Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróżowanie. Pokaż wszystkie posty

Sardynia - mój osobisty raj.

/

Sardynia to, wbrew swej sławie, nie tylko kurort prezydencki. Osobiście onieśmieliła moją ignorancję swoim bogactwem historycznym, archeologiczny i kulturowym. Jeśli dołączymy do tego nienaganne warunki klimatyczne dla ciepłolubów, zjawiskową przyrodę i włoski styl życia, to już nie da się sobie wyobrazić lepszego miejsca do wypoczynku bądź spokojnego życia.

Sardynia nie korzysta za wiele z zachodniego rozkwitu gospodarczego i brakuje tam ewentualnie dobrych możliwości zarobkowych. Dla młodych i ambitnych ludzi także jest ograniczająca. Możliwe, że uwarunkowuje to historyczne traktowanie Sardynii jako regionu podległego, eksploatowanego i możliwym też jest, że mogłaby sobie radzić lepiej gospodarczo nie będąc częścią Włoch, a niezależnym krajem, do czego wielu Sardyńczyków utyskuje, ale czują się bezsilni.

W związku z powyższym nie istnieją autostrady, drogi są w średnio-polskim stanie, komunikacja publiczna też nie jest zbyt powszechna, gdzieniegdzie widać brak pieniędzy, chociaż jest czysto i bezpiecznie... I w mniej turystycznych miejscach - bardzo tanio. Najdroższy w wyprawie na tę wyspę jest dojazd i nocleg. Chociaż rezerwując loty odpowiednio wcześniej można znaleźć je nawet po 200zł w dwie strony.

Sardynia to też jedno z niewielu miejsc w Europie gdzie można spotkać dzikie flaminigi.

https://www.banialuki.net/gdzie-znalezc-flamingi-na-sardynii/
A jedną z godnych polecenia atrakcji turystycznych jest wycieczka łódką po nabrzeżnych grotach i plażach, do których często nie ma dostępu z lądu.

/Sardynia

/Sardynia

/Sardynia

"Włochy są krajem z największą na świecie liczbą obiektów wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego i Kulturalnego UNESCO. (...) 18 znajduje się w południowych Włoszech, z których tylko jeden (choć wydaje się, że więcej miejsc na to zasługuje) położony jest na Sardynii. Jest to najbardziej okazały na wyspie zespół archeologiczny z epoki nuragijskiej - Su Nuraxi(...)." / Sardynia, travelbook wyd. Bezdroża, Helion SA, 2016

Sardyńskie kulinaria to mieszanka owoców morza i górskich wiktuałów (np. baranina, sery). Tamtejsza ludność stając przed koniecznością ciągłej obrony przed różnorodnymi grabieżami, np. pirackimi, historycznie zamieszkiwała głównie głąb lądu i jego wzgórza. Nie można pominąć także skosztowania rodzaju likieru bądź nalewki zwanego Mirto traktowanego tam jako aperitif.

Sardynia to także wyspa tajemnic. Szacuje się, że jej tereny były jednymi z pierwszych zasiedlonych przez rodzaj ludzki w zorganizowany sposób i wśród jej zagadek występują tzw. "domus janas" z epoki przednuragijskiej (czyli prawdopodobnie przed XVII w p.n.e!) rozsiane po całej wyspie. Niektóre legendy mówią, że to domy wróżek, inne że plemienia Janas. Na razie nie jest jasne przeznaczenie owych mini grot, najbardziej prawdopodobną teorią staje się, że były to grobowce. Wiele z nich jest zorientowanych na przepiękne, panoramiczne widoki z wyspy, a niektóre są zaadaptowane na prawdziwe domy.

Sardynia jest miejscem, które skradło moje serce i nie oddało i mam nadzieję, że uda mi się bardziej przybliżyć do tej wyspy, a na pewno jeszcze nie raz tam powrócę, bo nawet wypad "zaledwie" na weekend tam pozwala się zregenerować i naładować baterie.

/Sardynia

/Sardynia

/Sardynia

Kraj Basków z perspektywy samochodowej (Hiszpania).

/

Czy warto wyruszyć na podbój Hiszpanii samochodem? I tak i nie. Jeśli wyjeżdżasz w więcej niż 2 osoby lub uda Ci się zabrać ze sobą kogoś z Blablacar, to może się taka wycieczka okazać tańsza niż podróż samolotem, ale to też zależy kiedy podejmiecie decyzję, w jakim terminie wyjedziecie i skąd ruszacie. Jeśli długość Waszej trasy to nie więcej niż 1100 km to można spokojnie zrobić ją "na raz", ale jeśli jest znacząco dłuższa, to lepiej zaplanować nocleg bądź zwiedzanie po trasie.

