nie znamy się na winach, ale nasi sąsiedzi i powiększające się grono znajomych nas w tym zakresie uświadamia. Przeszliśmy już długą drogę od przychodzenia w gości z Lambrusco (faut pas) po przychodzenie w gości z winem z naszej wioski lub najlepiej z pustymi rękami żeby oszczędzić sobie wstydu. Na szczęście "kredyt obcokrajowca" pozwala nam wyjść gładko z niezręcznych sytuacji. 

Doszliśmy do etapu, w którym to Szwajcarzy, a nawet poszczególni znający nas Francuzi zaklasyfikowali nas jako tych, co warto podpytać o szwajcarskie wina. Był taki moment w naszym życiu, który rzadko się zdarza, że mieliśmy 60 butelek wina tylko w piwnicy :D (a z reguły wypijamy na bieżąco).

Gdy pytasz Francuzów bądź Włochów o szwajcarskie wina, to najprawdopodobniej zobaczysz skrzywioną minę i usłyszysz stos narzekań. Gdy zaczniesz dopytywać bardziej okaże się, że tak naprawdę nigdy w życiu ani jednego nie wypili. Na naszym weselu udało nam się zachwycić i Francuzów i Włochów i nawet Szwajcarów winem, którego nie znali, a także pochodzeniem wina (kantony), którego nie znali (z naciskiem na kantony niemieckojęzyczne). Przy czym nie jest to wcale wino z najwyższej półki ale długa droga poszukiwań "czegoś pijalnego z każdego kantonu". 

Zasada podstawowa jest chyba już większości znana, ale jeśli nie, to przytoczę ponownie: do 10chf - wina stołowe, niezbyt lotnej jakości; 10-15chf wina stołowe zdatne do użytku, 15-25 chf - nieważne co kupisz powinno być dobre, powyżej 25chf - klasa. Na przekór Szwajcarom - nie trzeba kupować wina za 100chf żeby było dobre. Na przekór Francuzom i Włochom - tak, wino szwajcarskie jest dobre. Na przekór Polakom - niestety, 10chf to "najtańsze" wino.

Jeśli chcecie zabłysnąć w towarzystwie, uniknąć blamarzu, albo po prostu nie szukać a znaleźć dobre i przystępne wina - poniżej znajdziecie listę bardzo przyjemnych win z bardzo różnych kantonów ku Waszej uciesze - bierzcie i cieszcie się z tego wszyscy i podzielcie się własnymi doświadczeniami i rekomendacjami :) 

EDIT: podmieniłam listę - pamiętajcie, żeby nie pisać postów o winie pijąc wino :) ogółem mam dużo list z różnych etapów poszukiwań, przygotowań i inwentarza piwnicy; różnią się tym, że po przetestowaniu niektórych podmienialiśmy je na lepsze, więc warto też podmienić tę listę. Ponadto zawsze miałam dwie - jedna win do zabrania na ślub a druga do zostawienia w domu stąd powtarzające się kantony. Niedługo opiszę jak "przemycić" spore ilości wina przez granice - KLIK :) 








Nic jednak nie zmąci mojego uwielbienia dla jednej z lokalnych winnic, która zdobyła tytuł winnicy roku 2017 - freres Dutruy: https://www.lesfreresdutruy.ch/ bierzcie od nich wszystko :) 

edit: dodaję linki i mini galerię butelek (wzrokowcom jak ja pomoże) 



cuvee d'or

davaz

erich meier

schlegel

kellermeisters

barner wy gutedel

barner wy pinot

grillette chipres

grillette malbec

les romaines blanc

petit chateau

petit chateau

wolfer

wolfer

non soloroso

balgach blancuvee

bucaneve bianco

balgach schlossberg

bucaneve merlot

clemence chardonnay

clemence gamaret

im lee pinot

im lee sauvignon

chai du baron