Zdarzyło mi się już spędzić 15h za kierownicą z postojami na łazienkę i lunch wyłącznie, i o ile jestem doświadczonym i objeżdżonym w trasach kierowcą, to nie polecam. Ostatnie 2h to była udręka, przy czym nie stosuję redbulli, a może by pomogły. Niestety po takich specyfikach boli mnie żołądek, a potem mam problemy ze snem, więc posiłkując się na końcówce nocnej trasy odchorowywałabym taki specyfik przez kolejne dwa dni.

Jeśli ruszacie gdzieś z Polski i macie ochotę na nocleg - najekonomiczniej wypadną te przy granicy francusko-niemieckiej ze wskazaniem na stronę francuską. Możecie też pokusić się o zahaczenie o Szwajcarię lub Luksemburg...

Najdroższym zaskoczeniem mogą być autostrady we Francji. O ile mają świetnie rozbudowaną sieć i są bardzo dobrej jakości, o tyle są bardzo drogie i w przeciwieństwie do Niemiec jest na nich bardzo dużo ograniczeń i maksymalna dopuszczalna prędkość to 130km/h. Mandat za przekroczenie prędkości od 0-20km/h jest w jednej stawce. Ponadto dość uciążliwym jest ciągłe przejeżdżanie przez bramki. Można się pokusić o telepłatność.

Dla tych którzy miewają lęki w lataniu samolotem odradzam lądowanie w Bilbao. Lotnisko to słynie z bocznych wiatrów i lądowanie na nim może być nie lada przeżyciem na miarę wycieczki Tupolewem ;) - https://www.youtube.com/watch?v=cfnujqVJLVM 

Wybór destynacji naszej podróży był zdefiniowany poprzez miejsce przebywania naszych znajomych, więc nie musieliśmy płacić za hotel.

/San Sebastian

/San Sebastian


/San Sebastian

/San Sebastian
Mimo wyprawy w środku jesieni pogodę zaklasyfikowałabym jako ładny polski sierpień. Było bardzo ciepło i słonecznie, choć podobno dość często tam pada.

Wszelkie miejsca warte odwiedzenia znajdziecie na oficjalnej stronie turystycznej: https://tourism.euskadi.eus/en/ .

Ceny wyżywienia zaklasyfikowałabym jako zbliżone do niemieckich przy czym warto pamiętać, że San Sebastian czy Bilbao to jedne z najbogatszych, a przy tym najdroższych rejonów Hiszpanii.

Kraj Basków jest dość górzystym regionem, więc może być wyzwaniem dla "słabszych" aut nawet na autostradzie (niektóre wzniesienia jadąc na tempomacie w manualu powodują, że auto momentalnie zwalnia np. ze 120 na 80km/h, a jadąc z górki co kilka kilometrów są pasy awaryjnego hamowania), za to widoki zachęcają do spokojniejszej jazdy aby się nimi delektować. Mnie wyjątkowo urzekła trasa z San Sebastian do Bilbao. Niestety na tej samej trasie mieści się fabryka papieru, która wywołuje malowniczą mgłę, uciążliwy smog i przy gorszych wiatrach niesamowity smród stęchlizny w całym rejonie.

W ramach naszej wojaży rzuciliśmy okiem na:
Urdaibai Biosphere Reserve z różnych miasteczek na jego brzegu, np.:
/Mundaka

/Mundaka

Gdybyśmy mieli więcej czasu pewnie skusilibyśmy się jeszcze na zwiedzenie kilku zamków, np.: Butron, Arteaga.

Niemniej nie ma czego żałować, bo rzuciliśmy okiem na San Juan de Gaztelugatxe [Gaztelugacze], który zasłynął z planu zdjęciowego Gry o tron oraz nie udało nam się powstrzymać przed francuską częścią Kraju Basków z jej Chateau d'Abbadie.


Aby skutecznie dotrzeć do tego pierwszego i zabić dzwonem w celu spełnienia swojego życzenia, należy wyruszyć w miarę rano (później parking jest pełny) oraz przyodziać w miarę sportowe ubranie. Na trasie są nie tylko niezliczone schody, ale też leśna, stroma, czasem skalista ścieżka, która może być miejscami bardzo śliska.

Zamek po stronie francuskiej jest równie osobliwy jak jego ówczesny właściciel, który był przede wszystkim etnografem i astronomem oraz znał 14 języków i przyczynił się do sformalizowania języku Basków. Jego budowla stanowiła przede wszystkim obserwatorium astronomiczne a obecnie, o ile dobrze zrozumiałam, należy do Uniwersytetu i przez wiele lat po śmierci Antoine-a dalej służyła w ww. celu.
Wycieczki nie rezerwowane z odpowiednim wyprzedzeniem są najczęściej po francusku. Nie można wejść bez przewodnika. Na szczęście w trakcie owej wycieczki można otrzymać folder w kilku językach. Zamek ten swoimi murami opowiada życie arystokratów ekscytujących się romantyzmem w formie godnej rokokowej przesady, abolicjonizmu, szalonej miłości, religijności i pasji do nauki.

/Chateau d'Abbadie

/Chateau d'Abbadie

/Chateau d'Abbadie

No i wisienką na torcie będzie Bilbao. Co prawda wolę miasta o strukturze i wielkości San Sebastian i dla mnie SS to trochę taka mała szwajcaria Hiszpanii. Bilbao jest już dla mnie za duże i lekko męczące, lekko klaustrofobiczne, niemniej niepodważalnie piękne i zachwycające swoim Muzeum Guggenheim-a. Z racji ograniczonego czasu wybrałam się na 3h spacer po mieście celując w jego kluczowe punkty od Uniwersytetu przez park po G. po Mercado de la Ribera i oczywiście wiedziona moim niezawodnym szczęściem trafiłam na jedyną w mieście ulicę dziwek i dealerów xD.

/Bilbao

/Bilbao

/Bilbao

/Guggenheim
/Bilbao



W poszukiwaniu prawdy o życiu, ludziach i świecie - Tomek Michniewicz, "Świat równoległy"

/
Z cyklu przerzucania starych postów na nowego bloga - wiecznie aktualny zachwyt nad PRAWDZIWYM podróżnikiem, który naprawdę ma coś sensownego i opartego na faktach do powiedzenia. Recenzja z dnia 8.02.2016.
_______________________________________________________



Niedawno wpadła mi w ręce książka Tomka Michniewicza, "Świat równoległy". Nie jestem pewna jak to się stało, może uległam któremuś z wywiadów promujących jego książkę.

Jako kulturoznawca - orientalistka, w końcu mogę z czystym sumieniem i lekkim sercem, zdecydowanie polecić dzieło popełnione przez reportera/podróżnika. Książka ta zachwyciła mnie, nie jako dzieło literackie, ale jako do krwi prawdziwy, dotykający podstaw funkcjonowania systemów i społeczeństw, a także zahaczający o filozofię, zbiór dziennikowo-reportażowy zagadnień, które są "czarno-białe" tylko dla ignorantów.

"Świat równoległy" jest napisany bardzo przystępnym językiem. O tyle o ile nie mogę wymagać, aby program moich studiów został włączony do programu kształcenia licealnego (a powinien, bo bardzo otwiera umysł), o tyle każdemu laikowi zagadnień poza europejskich i każdemu stroniącemu od papieru w ilości większej niż kilka kartek, gorąco polecam tę książkę. Te trzysta parę stron chłonie się "w sekundę", choć warto się w paru miejscach zatrzymać, bo autor nie daje nam odpowiedzi na poruszone dylematy. Odpowiedzi te powinniśmy znaleźć sami, ale niezależnie od życiowego i podróżniczego doświadczenia - wszyscy będziemy relatywnie zagubieni. Opowieści zawarte w tej publikacji pozwolą nam nieśmiało zajrzeć za drugą stronę lustra, a przynajmniej sprawią takie wrażenie. W dzisiejszych czasach prawda to wybitnie abstrakcyjne, a może i utopijne pojęcie. Nie dlatego, że autor cokolwiek ukrywa (a może i przemilczał ;) ) ale dlatego, że jest zależna od zbyt wielu czynników, w tym nas samych.

Trudno jest napisać klarowną recenzję tej książki, ponieważ pozostawia zbyt wiele znaków zapytania i zbyt wiele względności do rozważenia. Działa też jak emocjonalna bomba atomowa, wywołuje wybuchy, wiele po sobie zostawia w sercach i umysłach i już nie da się tak samo patrzeć na świat (żyć) po wchłonięciu jej treści. Wiadomo, konformizm i oportunizm zawsze weźmie górę, jednak to co przeczytasz nie da Ci spokoju, co początkowo bywa niepokojące i frustrujące, a na dłuższą metę jest bardzo budujące. Niewiele było w tej książce rzeczy, które były dla mnie nowe, ale na nowo obudziła ona moją duszę i świadomość, którą na co dzień siłą rzeczy się tłamsi, aby łatwiej żyć. Nieświadomość też jest sposobem na życie, tylko czy słusznym (a na pewno nieświadomym) ?

Inni podróżnicy, jak np. Cejrowski, zdążyli się w moich oczach srogo skompromitować, jak np. w programie o buddyzmie i wszelkich jego wzmiankach o Azji, podsycających chorą, orientalistyczno-mityzującą fascynację wschodem, mocno mijającą się z sednem niektórych zjawisk, zbyt subiektywno-katolicką jak na tak znaną i szanowaną osobę, która robiąc to co robi, powinna zdawać sobie sprawę z impactu jaki wywiera na odbiorcach i przedłożyć misję i etykę ponad subiektywny "show" którym traci zaufanie osób, które jednak mogą coś na dany temat wiedzieć. Show dla mas. Podróżniczy McDonald.

Martyna Wojciechowska za to przedstawia niszowe zjawiska, które są bardzo ciekawe, niestety zbyt często słyszę u ludzi "bo ja widziałem/-am u Martyny ... i to było takie straszne i jak te dzikusy i brudasy tak mogą...". Skoro porównuję gastronomicznie poziom "reportażowych usług" - coś między Aioli, a hipsterską knajpką typu no name.

Tomek w swojej książce stara się maksymalnie odciąć od subiektywizmu (mimo że nie jest to bezwzględnie możliwe), patrzy na wiele zjawisk zarówno w mikro jak i makro skali, a tym co mierzi go najbardziej to nie to, "co te niebiałe małpy wyczyniają lub myślą", tylko to, że jego wrażliwość emocjonalna jednocześnie nie pozwala mu na bycie niezaangażowanym reporterem i obsesyjnie wręcz napędza do poszukiwania podstawowych prawd, z którymi od wieków mierzą się filozofowie... i zwykli ludzie. Ta niespokojna dusza wywołuje niebywałą kreatywność i chęć działania, przyspiesza bicie serca i napędza życie, ale może być też autodestrukcyjna. Jednakże autor zdaje się być dość głęboko świadomą istotą i nie ma w tym wszystkim co robi, pisze, żadnego zgrzytu ani potencjalnie alarmujących kwestii.

Esencją tej książki może być następujący cytat (najbardziej mnie poruszył; choć cytat z Bułhakowa na początku książki również oddaje jej wydźwięk):

"W którym momencie Europa przestała poszukiwać? Gdzie zgubiliśmy ten pierwiastek najbardziej potrzebny człowiekowi, by być istotą ludzką? Zapomnieliśmy o nim w biegu po grafen i kartę kredytową. Ci, którzy mieli nam o nim przypominać, sami się pogubili. Ważniejsze okazały się maybachy, mercedesy, ozdobne ornaty i watykańskie pałace. Każde wybory to festiwal nienawiści do drugiego człowieka, inności, różnic. Jak wielu innych, wyłączam telewizor. Weszliśmy chyba w epokę rozczarowania.
Świat stoi na głowie. W Ameryce telewizyjni kaznodzieje zbijają fortunę na sprzedaży magicznej wody leczniczej. W Birmie buddyjscy terroryści podkładają bomby. Na Bliskim Wschodzie nie da się odróżnić religii od polityki. Czy jest gdzieś miejsce, gdzie dusza jest nadal duszą? "

Jak zdefiniujesz: strach, siłę, honor, system, dom, rezerwat, ryzyko, świętość, poszukiwania, po przeczytaniu o Pakistanie, polskich siłach specjalnych, najostrzejszym więzieniu w USA, gettach XXI w., atrakcjach turystycznych, proximity flyers, czy szalonym młodzieńczym podróżowaniu będącym de facto ucieczką od życiowego przytłoczenia?

Brzmi błacho? Brzmi gwiazdorsko w poszukiwaniu sensacji? Tak nie jest, a głębia treści jaką autor ma do przekazania i koloryt opisywanych zjawisk sprawia, że "Świat równoległy", to Twoja lektura obowiązkowa, dla każdego.

Czytałeś? Podziel się swoimi wrażeniami!

Gdybym znowu miała 20 lat... porady dla dzisiejszych dwudziestolatków :)

/pexels
Niczego w życiu nie żałuję. To, co przeżyłam i jak ułożyło się moje życie sprawiło, że jestem tym kim dzisiaj jestem. Nie warto grzebać w błędach, żeby się umartwiać. Nie warto utyskiwać za przeszłością, bo to powoduje, że tracimy z horyzontu teraźniejszość i przyszłość. Ponadto wiele badań neurokogniwistów i psychologów udowadnia, że nasz mózg przeinacza nasze wspomnienia dla... zdrowia psychicznego. Więc to nigdy i wcale nie było dokładnie tak, jak nam się wydaje, że było ;). Warto na pewno wyciągać wnioski z tego, co się przeżyło i kreować naszą obecną rzeczywistość najlepiej, jak potrafimy.

Niemniej chciałabym czasami wiedzieć to, co wiem teraz, po fakcie, z perspektywy czasu. I chciałabym, żeby ktoś kiedyś potrafił mnie dobrze ukierunkować. Pokolenie moich rodziców, okresu transformacji, samo było zagubione w dynamicznie zmieniających się realiach, a i obecni dorośli często się gubią i wybierają konformistyczne rozwiązania, kurczowo trzymając się tego, co znane, bojąc się tego, co nieznane.

A więc gdybym znowu miała te circa dwadzieścia lat:

1. przynajmniej w wakacje wyjeżdżałabym na work&travel&language

Wiadomo, nie każdego stać na luksus podróżowania, ale już KAŻDY z nas może wyjechać w celu nauki języka, a na kurs, mieszkanie i życie dorobić sobie pracując w danym miejscu.

Dopiero w zeszłym roku dowiedziałam się, że np. Malta jest jednym z takich kierunków, gdzie są świetne kursy języka angielskiego, wszyscy mieszkańcy mówią doskonale po angielsku i bardzo łatwo o pracę w sezonie turystycznym. Np. jako kelnerka, barman, itp. Ponadto Malta oferuje multum rozrywek dla młodych ludzi.

Zamiast Malty można oczywiście wybrać Anglię, Amerykę albo Nową Zelandię! Nic, tylko uczyć się języka!

Angielski masz w małym palcu? W dzisiejszych czasach dynamicznego rozwoju technologii będzie coraz mniej miejsc pracy. Przyjmij za pewnik, że będziesz zmuszony do relokacji w swoim życiu za pracą, będą od Ciebie wymagać wysokich kwalifikacji LUB wielojęzyczności!!

Ponadto coraz więcej Polaków jest za granicą i na pewno masz przynajmniej jednego znajomego, który znalazł swoją polską połówkę za granicą. Jeśli dochodzi do relokacji za partnerem, to niestety ta druga osoba ma dużo trudniejszy start na obcym rynku. Nawet jeśli nie masz super kwalifikacji, to już sama znajomość języków pozwoli na znalezienie jakiejkolwiek pracy.

Czemu by nie spróbować nauki francuskiego we Francji lub Szwajcarii lub Kanadzie?

A może arabskiego w Emiratach, Egipcie?

A może japoński w Japonii? Białasy mają tam, i nie tylko tam, wzięcie do dowolnej roboty.

Wybierz swój język, wybierz fajny kraj i do dzieła! Kurs, praca i podróż w jednym!

Ponadto intensywne kursy "miejscowe" są zdecydowanie bardziej efektywne niż smętne lekcje w szkole i ma się szansę poznać mnóstwo niesamowitych ludzi!

2. zrobiłabym sobie gap year

Co prawda brałam dziekanki i podróżowałam, ale to co innego, i to też ma być rada dla Was.

Nikt mi nigdy nie powiedział, że przecież nie trzeba się nigdzie spieszyć! Ciągle była tylko presja, gonitwa za... no właśnie, za czym? Take life easy! Odradzam bycie biernym, nie jest też tak, że wszystko samo nam wpadnie w ręce, ale nie można też w szaleńczym pędzie spełniać życzenia rodziców i realizować swoje ambicje. To się może skończyć nawet w szpitalu...

Zapamiętaj! To nie ma znaczenia, czy zrobisz licencjat teraz, czy za rok, czy nawet za pięć! Najważniejsze abyś odnalazł siebie, robił to co lubisz, spełniał się, poznawał świat we wszystkich jego odcieniach. Dowiedz się, co Cię najbardziej interesuje i co chcesz robić w życiu. Odkryj, kim jesteś, a może nawet - gdzie chcesz żyć?

Wolontariat przy słoniach w Indiach, przy pandach w Chinach? Podróż dookoła świata z plecakiem w ręku? A może praktyki w różnych firmach, aby poznać różne zawody, rynki i wybrać to, co jest dla Ciebie? Go for it! Nikt nie odbierze Ci tego, co doświadczysz, czego się nauczysz.

W Szwajcarii np. aby zostać notariuszem, nie trzeba kończyć studiów! Wystarczy kurs zawodowy, praktyka i zdanie egzaminu zawodowego.

3. rozsądniej wybrałabym przyszłość/studia

W Polsce dominuje irracjonalny imperatyw studiowania, co niestety wpływa na samą jakość tych studiów i dewaluację tych osób, które je ukończyły. Bardzo wiele osób w efekcie studiów nie kończy, bądź po licencjacie zmienia kierunek na magisterkę, albo po magisterce musi zrobić podyplomówkę pod kątem tego, jak ułożyła się ich kariera.

Nie chcę odradzać studiowania, bo samo w sobie bardzo rozwija człowieka, cokolwiek byśmy nie studiowali i ów imperatyw w Polsce, mimo powiększającego się proletariatu, jest jedną z przyczyn ogromnego skoku pokoleniowego jaki wykonaliśmy jako kraj, goniąc zachód (systematycznie i dynamicznie podwyższamy poziom naszego społeczeństwa; rzadko który kraj osiągnął w 20 lat tyle, co my), jednakże z racji, że świadome życie mamy tylko jedno, i to krótkie, to szkoda go tracić na nietrafione studia bądź wieczne studiowanie.

A jak masz studiować trafiony kierunek, gdy nie masz czasu na wybór? Rozpoczynają liceum jesteś jeszcze dzieckiem, a kończąc masz "sajgon" z maturą, studniówką i wyborem kierunku...

Nie ma najmniejszego znaczenia jakie studia wybierzesz, bo po każdych, możesz być kimś, pod warunkiem, że to co studiujesz, naprawdę wejdzie Ci w krew, będzie Twoją pasją i dasz z siebie 200% w danej dziedzinie. Nie zrobisz tego studiując "cokolwiek".

W czasach dynamicznie rozwijającej się technologii i nadprodukcji "humanistów" warto przemyśleć kierunki ścisłe. Niemniej nie jest to wg mnie jedyna właściwa droga. Psychoterapeuta właścicieli technologicznych start-upów to też przecież dobry biznes ;).

Niezmiennie najbardziej wartościowe zawody pod względem perspektyw zatrudnienia, to te powiązane z niezmiennymi ludzkimi potrzebami. W myśl przysłowia: "Ludzie zawsze będą żreć, srać i umierać" ;). Czyli wszelkie zawody gastronomiczne, "sprzątające", grabarskie, formalnościowe, zdrowotne - zawsze będą w cenie.

4. pojechałabym na Erasmusa

Jak już wspomniałam, podróżowałam, realizowałam autorskie badania za granicą, robiłam praktykę studencką za granicą, pracowałam za granicą, ale nie byłam na Erasmusie. Poznaję coraz więcej ludzi, którzy z Erasmusa skorzystali, i widzę jak ogromną wartość wniosło to do ich życia, a czasem nawet spowodowało zwrot o 180 stopni. 

Nie wybierajcie kierunków Erasmusowych słynących z imprezowania i studenckiego życia. Wybierzcie taki kierunek, który realnie będzie miał wpływ na Wasze życie. Na przykład znajomy wybrał kierunek Niemcy, mimo że wszyscy odradzali i doradzali Hiszpanię. Dziś jest rozchwytywanym na całym świecie doktorem po niemieckiej uczelni. Koleżanka z Grecji pojechała na Erasmusa do Francji. Dziś jest wysoko wykwalifikowaną programistką w Szwajcarii :), a po Erasmusie pokochała Polaków :).

Nie martw się swoimi polskimi studiami, wszystko jest do ogarnięcia. Łap okazję z Erasmusem!


Zrobiłabym, pojechałabym... Przecież nie jesteś taka stara! Sama to zrób, co doradzasz!
Nie wykluczam, że w innych okolicznościach życiowych właśnie pakowałabym plecak i robiła którąś z powyższych rzeczy. Niemniej nie mam za czym utyskiwać, swoje już przeżyłam, swoje wypodróżowałam, swoje wyuczyłam i uczę dalej i obecnie mam inne priorytety. Nie wykluczam jednak, że np. jak odchowam dzieci, to nie wpadnę na któryś z powyższych pomysłów :). Życie to ciągła zmiana (lub wegetacja ;) ).